Komórkowi kanciarze: wyrzuceni z Android Marketu, ale mają nową metodę offline
KIRA CZARCZYŃSKA • dawno temuWśród użytkowników jakiejś technologii zawsze znajdą się tacy, dla których jest ona tylko kolejnym narzędziem do popełniania przestępstw. Oszuści działający w branży GSM mają coraz dziwniejsze pomysły na to, jak nas okraść. Z Android Marketu wyrzucono aplikacje ze szkodliwym kodem, ale to nie znaczy, że jesteśmy bezpieczni.
Boimy się mobilnych płatności. Czy to skutek złych doświadczeń?
Android Market wolny od szkodliwego softu
Przyzwyczailiśmy się zakładać, że kiedy pobieramy aplikację z poważnego, znanego źródła, to jest ona bezpieczna dla systemu. To przekonanie właśnie wykorzystują autorzy programów zawierających szkodliwy kod. Google postanowił z nimi walczyć.
Zobacz również: Orange
Wszystkie dodawane do Android Marketu aplikacje oraz te, które już tam są, mają być testowane narzędziem o nazwie Bouncer. Wykrywa ono szkodliwy kod dodawany czasami do programów — malware, trojany czy nawet tylko nietypowe funkcje. Testowo Bouncer jest już używany od kilku miesięcy i podobno sprawdza się znakomicie, znacznie zwiększając bezpieczeństwo klientów korzystających z Android Marketu.
Oszuści mają nową metodę naciągania naiwnych
Większość stosowanych od dawna podstępów, takich jak wysyłanie SMS-a o wygranej w konkursie z prośbą o odpisanie na podany numer (zwykle o podwyższonej płatności), jest już doskonale znana. Nic więc dziwnego, że oszuści ciągle szukają nowych sposobów wyłudzania pieniędzy.
Uwaga! Od jutra mamy ochronę przed wysokimi rachunkami
Właśnie pojawił się nowy. Oszust wyszukuje ogłoszenia w Internecie, na przykład ofertę sprzedaży czegoś, i spisuje z nich numer ogłoszeniodawcy. Na ten numer zostaje następnie wysłana prośba o oddzwonienie na podany numer telefonu, oczywiście w sprawie ewentualnego kupna wystawionego na sprzedaż przedmiotu. Oczywiście, numer ten jest z puli usług Premium i połączenie z nim może kosztować nawet kilkadziesiąt złotych za minutę.
Metodę tę odkrył i opisał jeden z reporterów Newsweeka, którego to odkrycie kosztowało całkiem sporo — dosłownie. Warto więc uważać, do kogo się oddzwania.
Ten artykuł nie ma jeszcze komentarzy
Pokaż wszystkie komentarze