Najlepszy iPhone 12 ma mieć o 10 GB (!) mniej RAM-u niż najlepszy Galaxy S20

Lata lecą, a u Apple'a bez zmian - dalej bezwstydnie tnie koszta na pamięci operacyjnej. W tym roku przepaść względem flagowców konkurencji może być większa niż kiedykolwiek.

iPhone 11 Pro ma 4 GB pamięci RAM, co - w mojej ocenie - jest wartością żałośnie niską i nieadekwatną do telefonu, którego ceny wahają się od 5199 do aż 7449 zł. A już na pewno nie takiego, który szczyci się dopiskiem "pro" w nazwie.

W efekcie naprawdę wypasiony i wydajny smartfon oferuje komfort pracy z wieloma aplikacjami na poziomie androidów za 1500 zł. Konkurencyjne flagowce pod tym względem zamiatają nim podłogę. Nie wierzycie mi na słowo? Zerknijcie na porównanie szybkości z Galaxy Note'em 10+, uzbrojonym w 12 GB RAM-u.

iPhone 11 Pro dzięki potężnemu układowi A13 Bionic był w stanie szybciej uruchomić aplikacje, ale w drugim "okrążeniu" poradził sobie dużo gorzej. Musiał przeładować część apek, podczas gdy Note załadował z RAM-u wszystkie. Efekt? Topowy telefon samsunga nie tylko nadrobił dzięki temu 10 sekund straty, ale i ostatecznie zyskał 6 sekund przewagi.

Śmiem twierdzić, że w codziennym użytkowaniu większa ilość RAM-u zapewnia większy komfort pracy niż wydajniejszy układ. Używałem iPhone'a 11 Pro, teraz używam Galaxy Note'a 10+ i na tym drugim pracuje mi się nieporównywalnie lepiej. Nie czuję, że apki uruchamiają się o ułamek sekundy dłużej, ale czuję, że po całym dniu intensywnej pracy telefon potrafi przywołać z pamięci arkusz kalkulacyjny, który edytowałem dzień wcześniej.

Często przytaczany argument "na iOS-ie tyle wystarczy" to bujda. Optymalizacja systemu optymalizacją systemu, ale strony internetowe w przeglądarce, zdjęcia w edytorze grafiki i inne dane przechowywane w pamięci operacyjnej nie zaczną nagle magicznie zajmować mniej miejsca z uwagi na system.

Według dotychczasowych przecieków, w tym roku do oferty Apple'a dołączyć mają cztery iPhone'y z ekranami OLED. Analitycy firmy UBS twierdzą, że - w zależności od wersji - ich wyposażenie będzie następujące:

• iPhone 12 - ekran 5,4 cala, podwójny aparat i 4 GB RAM-u;
• iPhone 12 Max - ekran 6,1 cala, podwójny aparat i 4 GB RAM-u;
• iPhone 12 Pro - ekran 6,1 cala, potrójny aparat + sensor 3D i 6 GB RAM-u;
• iPhone 12 Pro Max - ekran 6,1 cala, potrójny aparat + sensor 3D i 6 GB RAM-u.

Tak, mamy rok 2020, a iPhone ma mieć 6 GB RAM-u i to tylko w najbardziej wypasionej wersji. A co się dzieje u konkurencji? Cóż, taki Samsung już teraz ma w ofercie smartfony z 12 GB RAM-u, a lada moment dołączyć ma do nich Galaxy S20 Ultra z 16 GB RAM-u.

Jeśli przecieki się potwierdzą, topowy samsung będzie miał o 10 GB więcej pamięci operacyjnej niż najdroższy iPhone. Takiej przepaści nie było jeszcze nigdy.

Apple pod sterami Tima Cooka maksymalizuje zyski w sposób wręcz nieprzyzwoity i robi wszystko, by sprzedać jak najmniej za jak najwięcej. Do tego zdążyłem się już przyzwyczaić. Szkoda jednak, że firma nie daje bardziej wymagającym użytkownikom żadnego wyboru. Choćby kosztem dopłaty.

MacBook Pro też ma w standardzie śmieszne 8 GB RAM-u, ale jeśli ktoś chce, może przynajmniej dopłacić 960 zł do wersji 16 GB. Dlaczego z iPhone'ami nie może być podobnie?

Efekt jest taki, że w 2020 roku wymagający użytkownik nie będzie mógł wejść do sklepu i kupić iPhone'a, który w 100 proc. spełni jego wymagania. Bo 6 GB to dalej mało jak na smartfon tej klasy. I uważam, że jeśli ktoś nie potrzebuje więcej RAM-u, istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie potrzebuje smartfonu "pro" za ponad 5000 zł.