Problem, który Apple niechcący obnażył w swoich reklamach

Problem, który Apple niechcący obnażył w swoich reklamach

Problem, który Apple niechcący obnażył w swoich reklamach
Miron Nurski
01.02.2019 11:43, aktualizacja: 01.02.2019 12:43

Apple przekonuje, że iPhone i iPad nadają się do zastosowań profesjonalnych. Jest w tym sporo prawdy, ale ostatnie reklamy zwracają uwagę na jeszcze jedną rzecz.

W styczniu Apple wziął się za mocną promocję możliwości wideo swoich mobilnych urządzeń. Na jego kanale na YouTubie wylądowało kilka filmów promocyjnych, mających być nagranych z użyciem iPhone'ów i iPadów.

Ba - w połowie stycznia pojawiła się seria spotów "A new way to", która została - według Apple'a nie tylko nagrana, ale i zmontowana w całości na iPadzie Pro.

Spoty mają pokazywać, jak duży potencjał drzemie w tym urządzeniu. I faktycznie drzemie, ale problem w tym, że trzeba się namęczyć (i wykosztować), by ten potencjał wydobyć.

Apple użył do filmowania płatnej aplikacji FiLMiC Pro

"Teraz używamy tej niesamowitej aplikacji o nazwie FiLMiC Pro, która pozwala mieć naprawdę dokładną kontrolę nad takimi parametrami jak prędkość migawki, ISO, liczba klatek na sekundę czy balans bieli i jest naprawdę wszechstronna" - dowiadujemy się z przygotowanego przez Apple'a wideo z planu zdjęciowego.

FiLMiC Pro to aplikacja doskonale znana amatorom mobilnego filmowania. Oddaje ona w ręce filmowców pełną kontrolę nad rejestrowanym wideo i pozwala robić rzeczy, o których użytkownicy domyślnej apki wideo mogą zapomnieć. Od wspomnianej kontroli wszystkich parametrów, przez zwiększenie bitrate'u, aż po automatyzację suwaków.

Jakiś czas temu robiłem przegląd filmów kinowych nagrywanych smartfonami. Znaczna część tego typu produkcji została zarejestrowana właśnie z użyciem apki FiLMiC Pro.

"Chcesz wycisnąć ostatnie soki z aparatu iPhone'a? Zapomnij o preinstalowanej apce Aparat"

Właśnie w taki sposób interpretuję przekaz wspomnianej kampanii promocyjnej. Apple chciał się pochwalił możliwościami swojego sprzętu, a pokazał, że jego domyślne narzędzia są okrojone funkcjonalnie i jakościowo.

Mobilni fotografowie od lat narzekają na brak trybu profesjonalnego w iPhone'ach. Aby zmienić tak podstawowe parametry jak balans bieli, ISO czy prędkość migawki, trzeba posiłkować się zewnętrznymi apkami, które często kosztują niemało.

Jeszcze gorzej wygląda sprawa z trybem wideo.

iPhone'y i iPady nagrywają gorszej jakości filmy, niż pozwala na to sprzęt

Jednym z istotniejszych (a często niedocenianych) parametrów wpływających na jakość wideo jest bitrate, który określa ilość danych zapisywanych w ciągu sekundy. W wielu przypadkach lepsze efekty da nagranie filmu FullHD z wysokim bitrate'em niż 4K z niskim bitrate'em. Taki film ma nie tylko ładniejszy, ale i bardziej elastyczny podczas późniejszej obróbki.

iPhone X w domyślnej aplikacji aparatu nagrywa filmy 4K z bitrate'em 25 Mbps. Po zainstalowaniu aplikacji FiLMiC Pro można uzyskać nawet 120 Mbps. To prawie 5-krotnie większa ilość rejestrowanych danych! Pokazuje to, jak wielki jest rozstrzał między technicznymi możliwościami sprzętu, a "kagańcem" nałożonym przez systemową apkę.

Oczywiście Apple ma swoje powody, dla których wprowadza takie ograniczenia

5-krotnie większa ilość zapisywanych danych oznacza 5-krotnie więcej miejsca zajętego na przestrzeni dyskowej. Apple ustawiając domyślnie niższy bitrate, zabezpiecza mniej świadomych użytkowników przed drastycznie topniejącą pamięcią. Podobnie postępuje zresztą wielu innych producentów.

Brak trybu profesjonalnego? To można tłumaczyć chęcią zrobienia maksymalnie prostej i łatwej w użyciu apki, która dla zwykłego użytkownika nie będzie przekombinowana.

Szkoda tylko, że cierpią na tym bardziej świadomi użytkownicy, którzy chcieliby wycisnąć ze sprzętu ile się da. Jak widać - sam Apple rekomenduje w takiej sytuacji inwestycję w apkę kosztującą, w zależności od wersji, 70-140 zł. I to jest chyba największy problem.

Gdyby Apple po prostu wprowadził systemowe ograniczenie i konsekwentnie przekonywał, że domyślny bitrate jest wystarczający, a ręczne ustawienia zbędne - pal licho. Ale w sytuacji, gdy firma we własnym spocie promocyjnym nagrywa filmy z użyciem zewnętrznej apki, ciężko o czytelniejszy sygnał, że nawet jej zdaniem ta domyślna jest zbyt wybrakowana.

A przecież wystarczyłoby wprowadzić opcjonalny tryb manualny, a jego aktywację zakopać w ustawieniach, do których laik nawet nie zajrzy.

Okrojona apka aparatu nie pasuje wręcz do polityki Apple'a

Apple dba o to, by jego urządzenia - w tym iPhone'y i iPady - były jak najbardziej wszechstronne już po wyjęciu z pudełka. Pakiet biurowy? Jest. Narzędzia do obróbki zdjęć? Są. Program do montażu wideo? Jest. Apka do tworzenia muzyki? Jest.

iMovie to aplikacja Apple'a do montażu wideo
iMovie to aplikacja Apple'a do montażu wideo

Jasne, nie są to aplikacje najlepsze w swojej klasie, ale dają solidne podstawy do pracy. Tak, do pracy, bo iMovie czy GarageBand to zaskakująco solidne apki jak na coś, co dodawane jest w standardzie.

I na tle tego wszystkiego mamy apkę aparatu, w której nie da się nawet ręcznie zmienić ISO czy czasu naświetlania. Gdzie tu logika?

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (50)