Painkiller: Purgatory – recenzja

Painkiller: Purgatory – recenzja

Painkiller: Purgatory – recenzja
Piotr Lemański
17.03.2011 19:19, aktualizacja: 17.03.2011 20:19

Na rynku mobilnych aplikacji niewiele jest strzelanek umożliwiających obserwację otoczenia w trybie pierwszoosobowym. Spowodowane jest to niezbyt wygodnym sterowaniem postacią oraz celowaniem w przeciwników. O wiele lepiej nadaje się do tego klawiatura i mysz. Pomimo utrudnień zawsze będą pojawiać się odważni producenci, którzy spróbują przekonać graczy że FPS-y na iPhonie potrafią dostarczyć nie mniej rozrywki niż ich pecetowi starsi bracia. Na taki krok zdecydowało się znane studio Chillingo.

Obraz

Gdy przebrniemy przez wprowadzenie naszym oczom ukaże się Menu Główne. Z estetycznego punktu widzenia nie mogę się tutaj do niczego przyczepić. Muzyka w tle jest miła dla ucha i odpowiednio mroczna. Jasna, biała czcionka kontrastuje z ciemniejszym tłem i soczystymi plamami krwi. Oprócz opcji rozpoczęcia rozgrywki możemy od razu: przejrzeć nasze achievmenty, zresetować grę, uzyskać pomoc.

Zabrakło opcji Load game. Nasze postępy zapisywane są automatycznie i nie ma możliwości (ani też, jak się za chwilę dowiemy potrzeby) prowadzenia naraz kilku sesji. W opcjach za to wcale nie tak ubogo - możemy włączyć sterowanie jednym lub dwoma joystickami oraz ustawić czułość. Opcja sterowania dla leworęcznych jest też na miejscu.

Obraz

Gra oferuje nam zabawę na czterech różnych poziomach trudności. Do wyboru mamy na początku: daydream (ang. sen na jawie) albo insomnia (ang. bezsenność). Odpowiednio zaznaczone są te, na których grę mamy już za sobą. Pozostałe dwa poziomy odblokowują się po ukończeniu poprzednich. Ich nazwy są równie klimatyczne: Nightmare oraz Trauma.

Rozgrywka – mogło być lepiej!

Jeśli spodziewaliście się zróżnicowanego uzbrojenia, lokacji i potworów oraz nietuzinkowego systemu walki, to muszę was brutalnie rozczarować.  Żadnej z tych rzeczy w tej grze nie znajdziecie. Wokół jest po prostu brzydko. Wprawdzie widok ogromnych pikseli wywołuje łezkę w oku u starszego gracza, ale nie jestem pewien czy twórcom gry chodziło o taki właśnie zabieg. Przez cały czas kręcimy się po tych samych pomieszczeniach: są to albo mniejsze lub większe sale, albo korytarze gotyckiego zamku.

Obraz

Ponarzekaliśmy na gotyckie lochy, przejdźmy teraz do tego, co je wypełnia. Otóż nasi przeciwnicy dzielą się na kilka rodzajów. Najbardziej prymitywni są rzeźnicy. Gdy zbliżysz się do nich na dwa metry natychmiast podbiegają, wymachując zakrwawionym tasakiem. Natomiast jeśli są daleko, lubują się w rzucaniu... kilogramowymi kawałkami wołowiny, które nie wiedzieć czemu są bardzo szkodliwe dla postaci gracza.

Rzeźnikom zwykle towarzyszą odrobinę potężniejsze orki (nazwałem je tak, bo budziły tylko jedno skojarzenie). Ta potężna góra mięsa ma tajemniczą moc znikania ci sprzed nosa i pojawiania się dokładnie za twoimi plecami... A może to tylko błąd programistów?

Obraz

Mamy tu jeszcze zupełnie zwyczajne nietoperze, toczące się po ziemi kolczaste kulki, które nagle zamieniają się w przerośnięte wilki,  bezkształtne duchy oraz końcowego bossa z którym przyjdzie nam się zmierzyć dopiero na samym, samiuteńkim końcu... czyli po jakichś czterdziestu minutach gry.

Do radosnego siekania z pewnością przyda nam się specjalistyczny ekwipunek. Domyślnie dzierżymy w ręku tak zwaną maszynkę do mielenia mięsa. Jest to broń wyposażona w cztery wirujące ostrza, wprost idealna do siekania rzeźników – nawet nie trzeba się przy nich zatrzymywać. Po przejściu kilku poziomów mamy szansę otrzymać całkiem przyzwoitą pukawkę, wywołującą dokoła efektowne wybuchy. Dodatkowo każda broń ma alternatywny sposób prowadzenia ognia: dla maszynki jest to żółty promień świetlny, pukawka zaś zamienia się w szybkostrzelny karabin. Na tym lista urozmaiceń się kończy.

Obraz

Pomimo słabej grafiki i dość dziwacznego zachowania przeciwników muszę przyznać, że grało mi się całkiem nieźle! Być może to mój chory gust, ale naprawdę przyjemnie jest usłyszeć eleganckie pyknięcie za każdym razem gdy nasz przeciwnik rozpada się na kilka kawałków soczystego mięsiwa.

W miarę przebywania kolejnych plansz coraz mniej przeszkadza nam brzydkie otoczenie. Przestajemy nawet zwracać uwagę na to, że wszyscy przeciwnicy giną dokładnie w ten sam sposób. Niebezpiecznie wciągające.

Nudę możemy odczuć dopiero podczas walki z ostatnim przeciwnikiem. Tutaj wystarczy skupić się na omijaniu lecących w naszą stronę pocisków i spokojnie pruć do stwora ze wszystkiego co mamy, biegając wokół niego przez dłuuugie kilkadziesiąt minut.

Czy warto kupować?

Kilka procent do oceny dodałem za muzykę, która dobrze komponuje się z całością. Jeśli komuś przeszkadza, można ją z łatwością wyłączyć, chociaż to akurat odradzam. Brak dźwięku sprawi, że jeszcze bardziej skoncentrujemy się na otoczeniu naszej postaci, a to już po chwili doprowadzi nas do wciśnięcia przycisku Home. Dzięki muzyce oraz grywalności aplikacja z nudnej staje się całkiem przeciętna, a do tego wciągająca. Można przy niej odpocząć lub odreagować stres. Wówczas plusem jest to, że rozgrywka zajmie nam zbyt dużo czasu. Czy kupić? Można, ale czy na pewno warto? Wszak Cut the Rope jest o wiele bardziej sympatyczny, a kosztuje całego dolara mniej...

Obraz

[plus] Dobra na mały relaks po intelektualnym wysiłku

[plus] Niepoprawnie wciągająca

[plus] Jeśli ktoś lubi mobilne FPS[minus]y, ten jest całkiem niezły

[plus] Ciachanie wroga sprawia przyjemność

[minus] Nudna

[minus] Za krótka

[minus] Brak zróżnicowania poziomów/broni/potworów

[minus] Szczątkowa (baaaardzo szczątkowa) fabuła

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)