Ech, Google nie potrafi nawet porządnie zrobić funkcji maskującej wcięcie
Nie macie wrażenia, że Pixel 3 XL to eksperyment, mający na celu sprawdzić, jak daleko Google może się posunąć, by ludzie wciąż ten telefon kupowali?
12.10.2018 | aktual.: 12.10.2018 15:01
Pixel 3 XL ma wcięcie w ekranie. Problem w tym, że to prawdopodobnie największe i najbrzydsze wcięcie na tej planecie, za co na Google'a spłynęła fala krytyki. Firma postanowiła coś z tym zrobić.
Google pozwolił zamaskować wcięcie, ale zrobił to w najgorszy możliwy sposób
Funkcja maskująca wcięcie to nic nowego. Wiele smartfonów pozwala wyświetlić w górnej części ekranu czarny pasek, dzięki czemu dziwaczny kształt ekranu nie rzuca się w oczy. Jednocześnie zachowuje on swoje praktyczne właściwości, wyświetlając tuż przy wcięciu godzinę oraz inne dane.
Proste i logiczne, prawda? Nie dla Google'a.
Google ugiął się pod falą krytyki i ogłosił, że w opcjach deweloperskich pojawiła się możliwość zamaskowania wcięcia. Ponoć wprowadzono ją dla osób, które oczekują bardziej tradycyjnego wyglądu. Jak to wygląda? Na zdjęciach uwiecznił to Stephen Hall z serwisu 9to5Google.
Tak, dobrze widzicie. Po zamaskowaniu wcięcia cały pasek stanu przesuwany jest niżej, przez co zabiera przestrzeń roboczą.
Google daje więc wybór: albo przez cały czas oglądasz gigantyczną płetwę, albo nie korzystasz z jej praktycznych walorów. O ileż byłoby lepiej, gdyby wyglądało to jak na poniższej wizualizacji.
Na tym nie koniec absurdów
Pixel 3 XL ma ekran o proporcjach 18,5:9, co oznacza, że filmy 16:9 domyślnie nie wypełniają całego wyświetlacza. To normalne. W takiej sytuacji smartfon powinien po prostu wyświetlić wycentrowane wideo, aby odstępy po obu stronach były równe. Google musiał jednak spieprzyć nawet taki banał.
Tak, dobrze widzicie. Jak można zobaczyć na filmie, który przygotował Marques Brownlee, Pixel "dosuwa" wideo do wcięcia, przez co brak symetrii wypala oczy.
Przecież to są jakieś jaja
Ekrany z wcięciami są z nami już 1,5 roku. Producenci nauczyli się, jak sobie z nimi radzić. Coraz częściej są one albo niewielkie, albo można je w sprytny sposób ukryć. Nikt nie ma też problemów ze sprawieniem, by wideo wyglądało na takim ekranie dobrze.
Google dołącza do imprezy jako ostatni i - mając tyle wzorców do naśladowania - wszystko robi źle. Nie dość, że jego "notch" jest przeogromny, to jeszcze napisanie prostej funkcji maskującej stanowi dla firmy wyzwanie. O sposobie wyświetlania filmów nie wspominając.
Większość tych wad to kwestia oprogramowania, więc być może Google się ich pozbędzie. Niemniej sam fakt, że gigant nie radzi sobie ze zrobieniem prostych rzeczy, mając na tacy masę wzorców, nie świadczy o nim najlepiej. Wydawałoby się, że Google powinien wyznaczać standardy, a nie potrafi nawet się w nie wpisać.