Zoom optyczny to ściema. Premiera iPhone’a 7 okiem użytkownika iPhone’a 6s

Zoom optyczny to ściema. Premiera iPhone’a 7 okiem użytkownika iPhone’a 6s

Zoom optyczny to ściema. Premiera iPhone’a 7 okiem użytkownika iPhone’a 6s
Łukasz Skałba
08.09.2016 13:47, aktualizacja: 08.09.2016 16:16

Chwilę po premierze nowych smartfonów Apple’a byłem bardzo pozytywnie zaskoczony zaprezentowanymi nowościami. Prawdopodobnie była to jednak zasługa perfekcyjnej prezentacji i charyzmy śpiewającego Tima Cooka. Gdy spojrzałem na iPhone’a 7 bardziej krytycznym okiem, byłem trochę zawiedziony.

Nowa cyferka to zupełnie odmienione wzornictwo, a literka “s” to udoskonalenie ubiegłorocznego modelu i, zazwyczaj, implementacja jakiegoś nowego, innowacyjnego rozwiązania. iPhone 4s to debiut Siri. Model 5s zrewolucjonizował sposób w jaki odblokowujemy smartfona. iPhone 6s wprowadził z kolei nowy rodzaj interakcji z urządzeniem - panel 3D Touch. Zawsze S-ka wprowadzała ten jeden, konkretny killer-feature, który zmieniał branżę.

Po debiucie siódemek czuję pewien niedosyt. Nowe modele nie wprowadzają ani nowego designu, ani nawet tego jednego, flagowego feature’a. Bo co? Powiecie pewnie, że podwójny aparat w wersji Plus zasługuje na takie miano? Według mnie, absolutnie nie! Z trzech powodów.

Nie na taki zoom optyczny czekałem

Jak wiadomo, praktycznie nie da się utworzyć smartfona z zoomem optycznym, który charakteryzowałby się rozsądnymi wymiarami. Soczewki w takim aparacie muszą zmieniać swoje położenie względem siebie, co w super cienkich obudowach jest w tradycyjny sposób niewykonalne.

Apple wpadł więc na pomysł, aby zamiast obiektywu ze zmienną ogniskową, zamontować w nowym iPhone’ie dwie stałki. Jedna z nich jest “szerokokątna”, a druga “tele”. Na marginesie warto doprecyzować, że ta szerokokątność według Apple’a, to znane z iPhone’a 6s 28 mm.

Dlaczego o tym piszę? Ano dlatego, że telefony Apple’a pod względem pola widzenia leżą i kwiczą. Szczególnie podczas nagrywania wideo, gdy oprogramowanie wycina jeszcze mniejszy fragment rzeczywistości, tak aby algorytmy stabilizujące mogły działać swobodnie. Nazywanie więc jednego z obiektywów iPhone’a aparatem szerokokątnym woła o pomstę do nieba. Nie lepiej by było: normalny i tele?

Wracając jednak do tematu. Obiektyw tele to ekwiwalent ogniskowej 56 mm, czyli otrzymujemy dokładnie dwa razy węższe pole widzenia niż to, które zapewnia obiektyw podstawowy. Możemy się więc przyciskiem przełączać między “szerokim” kadrem (1x) oraz wąskim kadrem (2x). Apple nazwał ten feature zoomem optycznym…

Producent sugeruje tym samym, że do dwukrotnego zbliżania działa zoom optyczny, a dalej, do dziesięciokrotnego, do gry wchodzi cyfrowy. Otóż prawda jest taka, że jest to fizycznie niemożliwe. Gdy zaczynamy płynnie zoomować (od 1x do 2x), działać będzie zoom cyfrowy. Gdy dojdziemy cyfrowo do dwukrotnego zbliżenia, automatycznie przełączy się obiektyw i potem zoomować cyfrowo będziemy z ogniskowej 56 mm.

Zdjęcie zrobione przy zbliżeniu 1,9x będzie więc znacznie słabszej jakości niż ta sama fotka cyknięta przy zbliżeniu 2x

Dokładnie na tej samej zasadzie działają aparaty w LG G5. Tam jednak, wyraźnie widać moment przełączania się obiektywów. Tutaj akurat Apple może się popisać, bo zakładam, że w przypadku iPhone’a to przełączanie się obiektywów będzie całkowicie niewidoczne i idealnie płynne.

Kolejną rzeczą, o której Apple nie powiedział, są parametry drugiego obiektywu. Wszystkie serwisy branżowe piszą, że oba aparaty są takie same, a tymczasem jest to po prostu bzdura. Obie matryce mają co prawda taką samą rozdzielczość, ale obiektywy oprócz różnych ogniskowych, mają również inną jasność. Apple promuje f/1,8. Obiektyw tele ma jasność f/2,8… Niezaszumione i jasne fotki zrobimy więc tylko i wyłącznie w “szerokim” kadrze.

Można to było zrobić znacznie lepiej

Ponad rok temu Apple nabył firmę LinX. Opracowała ona zupełnie nowy system zoomu optycznego, który za sprawą innej konstrukcji dobrze wpasowałby się w cienkie obudowy smartfonów.

Obraz

Jego działanie opiera się na tym, że soczewki nie poruszają się tu względem siebie w głąb obudowy, tylko wzdłuż, na boki. Jest to możliwe dzięki zastosowaniu systemu luster (jak w peryskopie), który odbija pod kątem prostym światło do kolejnych soczewek. I to by był zoom optyczny z prawdziwego zdarzenia.

Niektóre plotki nawet głosiły, że system aparatów w modelu Plus będzie oferował (prawdziwie) szerokokątny obiektyw oraz węższy obiektyw z zoomem optycznym opracowanym przez LinX. Jak się jednak okazało - to by było zbyt piękne.

Bokeh? Yyy, po co to komu?

Widzę że producenci całkiem skutecznie wykreowali u użytkowników nową potrzebę. Zastanówmy się jednak, w jakich sytuacjach przyda nam się rozmazane tło. Świetnie sprawdzi się ono przy portretach, ale… Czy naprawdę tak często robicie smartfonem komuś portretowe zdjęcie? Ja nie robię, hmm, nigdy. Telefonu używam głównie do spontanicznego dokumentowania ciekawych sytuacji i chwil. Bokeh wtedy nie działa.

Pomijam już fakt, że na razie ta funkcja jest niedostępna. Dlaczego? O tym więcej napisał Miron.

Wszyscy to już mają

Apple jest krytykowany za to, że te jego “innowacje” są skopiowane z innych urządzeń. Owszem, w gruncie rzeczy tak właśnie jest. Czytniki linii papilarnych były obecne w przeróżnych telefonach, których nikt nigdy nie kupił i o których nikt nigdy nawet nie słyszał. 3D Touch również gdzieś już wcześniej było, ale działało to tak tragicznie, że korzystanie z niego nie miało żadnego sensu.

Apple wprowadził podobne rozwiązania dopracowane do perfekcji i genialnie współgrające z oprogramowaniem. Cały świat i wszyscy cenieni producenci zaczęli również stosować podobne technologie (albo dopiero zaczną w przypadku 3D Touch).

Z podwójnym obiektywem jest już trochę inaczej. Miało je już HTC, Huawei, LG… Praktycznie wszyscy technologiczni giganci. Apple swoją implementacją dodatkowego obiektywu nie poszło naprzód nawet o krok. Dostosowało się tylko do mody. Owszem, rozwiązanie będzie działało płynnie, ale nic to nie zmieni. Słabo.

Flagowa “innowacja” tylko w droższym modelu

Nie zapominajmy, że znaczna część sprzedanych iPhone’ów to modele mniejsze. Model Plus, jak sama nazwa wskazuje, jest wariantem dodatkowym, droższą alternatywą. Podwójny aparat, który według niektórych jest innowacją na miarę Touch ID czy 3D Touch, nie jest dostępny w podstawowym modelu.

Czym więc ma mnie przekonać podstawka siódemki? Wodoodpornością? Wszyscy to już mają. Procesor? Na wydajność 6s nie narzekam. Błyszczące wykończenie? Nie lubię szpecić smartfona zakładając etui. Odrobinę lepszy ekran? Pff, nadal pewnie odbiega on od konkurencji. A może głośniki stereo? Taa, tym bardziej, że tak naprawdę multimedialny głośnik jest tylko jeden, a rolę drugiego pełni głośniczek do rozmów…

Mimo tego, że podczas prezentacji, w kilku chwilach poczułem emejzing, a śpiewający Tim Cook wywołał u mnie uśmiech na twarzy, cieszę się, że kupiłem rok temu iPhone’a 6s. Teraz posostaje czekać na ósemkę - bo coś mi się wydaje, że właśnie tak będzie nazywał się następca tegorocznego modelu.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)