Apple nie daje iPadowi umrzeć. Sam bym się skusił, gdyby nie jeden szkopuł
Jakieś 4-5 lat temu, gdy telefony z ponad 5-calowymi ekranami cieszyły się już dużą popularnością, wydawało się, że tablety straciły rację bytu i są już na wymarciu. Mamy rok 2018, a tablety żyją i mają się dobrze. Co więcej, zanosi się na to, że wkrótce będą miały się jeszcze lepiej. Przynajmniej jeśli chodzi o iPada.
iPad i iOS 13 - nadchodzą duże nowości
Apple nie wydał jeszcze iOS-u 12, a już pojawiają się przecieki na temat przyszłorocznej wersji systemu. Stoi za nimi nie byle kto, bo Mark Gurman, czyli dziennikarz, który jest wyjątkowo dobrze zaznajomiony z planami firmy z Cupertino.
Zdaniem Gurmana, iOS 13, którego kodowe oznaczenie to "Yukon", wniesie sporo nowych funkcji skrojonych pod iPada. Ich lista ma obejmować m.in.:
- przebudowany ekran główny;
- zaktualizowana aplikację Pliki;
- karty w aplikacjach, które mają działać analogicznie jak karty w przeglądarce i pozwalać np. na jednoczesną edycję kilku projektów (podobną funkcję dostał niedawno system macOS);
- możliwość korzystania z dwóch okien tej samej aplikacji na współdzielonym ekranie;
- bliżej nieokreślone dodatki związane z rysikiem Pencil.
Brzmi to wiarygodnie, bo już iOS 11 był jest ważną aktualizacją dla iPadów. Z kolei iOS 12 - według przecieków - ma być zorientowany przede wszystkim na poprawę stabilności.
To, jak dobrze Apple radzi sobie z utrzymywaniem iPada przy życiu, robi wrażenie
Jak wynika z raportu IDC, w 2017 roku na rynek trafiło 163,5 mln tabletów, czyli o 6,5 proc. mniej niż w roku wcześniejszym. Choć jednak cały rynek się kurczy, Apple'owi udało się zanotować 3-procentowy wzrost z 42,6 mln do 43,8 mln egzemplarzy.
Nie jest jednak tak, że Apple dopiero wziął się za tablety korzystając z tego, że inni odpuścili. Kolejne iPady wychodzą przecież nieprzerwanie od 2010 roku. Gigantowi trudniej jest notować wzrosty niż innym firmom, w przypadku których poprawa słabego wyniku nie jest wielkim wyczynem.
Wiele wskazuje na to, że będzie jeszcze lepiej
Zaprezentowany przed kilkoma tygodniami nowy iPad wnosi obsługę rysika Pencil, która dotychczas zarezerwowana była tylko dla najdroższych modeli Pro. W dodatku tegoroczny model jest tańszy od poprzedników (1599 zł za najtańszą wersję) i promowany jako urządzenie edukacyjne.
Można oczekiwać, że nowy iPad będzie się cieszył niemałą popularnością, a Apple zamknie rok z kolejnym wzrostem na topniejącym rynku.
Sam bym się skusił na iPada, gdyby nie jeden szkopuł
Wciąż mam iPada mini 2 z 2013 roku. Ten wciąż jest używalny i cały czas pracuje pod kontrolą najnowszej wersji systemu, ale to 5-latek, który swoją wydajnością nie zachwyca.
Tablet przydaje mi się np. podczas weekendowych wyjazdów, gdy nie opłaca mi się taszczyć ze sobą notebooka, ale jednocześnie oczekuję odrobinę bardziej komfortowego narzędzia pracy niż smartfon. W takich sytuacjach iPad spisuje się wyśmienicie.
Problem w tym, że cena nowego iPada jest tylko pozornie niska
Tegoroczny model nazywany jest najtańszym iPadem w historii. I OK, 1599 zł brzmi jak niezła oferta, ale dotyczy to wersji z 32 GB pamięci. To mało. Wystarczy garść aplikacji i plików i już będą problemy z aktualizacją systemu, która wymaga kilku GB wolnej przestrzeni. Kolejna wersja w ofercie - 128 GB - to już 1999 zł.
iPada używałbym głównie do pisania, przeglądania sieci czy obrabiania zdjęć, więc rysik i klawiatura byłyby wskazane. Apple Pencil kosztuje 429 zł. Został już zapowiedziany tańszy zamiennik - Logitech Crayon - ale ten ma być zarezerwowany dla uczniów i studentów.
Klawiatura? Popularny i skrojony pod iPada model Logitech Slim Folio to wydatek rzędu 439 zł. Od biedy mógłbym sięgnąć po tańszą i mniej mobilną alternatywę, ale i tak ciężko byłoby zejść poniżej 200-300 zł.
Za solidny zestaw musiałbym więc wydać 2867 zł
To dużo więcej niż te kuszące 1599 zł. O wiele za dużo jak na urządzenie z - w dalszym ciągu - prymitywnym systemem, które miałoby być używane sporadycznie.
Szkoda, bo gdyby rysik był wliczony w cenę tabletu, pewnie już ustawiałbym się w kolejce.