Problem fragmentacji Androida to przede wszystkim problem świadomych użytkowników
Jak to w końcu jest z tą fragmentacją?
13.10.2015 | aktual.: 13.10.2015 16:15
Bartek przekonuje, że problem fragmentacji Androida to przede wszystkim problem w głowach blogerów. Tłumaczy to tym, że większość konsumentów i tak nie wie, z jakiej wersji systemu korzysta, a świadomi konsumenci "wybierają smartfony, które są aktualizowane". No i dostępne są przecież wspierane przez Google'a Nexusy, których statystyki "nie wyglądają źle". Mam jednak inne zdanie na ten temat, bo w mojej opinii to właśnie ci świadomi konsumenci z najnowszymi wydaniami Androida przez fragmentację cierpią najbardziej.
Przyjmijmy na moment, że mam Nexusa z nowym systemem i zastanówmy się, jakie mam z tego korzyści. Świadomość, że mam najnowszy system? Ok. Nowe funkcje? Czysty Android ma funkcje, których nie ma w nakładkach, nakładki mają funkcje, których nie ma w czystym Androidzie, więc przewaga wcale nie jest oczywista. Nowe zabezpieczenia? Super, ale - jak Bartek słusznie zauważył - realnie problem dziurawego systemu dotyka promila użytkowników. Najważniejsze jest moim zdaniem to, co z nowym systemem zrobią niezależni deweloperzy. Wymowny jest zresztą fakt, że statystyki dotyczące popularności poszczególnych wydań Androida publikowane są na stronie dla deweloperów.
I tu przechodzimy do istoty problemu fragmentacji
Przykład z życia wzięty. Jedną z najważniejszych nowości w Androidzie 5.0 był nowy język projektowania - Material Design, obejmujący odświeżone animacje i charakterystyczną kolorystykę. Pamiętacie ile czasu minęło zanim zauważalny odsetek aplikacji dostał skrojony pod nową stylistykę? Ba, pamiętacie ile Google'owi zajęło dostosowanie własnych apek pod nową stylistykę? Testowe wydanie Androida L trafiło do deweloperów 25 czerwca 2014, pierwsze Nexusy zostały zaktualizowane 12 listopada, a Hangouty i YouTube dostały odświeżony interfejs w połowie grudnia.
To i tak nic w porównaniu z Mapami Google, które dynamicznie zmieniający się pasek stanu (jedna z nowości w Androidzie 5.0) dostały - uwaga - 19 maja 2015. Jak tu się dziwić, skoro Google patrząc na własne statystyki wiedział, że pół roku po debiucie jego systemu dodana przez niego nowość dotrze do mniej niż 10% użytkowników.
I tak jest od lat. Rozwijane powiadomienia z Androida 4.1, widgety na ekranie blokady z Androida 4.2, tryb pełnoekranowy z Androida 4.4 - zawsze mijają wieki zanim niezależni deweloperzy (i Google) wezmą nowe możliwości systemu w obroty. A jak to wygląda w przypadku iOS-u? Gdy pojawia się nowe wydanie, aktualizuję swojego iPada i iPoda touch, tego samego dnia wchodzę do App Store'a, klikam "zaktualizuj wszystkie" i czekam kilka godzin aż pobiorą się apki w wersjach skrojonych pod najnowsze wydanie systemu. Kto używa iOS-u i Androida, ten zapewne wie o czym mówię i zdaje sobie sprawę z tego, że pod tym względem obie platformy dzieli olbrzymia przepaść.
Czy jako świadomy konsument mogę kupić Nexusa i problem fragmentacji mnie ominie?
Przecież Nexusy są szybko aktualizowane, więc wszystko powinno być cacy, prawda? Nie, będzie wręcz przeciwnie. Nexusy stanowią nieistotny z punktu widzenia deweloperów ułamek rynku, więc fakt, że mam najnowsze wydanie systemu i brak perspektyw na wykorzystanie jego potencjału tylko spotęgowałby moją frustrację. I nie, nie pociesza mnie to, że pani Marysia z klatki obok ma telefon z Androidem 1.6 i się cieszy, że dzwoni.
Oczywiście nie twierdzę, że to wszystko sprawia, że Android jest dla mnie nieużywalny. Fragmentacja i jej następstwa to dla mnie jednak chyba największa wada tego systemu i daleki byłbym od bagatelizowania tego problemu. Zwłaszcza teraz, gdy na horyzoncie widać już nadchodzącą lawinę smartfonów z ekranami rozpoznającymi siłę nacisku i aż boję się myśleć, jak będzie przebiegać popularyzacja tego rozwiązania...