Taylor Swift jednym wpisem na blogu zmieniła Apple Music. Brzmi niewiarygodnie? I słusznie

Afery z Taylor Swift i nadgryzionymi owocami w roli głównej ciąg dalszy. Sprawa zmierza jednak ku satysfakcjonującemu dla wszystkich stron finałowi.

Taylor Swift
Taylor Swift
Źródło zdjęć: © "Blank Space"
Miron Nurski

Niebędącym w temacie pokrótce przypomnę tylko, co w świecie streamingu muzyki działo się przez ostatni tydzień. Najpierw zachodnie media donosiły, że Taylor Swift uciekła z Apple Music ze swoim nowym albumem, podobnie jak wcześniej zrobiła to w przypadku innych usług streamingowych. Sprawa odbiła się w internetach szerokim echem, więc wczoraj głos w tej sprawie postanowiła zabrać sama artystka.

Swift we wpisie na swoim blogu zwraca przede wszystkim uwagę na to, że Apple nie miało zamiaru płacić artystom za odtworzenia w trakcie 3-miesięcznego okresu próbnego, który przysługiwać będzie każdemu użytkownikowi. Podkreśliła jednak jednocześnie, że w całej sprawie nie chodzi nawet o nią, bo artyści tego formatu są w stanie utrzymać siebie, zespół i współpracowników z samych tylko koncertów, ale cierpią na tym młodsi artyści, którzy za swój nawet udany debiut nie zobaczą ani centa.

W internecie zawrzało, a wspomniany wpis rozpoczął międzynarodową debatę na temat Apple Music i streamingu muzyki w ogóle

Jedni zarzucali Apple'owi, że koszty związane z promocją własnej usługi zrzuca na artystów, a inni zaznaczali, że jeśli gigant w ten sposób wypromuje swoją platformę, to siłą rzeczy ostatecznie do artystów i tak trafi więcej pieniędzy.

Kto ma rację? Zdaje się, że ta leży gdzieś po środku, ale to już bez znaczenia, gdyż w Cupertino zapadła decyzja o zmianie reguł gry. Kilkanaście godzin po opublikowaniu wpisu Taylor Swift, Eddy Cue z Apple'a napisał na Twitterze, że firma jednak będzie płacić artystom nawet podczas okresu próbnego zapewniając jednocześnie, że w swej wspaniałomyślności jest otwarta na głosy artystów, a tak w ogóle to ich wszystkich kocha.

Swoją dumę i ulgę związaną z takim obrotem spraw na Twitterze wyraziła także sama Taylor Swift.

I wszystko super, tyle tylko, że ja nie do końca w to wierzę. To znaczy wierzę, że Apple będzie płacić artystom, ale nie wierzę, że decyzję tę podjęto wczoraj, a nie kilka tygodni temu. Mniej więcej wtedy, gdy ktoś w Cupertino wpadł na pomysł, by w promocję Apple Music zaangażować Taylor Swift, którą rynek kojarzy z głośnego odejścia z konkurencyjnego Spotify.

Tym mi to bowiem pachnie - wyreżyserowaną aferą

Owszem, Apple jeszcze wczoraj przyjmował na klatę krytykę, że ma zamiar wyzyskiwać artystów, ale jestem przekonany, że firma byłaby skłonna chwilowo nadszarpnąć swój wizerunek w imię wyższego dobra jakim jest rozgłos. A ten udało się uzyskać, co mogę udowodnić; wystarczy sprawdzić liczbę dotyczących Apple Music zapytań, jakie skierowano do Google'a przez ostatni tydzień.

Zainteresowanie usługą Apple Music wśród użytkowników wyszukiwarki Google
Zainteresowanie usługą Apple Music wśród użytkowników wyszukiwarki Google© Google Trends

Przy tej skali nawet dolar wyciągnięty mniej od jednego użytkownika w skali roku przełożyłby się na zyski mniejsze o dziesiątki milionów dolarów, a przecież 3 miesiące płacenia artystom z własnej kieszeni to wydatek znacznie wyższy niż dolar. Jak wysoki? Tego na razie nie wiadomo, ale serwis Re/code dowiedział się, że warunki rozliczenia się z artystami podczas okresu próbnego będą inne niż po jego zakończeniu. Niekoniecznie gorsze, ale taki zabieg był konieczny, gdyż model biznesowy zakłada dzielenie się z artystami przychodami, które z oczywistych względów przez 3 miesiące nie są generowane.

Co z Taylor Swift?

Artystka osiągnęła to, co - jak można wywnioskować ze wczorajszego wpisu - chciała osiągnąć, ale wciąż nie potwierdziła, czy album "1989" jednak będzie dostępny w Apple Music. Bardzo jednak prawdopodobne, że tak się stanie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)