Prezentacja Huawei Ascend Mate7 była dość techniczna. Sporo uwagi poświęcono detalom związanym z działaniem podzespołów i z budową urządzenia. Prawda jest jednak taka, że Chińczycy mieli o czym mówić. To urządzenie wygląda jak sprzęt zaprojektowany przez komórkowego nerda (w pozytywnym tego słowa znaczeniu).
"Mój telefon marzeń powinien mieć..." Chińscy inżynierowie zguglowali temat, przejrzeli fora branżowe, zabrali się do roboty i wyszedł im Mate7. Smartfon w dość małej, jak na tę kategorię, i zgrabnej aluminiowej obudowie ma 6-calowy ekran IPS i baterię o pojemności 4100mAh. Nie zabrakło też miejsca na 13Mpix aparat z matrycą Sony i czytnik linii papilarnych umieszczony pod obiektywem, który, i tu niespodzianka, zdaje się działać lepiej niż u androidowej konkurencji. Przede wszystkim nie wymaga przesuwania palca po skanerze. Wystarczy dotknąć i już, odblokowane.
Ascend Mate 7 bazuje na 8-rdzeniowym układzie Kirin 925, wykonanym w technologii big.LITTLE (więcej napisał o nim Miron). To procesor, który powinien mieć potężny zapas mocy, ale żeby móc o nim cokolwiek powiedzieć z przekonaniem, potrzebne są testy. Pewne jest natomiast to, że Mate7 jest pierwszym urządzeniem obsługującym LTE kategorii 6. Gorzej, że nie bardzo jest gdzie tę cechę wykorzystać, bo nie ma infrastruktury.
Oprogramowanie Mate7 jest estetyczne i proste. Nawet bardzo proste. Tak jakby nikt nie chciał odwracać w tym urządzeniu uwagi od potężnego hardware'u. W nakładce Huawei widać wiele inspiracji z urządzeń Apple. Nie wygląda to jednak źle i nie jest kopią jeden do jednego. Fajną rzeczą są motywy, które można pobierać z sieci.
Huawei Ascend Mate7 trafi na nasz rynek w październiku. W wersji z 2GB pamięci RAM będzie kosztować nieco ponad 2 tys. złotych. Trafi też do operatorów.
Na koniec zobaczcie krótką prezentację wideo.
Huawei Ascend Mate 7 hands-on. Wielkie zaskoczenie targów IFA
Zacząłem testy urządzenia. Przy dobrych wiatrach już jutro opiszę pierwsze wrażenia.