Jelly - miniaturowy smartfon z 2,5‑calowym ekranem robi furorę na Kickstarterze

Właśnie tak chińska firma Unihertz nazywa swoje dziecko. I jest to opis trafny, bo mówimy o prawdziwym maleństwie. Wymiary tego telefonu to śmieszne 92,3 x 43 x 13,3 mm. Same liczby mogą nic wam nie mówić, więc zerknijcie, jak Jelly wyglądałby u boku iPhone'a SE/5s, który już uważany jest za mały.

Długość przekątnej ekranu to raptem 2,45 cala. Mówimy więc o urządzeniu tak małym, że powinno bez problemów zmieścić się w jeansowej kieszonce na monety, co zresztą sugerują materiały promocyjne.

Sercem telefonu jest bliżej nieokreślony, 4-rdzeniowy układ z zegarem 1,1 GHz. W najmocniejszej konfiguracji - nazwanej Pro - wspierają go 2 GB pamięci operacyjnej i 16 GB wewnętrznej. W podstawowej wersji jest to kolejno 1 i 8 GB.

Ekran poza niewielkimi wymiarami wyróżnia się także skromną rozdzielczością. 432 x 240 pikseli nawet przy małej przekątnej daje raptem 202 punkty na cal. Pojedyncze piksele i poszarpane krawędzie czcionek najpewniej byłoby widać z Księżyca, a przecież tak malutki wyświetlacz oglądany będzie z niewielkiej odległości. Pierwsi testerzy narzekają także na fatalne aparaty.

Pozytywnie zaskakuje natomiast to, jak wiele udało się w tak kompaktowej obudowie zmieścić. Dwa sloty na karty SIM, slot na kartę pamięci, a nawet gniazdo słuchawkowe, które nie zmieściło się w 4,7-calowym iPhonie 7.

W zależności od wariantu smartfon ma kosztować:

• Jelly 1/8 GB - 79 dolarów (ok. 305 zł);
• Jelly Pro 2/16 GB - 95 dolarów (ok. 370 zł).

Jelly nie jest kombajnem dla wymagających, ale jako drugi telefon lub pierwsza komórka dla dziecka? Czemu nie.

Samrtfon ten zadebiutował na Kickstarterze, gdzie producent starał się zebrać 30 000 dolarów na ruszenie z masową produkcją. W tydzień udało się zebrać prawie... 10 razy więcej. Do końca zbiórki zostało jeszcze ponad 30 dni, więc nie ma wątpliwości, że kampania zakończy się wielkim sukcesem.

Mam jednocześnie wrażenie, że cała zbiórka to tylko sposób na promocję. Zagraniczni youtuberzy dostali już działające i w pełni funkcjonalne egzemplarze, a sprzedaż ma ruszyć w sierpniu. Skoro wszystko jest dopięte na ostatni guzik, nie wydaje mi się, by producentowi nagle zabrakło 30 000 dolarów na sfinalizowanie całego projektu. Raczej chodziło o rozgłos.