Death Rally – recenzja

Zerknęliśmy na najnowszą odsłonę Death Rally, która wraca po 15 latach do świadomości graczy. Łezka w oku się kręci, a palec boli od grania – ta gra to kwintesencja dobrej zabawy, chociaż nie ustrzeżono się kilku wpadek. Śmiało można jednak powiedzieć, że Reckless Racing zyskał godnego rywala!

Death Rally – recenzja
Zbyszek Kowal

04.04.2011 | aktual.: 04.04.2011 07:56

Należę do pokolenia dinozaurów, które miało przyjemność kilkanaście lat temu zagrywać się w Death Rally na komputerze wyposażonym w 8 MB RAM. Wyścigi Remedy Entertainment to mój ulubiony tytuł z tamtych lat i jedna z niewielu gier, na które naprawdę czekałem. Jestem nieco zniesmaczony tym, co zaserwowano miłośnikom urządzeń z iOS na pokładzie. Moja recenzja będzie bardzo emocjonalna i być może przez to trochę mniej obiektywna. Zapraszam do lektury.

Powrót do przeszłości

Zabawę rozpoczyna prolog. Gracz steruje w nim samochodem, który ucieka przed policyjnym pościgiem. Tutaj de facto poznaje się kontrowersyjne sterowanie krążownikiem szos. Nie ma samouczka ani rozbudowanego helpa – wszystko trzeba opanować samodzielnie.

Obraz

Policja oczywiście i tak w końcu nas łapie. Po kilku komiksowych planszach wyjaśniających, dlaczego musimy wziąć udział w wyścigu śmierci (trochę to naciągane jak dla mnie), nadziewamy się na główne menu - naszą bazę wypadową do każdego wyścigu.

Pierwszym zaskoczeniem jest wygląd garbusa. Nowy Vagabond przypomina raczej małego jeepa niż cudeńko Volkswagena, ale równie fajnie się nim jeździ. Co najważniejsze jednak, szybko orientujemy się, że w Death Rally najbardziej liczą się uzbrojenie oraz pancerz. Szybka i dynamiczna kariera usłana jest wrakami spalonych samochodów naszych przeciwników. Na wykręcanie rekordowych kółek i zgarnianie pole position przyjdzie czas po ukończeniu gry.

Obraz

W klasycznej odsłonie braliśmy udział w wyścigach, w których zarabialiśmy pieniądze na naprawę, uzbrojenie, ulepszenia auta oraz punkty do rankingu kierowców. Gracz mógł obserwować postęp komputerowego przeciwnika, który również zarabiał punkty. Łatwo można było więc skoncentrować się na eliminowaniu najgroźniejszych konkurentów.Kilka znaczących zmian względem oryginału

[/h3]W nowej odsłonie nie ma listy kierowców z Duke Nukem na czele. Zamiast tego po każdym wyścigu zbieramy punkty sławy. Im więcej punktów, tym większa szansa, że podczas wyścigu zbierzemy części potrzebne do odblokowania kolejnego samochodu.

Obraz

Tutaj spotkało mnie kolejne zaskoczenie. Nowy samochód musimy znaleźć w częściach na torze. Po skompletowaniu wszystkich pojawia się on w naszym garażu. Łącznie do naszej dyspozycji oddano pięć autek, co jest wersją uboższą od oryginału, w którym znalazło się sześć pojazdów. Brakuje Wraitha – wzorowanego na Porsche 911 samochodu. Naturalnie najlepszy jest Deliverator, który pojawia się na torze w 14 częściach.

Nie podoba mi się tego typu rozwiązanie. Praktycznie eliminuje element strategiczny w tej grze. Przejeżdżając kilkanaście wyścigów (bez względu na rezultat), odblokujemy wszystkie auta, które można ulepszyć. Każdym z samochodów musimy się przejechać oraz każdy z nich ulepszyć w stopniu maksymalnym, aby otrzymać prawo do walki z Adversary, niekwestionowanym królem w Death Rally.

Obraz

Podobnie sprawa wygląda z dodatkowym wyposażeniem. Takie smaczki jak kolczasty zderzak (zupełnie zbagatelizowano jego moc), miny czy też karabin maszynowy również najpierw musimy znaleźć podczas wyścigu. Tutaj jednak należy się plus dla producenta, który zaimplementował aż sześć elementów arsenału. Oprócz wymienionej trójki znalazło się miejsce dla shotguna, snajperki oraz wyrzutni rakiet.

Nie ma sabotażu i dodatkowych zleceń

Po ukończonym wyścigu zdobyte pieniądze przeznaczamy na naprawę oraz ulepszanie samochodu. Podobnie jak w oryginale, tutaj również możemy poprawiać silnik (zwiększa prędkość auta), ulepszać opony (lepsza kontrola przy skręcaniu) oraz dopakować pancerz (zmniejszenie uszkodzeń auta).

Obraz

Paliwo rakietowe nie jest dostępne z poziomu garażu. Dopalacze znajdujemy podczas wyścigu w porozrzucanych tu i ówdzie skrzynkach. Zupełnie zrezygnowano za to z możliwości sabotażu przed wyścigiem. Uszkodzenie samochodu gracza o najwyższym rankingu w wyścigu było ciekawym rozwiązaniem. Tutaj takiej możliwości nie ma.

Z wielkich nieobecnych można wymienić również brak pożyczek oraz możliwości brania zleceń dodatkowych. W oryginalne można było otrzymać dodatkowe pieniądze za wyeliminowanie z wyścigu konkretnego gracza lub przewiezienie steroidów. Strasznie brakuje mi czarnego rynku w nowej odsłonie Death Rally.

Obraz

Na szczęście same wyścigi nie uległy znacznym zmianom. Na torze melduje się sześciu kierowców (o 2 więcej aniżeli w oryginale), których głównym zadaniem jest przetrwać trzy okrążenia. Praktycznie nie zdarzają się wyścigi w których wszystkie samochody dojeżdżają do mety. Fajna sprawa.

Nie wiem dokładnie, ile w grze zaimplementowano tras, ale wygląda na to, że wszystkie znane miejsca z oryginalnego Death Rally zostały uwzględnione. Urozmaicenie jest na tyle duże (kilka wyścigów odwróconych jest o 180 stopni), że nuda nam nie grozi. Oprócz wyścigów pogrupowanych poziomem trudności od czasu do czasu możemy zdecydować się na wyścigi specjalne.

Sterowanie wzbudza najwięcej kontrowersji

Na koniec swojej recenzji pozostawiłem dwie najważniejsze kwestie. Pierwszą z nich jest sterowanie samochodem, które odbiera punkty od ostatecznej oceny, drugą - oprawa audiowizualna projektu.

Obraz

Jak już wspomniałem we wstępie, od grania boli palec. Nie jest to spowodowane jednak długimi godzinami spędzonymi nad tym tytułem. Ktoś wpadł na chory pomysł użycia dotykowego sticka, który słabo sprawuje się w roli sterującej. Rozgrywka polega wiec na tym, że przez większość wyścigu przyciskamy z całych sił kciuk do lewego dolnego rogu ekranu, wyginając go na wszystkie strony.

Owszem, można tego nie robić i starać się delikatnie muskać stick, tyle że w takim przypadku jazda po najlepszej linii toru jazdy jest nie możliwa. Co najgorsze jednak, to jedyny sposób sterowania samochodem. W porównaniu z Reckless Racing, w którym pomyślano o kilku rodzajach sterowania, Death Rally wypada bardzo słabo.

Obraz

Oprawa graficzna jest prawdziwym majstersztykiem. Zdecydowanie nie tęsknię za starym wyglądem, w którym wyścigi również obserwowaliśmy z widoku lotu ptaka. Każdy z samochodów został ładnie dopracowany, poszczególne plansze prezentują się nad wyraz okazale. Nie miałem okazji przetestować Death Rally na iPadzie 2, ale 60 klatek na sekundę na nowym tablecie Apple’a mówi samo za siebie. Wizualnie gra prezentuje się wyśmienicie i zupełnie nic nie można jej pod tym względem zarzucić.

Godny konkurent dla Reckless Racing

Podobnie jest ze stroną muzyczną gry. Pomimo mojej pierwszej niechęci do soundtracka, jaki pojawia się w intro, można przyzwyczaić się do oprawy muzycznej. Twórcy zadbali o takie szczegóły dźwiękowe jak odgłos pustego magazynka w naszym karabinie. Takich drobnych smaczków jest naprawdę sporo. Przekłada się to na naprawdę bardzo przyjemny odbiór.

Słówko podsumowania. Death Rally to aplikacja uniwersalna. Pobierając program raz, otrzymujecie produkt na iPhone’a i iPada. Jest to wartość dodana, w szczególności gdy wydatek pięciu dolarów stanowi duże obciążenie dla Waszych kont w iTunes.

Wyścigi Remedy Entertainment nadal mają w sobie tę magię, która urzekała ponad 15 lat temu. W tytuł gra się bardzo przyjemnie, chociaż zabawa nie potrwa dłużej niż trzy godziny. Nie ma (zapowiedziano na update) trybu multiplayer, który wydłużyłby zabawę. Pojawiło się kilka nowych rozwiązań, które tak naprawdę przeszkadzają takim zramolałym graczom jak ja.

Nowi użytkownicy będą zachwyceni. Jest świetna grafika, niezła grywalność, nietypowe sterowanie oraz pełne wsparcie dla Game Center – zauważyłem, że jest jakiś problem z odpowiednim zapisywaniem punktów fame w leaderbordsach. Zdecydowanie polecam, zarówno trzydziestolatkom, jak i młodszym użytkownikom urządzeń (oprócz iPhone'ów 3G) z iOS na pokładzie.

Obraz

[plus] Oprawa audiowizualna

[plus] Klimat klasycznego Death Rally

[plus] Duży wybór broni

[minus] Sterowanie samochodem

[minus] Błędy w Game Center

[minus] Rezygnacja z Black Market

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)