Z nieoficjalnych, ale potwierdzonych przez kilka anonimowych źródeł informacji wynika, że firma Google przygotowuje się do uruchomienia własnego serwisu muzycznego. W ciągu ostatnich tygodni prawnicy z Mountain View porozumieli się z wytwórniami w sprawie warunków i opłat licencyjnych.
Usługa ma się nazywać – tu niespodzianka – Google Audio. Będzie się mocno różniła od chińskiej aplikacji muzycznej Google, która tak naprawdę jest wyłącznie wyszukiwarką dostarczającą treści z zewnętrznych serwisów. Za pobranie nic się nie płaci (w końcu mają tam socjalizm).
Nie wiadomo czy nowa aplikacja Google będzie dostępna także poza Stanami Zjednoczonymi (i ewentualnie Kanadą). Nie udało się nawet ustalić jaki będzie model opłat i czy pliki będzie można pobierać, czy jedynie odtwarzać w technologii strumieniowej.
My stawiamy na ten drugi wariant połączony z paroma stawkami abonamentowymi - niską dla osób słuchających mało (na przykład do 200-300 utworów miesięcznie), wyższą dla ludzi, którzy chcą mieć nielimitowany dostęp.
Liczymy na to, że iTunes killer będzie poprawioną wersją Last.fm. Z autorską biblioteką wykonawców tworzoną przez użytkownika, listami ulubionych utworów i sprawnym mechanizmem losowego generowania list odtwarzania (Last.fm ma tendencję do powtarzania ciągle tych samych piosenek).
Dodatkowo Google Audio powinno posiadać zintegrowaną wyszukiwarkę tematyczną ułatwiającą wyszukiwanie informacji o pokrewnych muzykach. W ten sposób użytkownik będzie mógł szybko zapełnić swoją bibliotekę nieznanymi dotąd artystami danego gatunku (w Last.fm odbywa się to trochę na ślepo).
Im może aplikacja będzie dostępna także poza Stanami Zjednoczonymi.
Źródło: vBeta
