Smartfony Ubuntu – czy na pewno są dla ludzi?

Smartfony Ubuntu – czy na pewno są dla ludzi?

Ubuntu Edge
Ubuntu Edge
Źródło zdjęć: © Canonical
Paweł Żołyniak
20.11.2013 19:37, aktualizacja: 21.11.2013 15:16

Ubuntu Touch jest jednym z najbardziej wyczekiwanych systemów operacyjnych dla smartfonów. Mobilna wersja najpopularniejszej dystrybucji GNU/Linux wzbudza zarówno zachwyt, jak i kontrowersje. Szczególnie gdy odniesie się do przyświecającej firmie Canonical dywizy “Linux dla ludzi”.

Moja przygoda z Ubuntu rozpoczęła się w 2007 roku i od tego czasu darzę ten system dużym sentymentem. Canonicalowi udało się spopularyzować dystrybucję GNU/Linux, a nawet uczynić ją konkurencyjną wobec innych systemów operacyjnych (oczywiście w pewnych granicach). Nie obyło się jednak bez kontrowersji. Środowisko od dawna krytykuje Ubuntu jako produkt, który wykorzystuje pracę innych, a w zamian daje niewiele i przypisuje sobie cały splendor. Jeszcze żaden projekt Canonicala nie wywołał takiej burzy jak Ubuntu Touch (wersja systemu przygotowana z myślą o urządzeniach mobilnych) oraz koncepcyjne urządzenie Ubuntu Edge.

Ubuntu, czyli życzliwość

Ubuntu Touch z całą pewnością będzie bardzo interesującą opcją na rynku mobilnym. Interfejs Unity oparty na obsłudze gestami jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych cech nowego systemu. Jako użytkownik MeeGo na Nokii N9 wiem, że przyszłość może należeć do rozwiązań tego typu.

Z kolei możliwość integracji z desktopowych Ubuntu może redefiniować sposób korzystania ze smartfonów/tabletów. Canonical rzuca wyzwanie Microsoftowi w tej dziedzinie. Co ważniejsze, może je wygrać. Gigant nie radzi sobie zbyt dobrze na rynku mobilnym, o czym świadczą choćby opóźnienia w rozwoju Windows Phone 8 czy słabe przyjęcie tabletów z Windows 8. Wizja integracji systemu desktopowego z mobilnym w wykonaniu MS, czyli Windows RT, również nie zdobyła popularności. Otworzyło to pole dla Canonicala, ale pozostaje pytanie, czy firmie uda się wykorzystać tę szansę.

Ubuntu Touch
Ubuntu Touch© Canonical

Pierwsze wersje Ubuntu Touch przypominały mi po prostu mockupy. Obawiałem się, że nowy system będzie powtórką z historii webOS-u. Palm w chwili prezentacji webOS oszukał cały świat – brakowało wielu funkcji, a niektóre demonstracje opcji okazały się po prostu animacjami. Ostatecznie dopiero wersja 2.0 pozbyła się Javy i elementów przeniesionych z Prima (konkurencyjnego prototypu).

Podobnie wygląda to w przypadku Ubuntu, poza tym co jakiś czas można usłyszeć o innych problemach technicznych platformy. Co więcej, Canonical zdecydował się na stworzenie projektu Mir, czyli własnego menedżera kompozycji (odpowiadającego za wyświetlanie elementów graficznego interfejsu użytkownika). Brytyjczycy nie mają tak dużych zasobów jak rynkowa konkurencja. Dlatego można obawiać się nie tylko o opóźnienia w wydaniu systemu, ale też o możliwości jego pierwszego wydania.

Polityka firmy wzbudza znaczne więcej kontrowersji. Do niedawna Canonical deklarował, że wybierze na następcę X Windows System platformę Wayland, którą wspierają pozostałe dystrybucje mobilne (m.in Tizen czy Sailfish OS). Brytyjczycy zdecydowali się na stworzenie własnego systemu, czyli wspomnianego Mira. Wayland miał nie odpowiadać ich potrzebom. To stanowisko skrytykowało środowisko, obalając jednocześnie większość argumentów technicznych przedstawionych przez Canonicala.

Najważniejszą kwestią pozostaje jednak licencja, na której będzie wydany Mir. Pomimo że projekt korzysta z licencji GNU GPLv3, czyli jest projektem wolnego oprogramowania, Brytyjczycy wymagają podpisania dodatkowego porozumienia. Contributor License Agreement daje prawo Canonicalowi do wykorzystania, modyfikacji i dystrybucji kodu źródłowego, który pochodzi od innych programistów. Dzięki temu porozumieniu Canonical, pomimo że nie będzie wyłącznym autorem kodu, będzie miał pełne prawa do jego licencjonowania.

Ubuntu (Touch) jest budowany jako system w pełni kontrolowany przez firmę Canonical. Brytyjczycy dążą do posiadania własnego menedżera kompozycji, środowiska graficznego oraz całego ekosystemu. Mają one zostać wydane na prawdach licencji otwartego i wolnego oprogramowania, a zarazem utrzymać wszystkie prawa po stronie Canonicala, jak w przypadku własnościowego kodu. Takie rozwiązanie, mimo oburzenia społeczności, może zapewnić Ubuntu sukces rynkowy.

Być jak Apple

Należy pamiętać, że Canonical nie jest obrońcą ruchu Open Source, tylko kolejną komercyjną firmą. Podobnie jak w przypadku Google’a wykorzystanie społeczności oraz otwartych licencji daje ogromne możliwości rozwoju. Android spośród innych projektów Open Source jest najbardziej zamknięty. Właśnie dzięki temu odniósł największy sukces na rynku. Canonical oprócz otwartego systemu operacyjnego będzie chciał na wzór Google'a i Apple'a stworzyć zamknięty ekosystem.

Od pewnego czasu dręczy mnie pewne pytanie: czy Brytyjczycy wykorzystują Open Source po to, aby zdobyć silną pozycję na rynku? Canonical chce przenieść dystrybucje GNU/Linux na wyższy poziom. Poziom, na którym wolne oprogramowanie będzie mogło konkurować z produktami Microsoftu czy Apple’a. Ta idea nie jest zła sama w sobie, jednak mam obawy, czy droga, którą wybrała brytyjska firma, jest właściwa.

Obraz

Trudno ukryć fakt, że twórcy Ubuntu chcą być jak Apple. Chcą tworzyć innowacyjne produkty, które będą zachwycać rzesze użytkowników. Z jednej strony trudno im się dziwić; niezależnie od tego, czy lubimy firmę Tima Cooka, musimy przyznać, że jest jedną z najwybitniejszych na rynku. Ubuntu otworzyło GNU/Linux dla szerszej grupy odbiorców, korzystając jednocześnie z dziedzictwa, jakim jest “społeczność linuksowa”. Czy komercyjna firma może działać na bazie społeczności? Jak zauważa Jonathan Corbet, założyciel LWN.net, może to spowodować podział dystrybucji na dwie grupy: Canonical z Ubuntu oraz całą resztę. Zresztą już teraz jest to poniekąd zauważalne.

Kluczem jest postać Marka Shuttlewortha. Założyciel Canonicala ma wizję swojego produktu, której trzyma się od dawna. Udało mu się zmienić system dla geeków w platformę dla każdego. Ekspansja na urządzenia mobilne jest tylko kolejnym krokiem w popularyzacji produktu wśród “zwykłych” użytkowników. Od kilku lat można również zauważyć, że Canonical wzoruje się na Apple'u. Świadczy o tym user experience (UX) środowiska Unity. Mam jednak wrażenie, że Shuttleworth, wzorując się na Jobsie, zapomina o dziedzictwie GNU/Linux na rzecz krzykliwych haseł, efekciarstwa i marketingu. Ubuntu Edge, czyli smartfon mający być początkiem nowej rewolucji na rynku, jest tego przykładem.

Ubuntu Edge nie dla ludzi?

Kampania Ubuntu Edge zakończyła się parę dni temu fiaskiem. Zebrano ponad 12,8 mln dol., co jest niewątpliwym rekordem działań crowdfundingowych (pobito najwyższą zebraną wcześniej kwotę o ponad 2 miliony dolarów). Jednak suma ta nie była wystarczająca. Ba, należałoby trzykrotnie pobić rekord, aby zebrać kwotę 32 mln. Można się teraz zastanawiać, co poszło źle i dlaczego plan nie wypalił. Wolę jednak zadać inne pytanie: czy ta kampania miała w ogóle odnieść sukces?

Edge miał być urządzeniem z Androidem i Ubuntu Touch. Najpopularniejszy system mobilny wraz z nową, obiecującą platformą: double win, a to nie wszystko! Po podłączeniu do monitora, myszki i klawiatury Edge miał zamienić się w pełnoprawny komputer. Do tego 4 GB pamięci RAM, 128 GB pamięci wewnętrznej, metalowa obudowa, szafirowe szkło, obsługa łączności LTE, bateria SIO i mocny czterordzeniowy procesor w cenie podobnej do obecnych flagowców. Wszystko pięknie, jednak kiedy się nad tym zastanawiam, dochodzę do wniosku, że projekt na Indiegogo przypominał nagonkę reklamową z TV-marketów.

Obraz

Szczególnie że telefon miał być dostępny wyłącznie dla osób wspierających kampanię. Sam ten fakt wzbudził kontrowersje, bo w końcu Canonical próbował stworzyć elitę, wybrańców, którzy będą mieli urządzenie niedostępne dla nikogo innego. Ubuntu Edge nie był zaprojektowany dla społeczności, nawet nie dla ludzi, tylko do działań marketingowych. Potwierdzała to również kwota 32 mln dol. Możliwość jej zebrania kwestionował już na starcie Mateusz. O tym, że chciała go robić firma bez żadnego doświadczenia, nawet nie wspomnę.

Wydaje mi się, że cała kampania nigdy nie miała zakończyć się powodzeniem, ale sama w sobie okazała się wielkim sukcesem firmy. Ubuntu Touch został przedstawiony jako otwarty system o ogromnym potencjale, a Canonical jako firma innowacyjna, odważna i bliska społeczności. Brytyjczycy wzbudzili zainteresowanie mediów, użytkowników i partnerów biznesowych. “Porażka” Ubuntu Edge nie zaważy na debiucie systemu, który już wcześniej był przecież przesądzony.

Co dalej?

Koniec Edge’a nie powinien dziwić. Wątpię, aby Canonical w najbliższym czasie próbował podjąć kolejną próbę stworzenia własnego smartfona, szczególnie ekskluzywnego dla jakiejkolwiek kampanii. Nie jest to jednak koniec idei superphone’ów. Mark Shuttleworth poinformował w wywiadzie, że producenci są zainteresowani tego typu urządzeniami. Tak więc możemy spodziewać się w przyszłości “braci” Ubuntu Edge, ale wyprodukowanych przez prawdziwych profesjonalistów.

Ten tekst jest utrzymany w mocnym tonie, ale nie chciałbym, aby został odebrany jako hejt, tylko jako wyrażenie własnej opinii. Sam system może być świetny, jednak nie podobają mi się metody Canonicala na promocję marki Ubuntu. Jeśli rzeczywiście Brytyjczycy mają w poważaniu swoich klientów, to obawiam się, że w przyszłości może odbić się to czkawką.

Szczególnie że Ubuntu nie jest jedyną otwartą alternatywą. Warto pamiętać o Jolla z Sailfish OS, która jest znacznie bliższa społeczności Open Source, oraz o Tizenie. Ten drugi oprócz Intela czy Samsunga jest wspierany przez Fundację Linuksa. Niedawno mogliśmy usłyszeć deklarację Koreańczyków, że będą chcieli wrzucić Tizena na wszystkie możliwe urządzenia. Widzieliśmy też prototyp systemu na netbookach Intela oraz smartfonach z procesorami x86, dlatego nie można wykluczyć, że w przyszłości zostaną wydane hybrydowe smartfony z tym OS-em.

Jednak jakkolwiek by spojrzeć, wprowadzenie Ubuntu Touch spowoduje, że rynek mobilnych urządzeń będzie znacznie ciekawszy. Nowa fala hybrydowych telefonów i interfejsów opartych na gestach może zmienić obecne trendy. Na większej konkurencji oraz wyborze użytkownicy mogą tylko zyskać.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)