Smartfony i motywacja - czy aplikacja może być naszym trenerem?

Smartfony i motywacja - czy aplikacja może być naszym trenerem?

Smartfony i motywacja - czy aplikacja może być naszym trenerem?
Michał Mynarski
22.03.2013 10:30, aktualizacja: 22.03.2013 11:30

Motywacja - wiecznie narzekamy na jej brak. To cudowne uczucie, gdy ktoś może powiedzieć, że czuje się zmotywowany do działania. Zazwyczaj ciągle jej szukamy i nierzadko jesteśmy skłonni zapłacić za to, by ktoś pomógł nam ją odnaleźć.

Smartfon jako trener?

Wiosna zbliża się wielkimi krokami, więc zapewne wielu z Was zamierza popracować nad formą, żeby w wakacje nie było wstyd się pokazać znajomym. Dziś na tapetę weźmiemy motywację w kontekście technologii i sportu.

Każdy, kto uprawiał kiedyś sport, wie, o co w tym wszystkim chodzi - czasami się po prostu nie chce. Mnie motywacja bardzo szybko opuszcza i do większości czynności muszę się zmuszać. Nic więc dziwnego, że kiedy nabyłem swojego pierwszego smartfona (HTC Wildfire - klasyk), od razu zainteresowałem się aplikacjami, które tę motywacje wyzwolą na dłużej. Spróbuję wyjaśnić, jak to działa.

Aplikacja w roli trenera?

Aplikacje typu sport tracker śledzą postępy w danej dziedzinie sportu i je zapisują. Dzięki temu, że smartfony są wyposażone w moduły WiFi, GPS, HSDPA, mogą zbierać dane o aktualnym położeniu użytkownika. Dzisiejsze sport trackery to rozbudowane centra informacji o treningu. Aplikacje te wyświetlą trasę, podadzą liczbę spalonych kalorii i średnio tempo, pokażą stromizny wzniesień i wypiszą międzyczasy. Do tego każda aktywność zostanie zapisana, dzięki czemu można śledzić swoje postępy z tygodnia na tydzień.

To ważne cechy dla wszystkich, którzy rozpoczynają wiosenną przygodę ze sportem. Nic tak nie motywuje do działania jak świadomość, że to, co robimy, przynosi efekty. Podobno żeby ktoś dostrzegł różnice w naszym wyglądzie po podjęciu treningu, potrzeba 8 miesięcy. My sami powinniśmy zarejestrować zmiany po dwóch. Gdy program codziennie pokazuje postępy, łatwiej zachować regularność treningów.

Druga sprawa to społeczności skupione wokół takich aplikacji. Większość programów pozwala na wrzucenie informacji o skończonym treningu na Facebooka lub Twittera. To impuls do tego, by podczas treningu wykazać się jeszcze bardziej. Skoro każda sesja ląduje na ścianie na Facebooku, to dlaczego nie uczynić z niej czegoś godnego podziwu? Pomijam to, jaką obojętność nasi znajomi wykazują wobec kolejnego statusu/twitta zaczynającego się od słów „Michał przejechał dzisiaj 12 km hulajnogą po lesie z aplikacją Endomondo”.

Nic jednak nie motywuje do działania tak, jak osobisty trener lub znajomy, który zabiega o to, by wyciągnąć nas z domu. Oczywiście musi być stanowczy. Trener głośno wyrażający obawy o to, czy nie utoniemy z powodu ledwo utrzymującego nas na wodzie tempa, to najlepszy środek, by poprawić czas na 200 metrów. Rodzi się więc pytanie, czy aplikacje mobilne mogą zastąpić motywującego do działania człowieka. Moim zdaniem w bardzo dużej mierze zależy to od nas samych.

Czy wystarczy przypomnienie, żeby ruszyć się z domu? Aplikacja nie zadzwoni do nas, gdy opuścimy trening. Nie poklepie też po ramieniu, gdy naprawdę dobrze się spiszemy. Będzie nam towarzyszyć przez długie kilometry, ale próżno wymagać od niej, by powiedziała cokolwiek o naszej formie. Dlatego tę rodzinę software’u nazywa się sport trackerami, a nie ruthless trainers. Służą do zbierania informacji i dostarczania ich w jak najlepszej formie. Mają zachęcić do tego, by wyjść z domu, przebiec dzisiaj 5, jutro 6, a za miesiąc 13 kilometrów. Jednak nie będą stały nad nami z biczem. Ten bicz sami nad sobą musimy trzymać. Wtedy możemy uruchomić program, włożyć słuchawki do uszu i ruszyć przed siebie.

Aplikacje, które warto przetestować

Endomondo

Endomondo to absolutny must-have każdego amatora sportów, który chce swoje wiosenne postępy rejestrować za pomocą smartfona. Aplikacja ma bardzo ładny, czytelny i prosty w obsłudze interfejs, szeroką gamę dyscyplin oraz niesamowitą siłę społeczności. Jest nieźle zintegrowana z Facebookiem i w niektórych miejscach działa identycznie z serwisem Zuckerberga.'

Endomondo (fot. Google Play)
Endomondo (fot. Google Play)

Aspekt społecznościowy jest w „endo” bardzo ważny. Profil użytkownika to jego wizytówka - znajdują się w nim dane, jaki sport uprawiał i kiedy. Można zapraszać znajomych i podejmować rzucone przez nich wyzwania (np. trasa wokół Wrocławia z czasem do pobicia). Świetną opcją jest również ręczne dodawanie treningu w przypadku dyscyplin, które nie pozwalają na noszenie smartfona ze sobą (np. pływanie). Te wszystkie zalety oraz ogromna popularność powodują, że Endomondo powinno być pierwszą aplikacją, jaką należy zainstalować, myśląc o sporttrackerze. Wielce prawdopodobne jest, że będzie również ostatnią.

RunKeeper

Program bardzo podobny do Endomondo. W toku ewolucji aplikacje te wymieniły się funkcjami, mają też podobny interfejs. Niestety, twórcy nie zdali sobie w porę sprawy z tego, jak ważny będzie aspekt społecznościowy, który w RunKeeperze wyraźnie kuleje. Poza tym program nie ma tak dużego ekosystemu i tak silnej marki jak Endomondo. Próżno w nim szukać specjalnych wyzwań i potyczek. To raczej kameralna aplikacja dla ludzi, którym zależy tylko na własnych osiągnięciach i którzy nie chcą się zagłębiać w cały ten zgiełk związany z treningami.

Nike+ Running, Adidas miCoach

Lekkie i dość ubogie w funkcje (w porównaniu z wyżej wymienionymi) programy. Trudno mówić o jakiś specjalnych zaletach względem Endomondo i RunKeepera. miCoach na podstawie podanych danych dobiera różne warianty treningu (interwał, wytrzymałościowy, lekki). Komunikaty podawane są głosem Jessiki Ennis lub Victorii Pendleton (bądź w wersji dla kobiet - Andy’ego Murraya). Obie aplikacje nadają się do biegania... i głównie do biegania. Nie są to kombajny zbierające w jednym miejscu wiele dyscyplin.

Jakie akcesoria mogą się przydać?

Oprócz programów na rynku są również specjalne akcesoria do smartfonów, przeznaczone zarówno dla tych, którzy sport traktują serio, jak i tych, którzy dopiero chcą połknąć bakcyla. Pierwsze dwa urządzenia spośród wymienionych niżej kupicie w sklepach Endomondo i RunKeepera. Pozostałe są dostępne w polskich sklepach, między innymi w RTV EURO AGD.MIO Alpha BLE

[/h3]

Bransoletka na rękę, która bardzo dokładnie mierzy tętno, nawet podczas biegu z prędkością 20 km/h. Ma wbudowany zegarek oraz timer. Dzięki modułowi Bluetooth może łączyć się z iPhone'em 4, 4S, 5 i wybranymi smartfonami z Androidem.WAHOO Run/Gym Pack for iPhone

[/h3]

Miernik tętna stworzony z myślą o iPhone'ach 3GS, 4, 4S, iPodzie touch, a nawet iPadzie (złącze 30-pinowe). Składa się z czujnika zamontowanego na elastycznym pasku i odbiornika podczepianego do iSprzętu. Gdy połączenie jest zerwane, czujnik zapisuje odczyty. Sprzęt jest wodoszczelny do głębokości 1,5 m, a czujnik i odbiornik mogą się ze sobą komunikować w odległości do trzech metrów. System oczywiście współpracuje z aplikacją Endomondo.

SmartWatch drugiej generacji to zegarek, który łączy się przez Bluetooth 3.0 ze smartfonami z Androidem (współpracuje praktycznie z każdym smartfonem z systemem w wersji 2.1 i kolejnych). Wszystko, czego potrzeba, to szybka konfiguracja i dwie lekkie aplikacje do pobrania z Google Play. Również za pomocą sklepu instaluje się kilka programów bezpośrednio na zegarku, które będą się parować i zbierać informacje z ich odpowiedników na smartfonie. Są to między innymi Facebook, Twitter, Pogoda czy Kontakty.

Sony Smartwatch (fot. mytechnmore.wordpress.com)
Sony Smartwatch (fot. mytechnmore.wordpress.com)

Powiadomienia Push będą sygnalizowane delikatnymi wibracjami SmartWatch. Tak samo urządzenie da znać o SMS-ie lub nadchodzącym połączeniu. W tym drugim wypadku można z poziomu zegarka wyciszyć smartfona lub wysłać wiadomość z szablonów. Jednak dla sportowców i biegaczy najbardziej użyteczną funkcją będzie kontrola odtwarzacza MP3. Za pomocą LiveView da się podejrzeć nazwę aktualnie odtwarzanego utworu, zmienić go czy zwiększyć/zmniejszyć głośność dźwięku.

SmartWatch został wyposażony w klips, więc nie ma konieczności noszenia go jako zegarka. Równie dobrze można go przypiąć do bluzki (chociaż biegaczom odradzam takie rozwiązanie). Urządzenie waży 15,5 g (czyli niewiele więcej niż iPod shuffle) ma ekran OLED. Na baterii wytrzyma od 3 do 4 dni umiarkowanego użytkowania. Pod silnym obciążeniem ogniwo wystarczy tylko na dobę. Urządzenie ładuje się przez kabel USB. Jego cena wynosi 389 zł.

Garmin to zegarki bez możliwości sparowania ze smartfonem, ale również cenione wśród biegaczy. ForeRunner 110 śledzi trening za pomocą GPS - później dane można zgrać na komputer i prześledzić trasę. Urządzenie ma czujnik tętna i na podstawie odczytów wylicza liczbę spalonych kalorii. Nie zapominajmy, że jest to również czasomierz, a co za tym idzie - użytkownik ma do dyspozycji stoper oraz możliwość mierzenia międzyczasów (z pamięcią do 1000 okrążeń). Zegarek jest odporny na wodę i wstrząsy. Docenia się go przede wszystkim za łatwość obsługi, design, kompaktowe wymiary i to, że wizualnie nie różni się od zwykłych zegarków. Kosztuje 499 zł.

Opaski na ramię

Bieganie ze smartfonem w kieszeni nie jest wygodne, warto więc pomyśleć o kupnie etui z opaską na ramię, na przykład Ease Fit Plus firmy Belkin. Ma ona regulowanej długości pasek, sztywno trzymającą kieszeń na iPhone'a 5 i boczną na klucz. Dzięki Siri i słuchawkom Earpods bez problemu da się odebrać SMS, mail lub wykonać połączenie. Cena opaski wynosi ok. 100 zł.

iGadgitz Joggin Armband for Galaxy S III

Jeżeli chodzi o akcesoria biegowe (lub jak kto woli tzw. nerki), osoby korzystające z urządzeń z Androidem są w dużo gorszej sytuacji od właścicieli iPhone’ów. Nawet te osoby, które mają tak popularny model jak Galaxy S III. Nie oznacza to jednak, że znalezienie takiego akcesorium jest niemożliwe. Armband iGadgitz to neoprenowe etui, wyszyte od środka folią, dzięki czemu smartfon jest chroniony przed mżawką lub potem. Ma specjalne uchwyty na słuchawki oraz jedwabne wstawki na wysokości przycisków fizycznych, które umożliwiają sterowanie podstawowymi funkcjami smartfona.

Wiosna zbliża się wielkimi krokami, choć w momencie gdy piszę te słowa, za oknem wciąż pada śnieg. Gdy temperatura wreszcie wzrośnie i zrobi się zielono, słonecznie, będzie to świetny moment, żeby spełnić jedno z postanowień noworocznych i popracować nad formą.

Dzisiejsze smartfony w połączeniu z akcesoriami dają szerokie możliwości sprawdzania swoich osiągnięć, archiwizowania ich i dzielenia się nimi. Warto z nich korzystać i myśleć o nich jak o dodatkowej motywacji. A jeśli nawet to zawodzi, polecam mieć w pamięci słowa mojego trenera. Zawsze je sobie powtarzam, gdy muszę przepłynąć kolejne 400 m bądź wjechać na jeszcze jedno strome wzniesienie:

Ból jest chwilowy, a sława wieczna!

Materiał powstał we współpracy z

Obraz
Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)