Jelly Defense - recenzja
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią dzisiaj prezentujemy recenzję ostatniej gry z naszego wpisu o trzech hitach z App Store. Mieliście już okazję zapoznać się z tekstem na temat Shadowgun oraz FIFA 12, teraz nadszedł czas na polskie Jelly Defense.
19.10.2011 | aktual.: 19.10.2011 09:15
Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią dzisiaj prezentujemy recenzję ostatniej gry z naszego wpisu o trzech hitach z App Store. Mieliście już okazję zapoznać się z tekstem na temat Shadowgun oraz FIFA 12, teraz nadszedł czas na polskie Jelly Defense.
O produkcji gliwickiego studia Infinite Dreams było bardzo głośno na długo przed premierą gry. Developer sukcesywnie podsycał zainteresowanie branży, publikując ciekawe trailery oraz miniaplikacje z serii Jelly. Jeżeli nie mieliście okazji zagrać w nie wcześniej, to teraz po premierze JD możecie za darmo pobrać takie pozycje, jak Jelly Chronicles, Jelly Invaders czy też Talking Jelly Clock z App Store. Bardzo ciekawe kawałki kodu.
To, co jest najbardziej unikatowe w Jelly Defense, to świat kolorowych żelków, który zaprezentowano z niesamowitą dbałością o jakość grafiki. Fabuła przenosi nas na powierzchnię Diplogloba, planety-dinozaura lewitującego sobie gdzieś w kosmosie. Na grzbiecie wspomnianego stworka żyją kolorowe żelki, dla których zielone kryształy są podstawą egzystencji.
Przepiękny i nierealny świat
Jak to w przyrodzie bywa, inne żelki również chciałyby posiąść moc zielonych kryształów. Rozpoczyna się więc inwazja na planetę, którą tylko gracz może odeprzeć. Jak się okazuje, żelki - na pierwszy rzut oka bezbronne i śmieszne - mają ogromny potencjał militarny. Do dyspozycji gracza oddano 10 wieżyczek, za pomocą których można zatrzymać nawet najbardziej upierdliwych gości.
Zasady gry nie odbiegają zbytnio od tego, co można zaobserwować w innych grach tego typu. Czarno-biała plansza składa się ze ścieżki, po której poruszają się kolorowe siły wroga. Wokół niej rozmieszczono miejsca przeznaczone do budowy wieżyczek - ich zadaniem jest wyeliminowanie przeciwnika, zanim ten dojdzie do ogniska pełnego zielonych diamentów.
Przeciwnik atakuje falami. W jednej fali może znaleźć się kilka lub kilkanaście stworków o różnych parametrach. Niektóre są bardzo szybkie, inne bardziej wytrzymałe. Na końcu każdej planszy pojawia się ogromny Boss, który zazwyczaj jest najtwardszym orzechem do zgryzienia.
Główna kampania składa się z ponad 20 plansz, a każda plansza zazwyczaj z 20 fal ataków. Gracz musi zatem za każdym razem ustawić odpowiednią obronę, pamiętając o tym, że nie wszystkie rodzaje wieży nadają się do ataku na wybranego wroga. W Jelly Defense jest to o tyle ułatwione, że całość podzielono na część niebieską oraz czerwoną. Gdy idzie czerwony stworek, najlepiej jest mieć czerwone wieżyczki, gdy idzie niebieski - wtedy niebieskie.
Tylko Ty możesz odeprzeć inwazję!
Najbardziej popularną i efektywną wieżyczką jest ta dwukolorowa (działa na oba kolory) oraz specjalne drzewo wiedzy „wymyślające” coraz to mocniejszą broń w postaci laserów, elektrowstrząsów czy też spowalniaczy.
Całość uzupełniona jest przez power-upy, które pojawiają się od czasu do czasu. Trzeba dobrze nimi gospodarować i używać ich w odpowiednich momentach. Bardzo ciekawie prezentuje się tornado wsysajace wszystko, co spotka na swojej drodze, lub deszcz meteorów, który pozostawia na planszy ładne kratery.
Zarówno sterowanie, jak i same reguły łatwo jest opanować. Twórcy pomyśleli o dość rozbudowanym samouczku sukcesywnie wyjaśniającym wszystkie aspekty gry. Ciekawostką są specjalne poligony, które oprócz funkcji edukacyjnej pełnią również rolę minigierek pozwalających na swobodne używanie power-upów.
Zdecydowanie najmocniejszą stroną Jelly Defense jest oprawa audiowizualna. Dawno nie widziałem już tak dopracowanego graficznie tower defense’a. Owszem, Anomaly Warzone również prezentuje się wyśmienicie, ale tutaj zamiast trójwymiarowych wodotrysków mamy piękne animacje żelkowych stworków.
Najlepszy graficznie TD w App Store
Wszystko, począwszy od menu, poprzez wybór plansz oraz same levele, a kończąc na creditsach, stworzone jest w tej niesamowitej i oryginalnej konwencji. Całość wspierana jest przez odjazdową muzykę, której nie spotkacie w żadnym innym projekcie.
Wprawne ucho usłyszy niekonwencjonalne (wiem, że się powtarzam) polskie słowa, które w połączeniu z linią melodyczną dają wspaniały efekt. Próbki możliwości możecie posłuchać w załączonym do tekstu filmiku.
Czy gra ma jakieś wady? Nie ma żadnych dużych błędów, które można by wytknąć. Owszem, brak języka polskiego w polskiej produkcji jest nieco irytujący, ale warto dodać, że oprócz angielskiego nie dodano żadnego innego języka.
Gra posiada tylko jeden tryb rozgrywki, co po kilkunastu godzinach (starcza na dość długo) może wywołać uczucie niedosytu. Chciałoby się więcej i więcej. Na szczęście jest Game Center oraz achievementy z tablicami wyników. Można rywalizować z resztą świata.
Aktualizacja jest już w drodze
Twórcy zapowiedzieli już update, w którym pojawi się przycisk przyśpieszający rozgrywkę, oraz poprawę zbierania monet służących do zakupu nowych wieżyczek. Wygląda więc na to, że gra będzie rozwijana, za co polskiemu producentowi należy się duży plus.
Obecnie Jelly Defense kosztuje 2,39 euro, co jak na aplikację uniwersalną (natywna rozdzielczość dla iPada oraz iPhone’a) jest ceną adekwatną do włożonej pracy. Co ciekawe, jest to cena, którą wylicytowali fani w głosowaniu przed premierą gry.
Na zakończenie warto dodać, że Jelly Defense podbił serca graczy na całym świecie, stając się na chwilę najlepszą grą strategiczną w ponad 75 krajach. Lepszej rekomendacji chyba nie potrzeba? Z mojej strony wypada tylko życzyć rodzimej firmie kolejnych sukcesów.
[plus] Niesamowita grafika
[plus] Odjazdowa muzyka
[plus] Obszerny samouczek [gra dla każdego]
[minus] Brak języka polskiego
[minus] Momentami zbyt trudna