Galaxy Note Edge - test i recenzja smartfona z ekranem krawędziowym
Galaxy Note Edge - poza swoim ekranem krawędziowym - oferuje użytkownikowi świetną specyfikację, rewelacyjny wyświetlacz, bardzo dobry aparat, najlepszy rysik na rynku i funkcjonalne oprogramowanie. Czy to wystarczy, aby polecić go każdemu? Niekoniecznie, a wszystkiemu winny jest... Galaxy Note 4.
Specyfikacja
- Android 4.4 KitKat;
- 5,6-calowy, wygięty ekran Super AMOLED o rozdzielczości 2560 x 1440 + 160 (ekran krawędziowy);
- Snapdragon 805 (4 x 2,7 GHz);
- 3 GB pamięci RAM;
- 32 GB pamięci wewnętrznej;
- slot na karty microSD (do 64 GB);
- aparat 16 Mpix z optyczną stabilizacją obrazu;
- aparat przedni 3,7 Mpix z 90-stopniowymi kątami widzenia, obiektywem o jasności F/1.9 i funkcją panoramicznego selfie;
- rysik S Pen;
- LTE Cat. 6;
- Bluetooth 4.1 (BLE,ANT+);
- NFC;
- WiFi 802.11 a/b/g/n/ac (HT80) MIMO PCIe;
- GPS;
- GLONASS;
- Beidou (chiński system nawigacyjny);
- IrDA (funkcja uniwersalnego pilota);
- czujnik gestów;
- akcelerometr;
- czujnik geomagnetyczny;
- żyroskop;
- czujnik RGB;
- czujnik zbliżeniowy;
- barometr;
- czujnik Halla;
- skaner linii papilarnych;
- czujnik UV;
- pulsometr;
- czujnik SpO2 (w zależności od kraju);
- zaawansowany dyktafon wykorzystujący 3 mikrofony do nagrywania w trybach Normalny, Wywiad, Spotkanie oraz Notatka głosowa;
- wymiary: 151,3 x 82,4 x 8,3 mm;
- waga: 174 gramów;
- bateria 3000 mAh z trybem szybkiego ładowania (50% w pół godziny).
Jak widzicie, nie tylko nazwa urządzenia, ale i jego parametry techniczne zbliżone są do tych oferowanych przez Galaxy Note'a 4. W zasadzie jedyne różnice wynikają z zastosowania wygiętego ekranu; wyświetlacz ma nieco krótszą przekątną, ale za to inne proporcje i nieco wyższą rozdzielczość, a ze względu na ścięcie jednego z boków pod obudową znalazło się mniej miejsca na baterię (ta w Nocie 4 ma 3220 mAh, tu mamy 3000 mAh).
Niemniej już podczas testów "zwykłego" Note'a 4 pisałem:
Ultrawydajny procesor, 3 GB RAM-u i ekran Quad HD Super AMOLED same w sobie dobijają do najwyższej półki, a rysik S Pen, czytnik linii papilarnych, pulsometr, czujnik natężenia tlenu we krwi, sensor promieniowania ultrafoletowego i szybkie ładowanie tylko tę półkę podnoszą. Takiego zagęszczenia podzespołów na centymetr kwadratowy próżno szukać w innych telefonach.
Te słowa idealnie pasują także do Edge'a. Co prawda na horyzoncie widać już pierwsze smartfony z wydajniejszym Snapdragonem 810 czy 4 GB RAM-u, ale to wciąż kawał świetnie wyposażonego urządzenia, którego specyfikacja jeszcze długo się nie zestarzeje.
Wydajność
Połączenie wydajnego Snapdragona 805 (4 x 2,7 GHz) z 3 GB RAM-u na papierze wciąż prezentuje się wyśmienicie. A jak prezentuje się pod szkłem, metalem i plastikiem imitującym skórę? Raczej dwojako.
Galaxy Note Edge bez najmniejszych trudów stawia czoła wymagającym grom czy mocno przeładowanym stronom internetowym oraz sprawnie nagrywa filmy 4K, więc wysokiej wydajności odmówić mu nie można. Z drugiej zaś strony sam interfejs pracuje dość ociężale i lubi reagować na polecenia z lekkim opóźnieniem. Lekkim, ale suma tych lekkich opóźnień sprawia, że podczas normalnego korzystania nie czuć drzemiącej pod obudową mocy.
Można mieć nadzieję, że szybkość pracy systemu zostanie poprawiona po aktualizacji do Lollipopa, ale już teraz mogę bezpiecznie założyć, że Edge pod względem wydajności zawsze będzie o krok za Galaxy Note'em 4. Sam ekran krawędziowy ma rozdzielczość 2560 x 160, więc składa się z większej liczby pikseli niż cały wyświetlacz Galaxy S II (800 x 480), a procesor i układ graficzny muszą go przecież obsłużyć. Dodajmy do tego pracujące w tle oprogramowanie odpowiedzialne za obsługę dodatkowej przestrzeni i mamy winowajcę takiego stanu rzeczy.
Problem w tym, że w przypadku Edge'a ciężko jakąś tę ociężałość wybronić. Note 4 może i działa wolniej od Nexusa 6, ale osobiście wolę, żeby aparat uruchamiał się pół sekundy dłużej, ale zrobił ładne zdjęcie. Gdy porównujemy 2 phablety Samsunga taka argumentacja znika, bo Edge nie oferuje niewiele (nic?) ponad to, co mogę zrobić za pomocą Galaxy Note'a 4.
Wygląd, wykonanie i ergonomia
Jeśli szukasz smartfona, który wygląda jakby został skradziony kosmitom, Galaxy Note Edge jest urządzeniem, od którego powinieneś rozpocząć poszukiwania. I je zakończyć, bo ciężko o produkt, który cechowałby się równie niecodziennym wzornictwem. Niecodziennym, ale jednocześnie dobrze znanym, bo wystarczy rzut oka, by stwierdzić, że mamy do czynienia z nowym produktem Samsunga. Ekran krawędziowy w dalszym ciągu wtopiony jest bowiem w elegancki prostokąt z zaokrąglonymi rogami.
Wyświetlacz nachodzący na jeden z boków bez wątpienia wygląda jednak kosmicznie i przyciąga wzrok. Podczas testów moja nieprzyzwoicie gadżeciarska dusza radowała się za każdym razem, gdy wyciągałem ten telefon z kieszeni. Mnie wizualnie Edge bardzo przypadł do gustu.
Jakość wykonania to kompromis między "premiumowością" a praktycznością. Cały przód i jeden z boków pokryty jest szkłem, ramka to solidny kawał metalu, a tył to udający skórę plastik. Miły w dotyku, niebrudzący się i niezbierający rys, ale jednak plastik. Do plusów zaliczyć można fakt, że tylna klapka jest zdejmowana i daje nam swobodny dostęp do baterii, a aluminiowa ramka i tak przez cały czas nie daje nam zapomnieć, że nie trzymamy w dłoni telefonu za 300 zł.
W każdym razie na wygląd i jakość wykonania w zasadzie nie mogę powiedzieć złego słowa. Co z ergonomią? Cóż, tutaj z kolei ciężko mi znaleźć jakieś dobre słowo. Niestety asymetryczny kształt obudowy i ścięcie jednego z boków sprawiają, że telefon nie najlepiej leży w dłoni, a obsługiwanie go jedną ręką wymaga małej gimnastyki. Takiego stanu rzeczy nie poprawia fakt, że mówimy o phablecie ze sporym ekranem, co już samo w sobie dla wielu osób będzie zaprzeczeniem ergonomii.
Na domiar złego przycisk zasilania z oczywistych względów przeskoczył z prawej krawędzi na górną. Wybudzenie ekranu nie stanowi większego problemu, bo ekran aktywowany jest po przyciśnięciu ulokowanego pod nim przycisku Home, ale o wiele gorzej wygląda blokowanie urządzenia. Proces ten wymaga obrócenia w dłoni dużego i nieergonomicznego smartfona w taki sposób, by dosięgnąć którymś z palców jego górnej krawędzi.
Istotny jest również fakt, że Galaxy Note Edge skierowany jest przede wszystkim do praworęcznych użytkowników. A właściwie wyłącznie do praworęcznych, bo umówmy się - tryb obsługi lewą ręką może się przydać w awaryjnych sytuacjach, gdy akurat w prawej dłoni trzymamy hot doga, ale nie nadaje się do codziennego użytkowania.
Gdybym miał opisać design Edge'a w trzech słowach, wybrałbym następujące epitety: niebanalny, solidny, niepraktyczny.
Wyświetlacz
Galaxy Note 4 - według opinii ekspertów - ma najlepszy wyświetlacz na rynku. Gdy pierwszy raz wziąłem Edge'a do ręki, byłem przekonany, że jego ekran jest równie dobry, ale w bezpośrednim porównaniu widać, że smartfon ustępuje na tym polu swojemu płaskiemu bratu. Barwy są delikatnie mniej nasycone, a biel wpada w szarość.
Trzeba wziąć jednak poprawkę na to, że w tym przypadku mówimy o wyświetlaczu, który jest trochę gorszy od najlepszego na rynku, co w żadnym wypadku nie oznacza, że jest to panel zły. Wręcz przeciwnie, kolory w dalszym ciągu są niesamowicie żywe, czerń i kąty widoczności idealne, a ostrość obrazu ze względu na wysokie zagęszczenie pikseli (539 ppi) wzorowa. Nie narzekałem również na widoczność w słońcu (przynajmniej zimowym) oraz minimalne podświetlenie; w nocy ekran nie wypala gałek ocznych. Panel może być również obsługiwany w rękawiczkach.
5,6-calowa powierzchnia sprawia, że na ekranie z przyjemnością przegląda się strony internetowe, gra w gry czy też ogląda filmy i zdjęcia. Szkoda tylko, że z walorami multimedialnymi gryzie się nieco umieszczony na tyle głośnik, któremu daleko do wrażeń dostarczanych przez stereofoniczne i frontowe głośniki konkurencji.
Oczywiście najważniejszą cechą tego ekranu jest fakt, iż został on wygięty. O wadach i zaletach tego rozwiązania w dalszej części wpisu.
Ekran krawędziowy
Przejdźmy do omówienia gwoździa programu. Gdy pokazywałem Edge'a znajomym, kilkanaście sekund po "o k$%&a" do moich uszu docierało fundamentalne pytanie: "po co?". No właśnie, dlaczego Samsung zdecydował się na takie rozwiązanie? Cóż, przede wszystkim dlatego, że mógł. Koreańczycy wierzą, że w elastycznych ekranach jest przyszłość (z czym się zresztą zgadzam), więc już teraz krzyczą do nas: "patrzcie co mamy".
Problem w tym, że dopóki technologia nie pozwoli Samsungowi na produkcję składanych i elastycznych urządzeń, musi on kombinować, w jaki sposób wykorzystać giętkie ekrany, które ma już teraz. Zaczęło się pod koniec 2013 roku od modelu Galaxy Round, którego ekran - choć wygięty - nie miał żadnych praktycznych zastosowań.
Inżynierowie Samsunga doszli jednak do wniosku, że wspomniana technologia powinna nieść za sobą jakąś wartość użytkową. Wymyślili, że na jeden z boków telefonu "nawiną" dodatkowy fragment wyświetlacza, na który przerzucane będą przyciski, skróty i informacje "niepotrzebnie" zajmujące miejsce na ekranie głównym. Jak wymyślili, tak zrobili, dzięki czemu na pulpitach możemy umieścić więcej ikon i widgetów, gdyż dock wyświetlany jest z boku...
... podczas robienia zdjęć spust migawki i inne przyciski nie przysłaniają nam podglądu...
-- w trakcie oglądania filmu panel sterowania z paskiem postępu nie zasłaniają materiału...
... a kontroler multimediów możemy mieć cały czas pod ręką.
Samsung dokłada ponadto zsuwany z góry pasek z narzędziami, na którym znalazł się m.in. minutnik, stoper, dyktafon, latarka czy... linijka.
Dla mnie najpraktyczniejszy był jednak przygotowany przez Samsunga panel z ostatnio używanymi aplikacjami. Bardzo wygodna metoda do błyskawicznego przełączania się między dwiema otwartymi apkami.
Koreańczycy dają również wolną ręką deweloperom, którzy mogą tworzyć własne miniaplikacje z myślą o ekranie krawędziowym. Na razie jest ich garstka i szczerze powiedziawszy nie zanosi się na to, aby w najbliższej przyszłości sklep został zasypany apkami. Zresztą - umówmy się - ze skrawka ekranu 2560 x 160 nie da się wycisnąć zbyt wiele. Nie oznacza to jednak, że kilku śmiałków nie spróbowało.
Co więc w Galaxy Apps znajdziemy? Przede wszystkim kilka "aplikacji", które raczej służą ich stwórcom jako swoiste "tu byłem", niż wnoszą jakąkolwiek wartość dla użytkownika. Twitter na ten przykład wyświetla totalnie bezużyteczny pasek z hashtagami.
Apka powstała? Powstała. Działa? Działa. A że jest równie przydatna, co klimatyzator na Antarktydzie... who cares.
Znalazło się nawet kilka gier. Tak, granie na ekranie krawędziowym jest dokładnie tak samo głupie jak zdanie "granie na ekranie krawędziowym" samo w sobie.
Oczywiście Koreańczycy nie omieszkali wykorzystać faktu, że mówimy o panelu Super AMOLED, który nie aktywuje pikseli składających się na czerń. Dzięki temu Note Edge może pełnić funkcję zegara nocnego i wyświetlać na krawędzi godzinę o określonej porze dnia. Zużycie baterii jest w takim trybie znikome. Zegar wyświetlany jest również wtedy, gdy przeciągniemy palec po krawędzi leżącego na płaskiej powierzchni smartfona.
Konstrukcja smartfona sprawia, że podczas trzymania go w dłoni krawędź ekranu ma niemal przez cały czas kontakt ze skórą. Zastanawiacie się więc pewnie, czy nie przekłada się to np. na przypadkowe uruchamianie aplikacji. Na szczęście nie - Edge ignoruje przypadkowe dotknięcia i sprawnie wyłapuje te zamierzone, więc widać, że ktoś przyłożył się do roboty.
No dobrze, ale jak to wszystko sprawdza się w codziennym życiu? Mam niestety wrażenie, że Samsung nie do końca kwestię ekranu krawędziowego przemyślał. Przede wszystkim - wbrew pozorom - nie jest on całkowicie niezależny od pozostałej powierzchni wyświetlacza. Oszem, podczas korzystania z pulpitu głównego, aparatu czy odtwarzacza multimediów dodatkowy obszar jest dobrze zagospodarowany, ale gdy odpalimy jakąś niesamsungową aplikację, jej interfejs nachodzi na ekran krawędziowy, a boczny panel znika. Aby go przywrócić, należy każdorazowo "wysunąć" go z prawej krawędzi wyświetlacza.
Moim zdaniem jest to totalne marnotrawstwo wygiętego ekranu. Nie po to mam przecież dodatkową powierzchnię, żeby ta przez większość czasu i tak pozostawała nieaktywna, a wysuwany panel przysłaniał mi treści na głównym ekranie. W takiej formie rozwiązanie Samsunga niewiele różni się przecież od setek sidebarów, które można znaleźć w Google Play i zainstalować na dowolnym urządzeniu. Bardzo brakuje tutaj możliwości przypięcia bocznego panelu (np. ze skrótami do ulubionych aplikacji) na stałe.
Ekran krawędziowy - choć ma kilka pomysłowych i całkiem praktycznych zastosowań - nie jest zatem czymś, za czym tęskniłbym po zakończeniu testów. Ot bajer, którego potencjał nie został niestety do końca wykorzystany.
Oprogramowanie, dodatki producenta i S Pen
W chwili pisania tego tekstu dostępny w Polsce Galaxy Note Edge kontrolowany jest przez Androida 4.4 KitKat, lecz w Australii ruszył już proces aktualizacyjny do wersji 5.0 Lollipop, która w niedalekiej przyszłości powinna wylądować także nad Wisłą.
Jeśli chodzi o nakładkę i funkcje przygotowane przez producenta, to - nie licząc dodatków związanych z ekranem krawędziowym, które już opisałem - wszystko wygląda dokładnie tak samo, jak w przypadku Galaxy Note'a 4. Testy tego drugiego mam już za sobą, więc nie widzę najmniejszego sensu, by pisać jeszcze raz to samo. Zainteresowanych oprogramowaniem i funkcjonalnością rysika S Pen odsyłam zatem do tego wpisu.
Aparat
Galaxy Note Edge ma w swoim wyposażeniu dokładnie ten sam aparat, co wariant Note'a 4 ze Snapdragonem 805. Do jego zbudowania Samsung wykorzystał 16-megapikselowy sensor Sony IMX240 o wielkości 1/2.6 cala, przysłonę o jasności F2.2 oraz optyczny stabilizator obrazu. Zestaw ten sprawdza się wyśmienicie i dość tutaj wspomnieć, że w przygotowanym przez Phone Arenę ślepym teście Note 4 rozłożył lustrzankę Canona.
Oczywiście podczas testu lustrzanka pracowała w trybie manualnym, więc nie miała okazji pokazać swojego pazura, ale faktem jest, że nowe Note'y robią świetne zdjęcia w każdych warunkach. Edge sprawnie radzi sobie z łapaniem ostrości, a wykonane fotki cechują się żywymi kolorami i wysoką szczegółowością.
Znakomicie spisuje się także tryb HDR z podglądem w czasie rzeczywistym.
Mając ten telefon w kieszeni chce się również robić zdjęcia w nocy, bo ich jakość jest naprawdę dobra.
Niestety zdarza się, że fotki uchwycone po zmroku prezentuje się gorzej niż na podglądzie. Wciąż świetnie, ale mimo wszystko czuć, że dało się jeszcze wycisnąć z tego coś więcej.
W każdym aparat jest akurat tym, na co w przypadku Edge'a narzekać nie można. Mając go przy sobie ma się świadomość, że w każdej chwili - bez względu na warunki oświetleniowe - można wyciągnąć go z kieszeni i zrobić dobre zdjęcie.
Bateria
Plastikowa klapka smartfona skrywa wymienną baterię o pojemności 3000 mAh. Jest to wynik o 220 mAh słabszy od tego, który oferuje Note 4, przy czym wyświetlacz ma nieco wyższą rozdzielczość, a oprogramowanie zostało nafaszerowane dodatkami przygotowanymi z myślą o ekranie krawędziowym. Nietrudno się domyślić, że to wszystko przekłada się na słabsze wyniki. Słabsza, ale niekoniecznie złe, bo wciąż jest przyzwoicie.
Podczas przeglądania sieci i Twittera przez Wi-Fi, korzystania z komunikatorów i słuchania muzyki, ekran w ciągu 24 godzin spokojnie może być aktywny przez 5 lub nawet 5,5 godziny. Nie jest więc źle, ale jego mniejszy brat przy takim samym wykorzystywaniu wyciągał u mnie 6-7 godzin. Gdybym jednak tego nie wiedział, to bym nie narzekał, bo przeważnie bateria wytrzymuje pełny dzień normalnego użytkowania.
Edge, podobnie jak jego płaski brat, oferuje nam tryb szybkiego ładowania przy użyciu dołączonej do zestawu ładowarki, dzięki któremu możemy naładować baterię od 0 do 50% w ok. 30 minut. Po osiągnięciu tego pułapu tempo ładowania oczywiście spada, ale 100% po 85 minutach mimo wszystko mnie satysfakcjonuje.
Od strony programowej smartfon został wsparty trybem Ultra Power Saving Mode, który w awaryjnych sytuacjach może dezaktywować wszystkie funkcje poza najniezbędniejszymi (telefon, SMS-y, budzik, kalkulator itp.), co znacząco wydłuża czas pracy.
Podsumowanie
Jak już zapewne zdążyliście się zorientować, w moim teście było więcej narzekania niż chwalenia. Nie ukrywam jednak, że strasznie dziwnie się z tym czuję, bo, kurczę, to kawał świetnego urządzenia. Wszystkie wady wychodzą bowiem na jaw dopiero wtedy, gdy porównamy go z Note'em 4 (którego skądinąd używam na co dzień), a takich porównań uniknąć się nie da.
Gdyby Note 4 nie istniał, patrząc na Edge'a widziałbym wszystkomający telefon z cudownym wyświetlaczem, świetnym aparatem, funkcjonalnym oprogramowaniem, najlepszym rysikiem i bajeranckim ekranem krawędziowym. I to wszystko prawda. Niemniej obecnie widzę telefon, który jest mniej ergonomiczny, wolniejszy, krócej pracujący na baterii, broniący się jedynie bajerami, bez których potrafię się obejść i który przy tym wszystkim jest po prostu dużo droższy. Edge'a mogę zatem polecić wyłącznie niepoprawnym gadżeciarzom, którym świadomość użytkowania czegoś tak oryginalnego wynagrodzi wszystkie minusy.
PLUSY:
[plus] oryginalny design
[plus] wyśrubowana specyfikacja
[plus] bardzo dobry wyświetlacz
[plus] równie dobry aparat
[plus] funkcjonalna nakładka
Minusy:
[minus] nieergonomiczna obudowa
[minus] ociężale pracujące oprogramowania
[minus] wygięty ekran nie wynagradza braków względem Galaxy Note'a 4