Panie Cejrowski, przed zabraniem głosu na temat 5G warto zastosować się do własnych rad [OPINIA]
List otwarty do Wojciecha Cejrowskiego.
28.04.2020 | aktual.: 28.04.2020 23:21
Z zaciekawieniem wysłuchałem pańskiej opinii na temat rzekomej szkodliwości sieci 5G i jej związku z epidemią koronawirusa. Nie mogę się do niej nie odnieść.
"Najpierw była manufaktura, gdzie się ręcznie składało różne rzeczy (...). Potem pojawiła się maszyna parowa (...) i nagle zaczęliśmy produkować dużo szybciej niż w manufakturach (...). I staraliśmy się maszynę parową 3G zamienić na 4G, żeby była bardziej wydajna i żeby się szybciej kręciła ośka. I potem maszyny parowe generacji 5G wymyślano, no i one zaczynały wybuchać, bo już za szybko się kręciło i w ramach tej technologii, która była, zaczęły być szkodliwe te maszyny (...). Więc rozwijanie maszyny parowej w którymś momencie trzeba skończyć. I rozwijanie technologii komórkowej w którymś momencie trzeba skończyć. Na 4G na przykład" - to Pańskie słowa.
Przyznaję, bardzo podoba mi się Pańskie porównanie. Nie rozumiem jednak, dlaczego sam nie zastosuje się Pan do własnych wskazówek.
Pan, Panie Wojciechu, jest jak ta maszyna parowa, której rozwój trzeba w którymś momencie skończyć
Najpierw był Wojciech Cejrowski 3G, który pisał książki o podróżach i wyśmiewał przed kamerą absurdy życia codziennego. Potem pojawił się Wojciech Cejrowski 4G, który wykorzystywał zdobytą na podróżniczo-satyrycznej działalności popularność, by coraz śmielej wypowiadać się na tematy polityczne czy nawet ekonomiczne.
Teraz obserwujemy Wojciecha Cejrowskiego 5G, który chętnie zabiera głos w sprawach związanych z nauką, technologią i zdrowiem. I ten Wojciech Cejrowski 5G, w ramach wiedzy, którą dysponuje, zaczyna być szkodliwy. Dlatego rozwój Wojciecha Cejrowskiego, cytując, "w którymś momencie trzeba skończyć". Na chodzeniu boso po Madagaskarze na przykład.
5G a koronawirus
"Dlaczego w Indiach i Bangladeszu nie ma jeszcze zachorowań?" - pyta Pan i od razu dorzuca potencjalną odpowiedź. "Może dlatego nie ma zachorowań, że 5G nie ma. Otóż wyczytałem, że przebywanie w pobliżu 5G daje bardzo podobne objawy do korony. Bo się gotuje w nas woda".
Zanim przejdę do omówienia rzekomej korelacji zachorowalności na COVID-19 z kondycją infrastruktury telekomunikacyjnej, zacznijmy od rzeczy istotniejszej. To, co mówi Pan o rzekomym braku zachorowań, to zwyczajne kłamstwo.
W dniu, w którym publikował Pan swój podcast o 5G, w Indiach odnotowane były 10 453 przypadki. W Bangladeszu 803 przypadki. Przy czym w obu tych krajach cały czas widoczna jest wyraźna tendencja wzrostowa.
Faktem jest, że pod względem liczby wykrytych przypadków Indie i Bangladesz nawet nie zbliżają się do światowej czołówki, ale - jako człowiek, który nazywa siebie naukowcem - powinien Pan rozumieć, że przyczyn takiego stanu rzeczy może być wiele. Każdy epidemiolog potwierdzi, że wpływ na szybkość rozprzestrzeniania się wirusa mogą mieć kwestie geograficzne, kulturowe, genetyczne czy nawet polityczne.
Powinien Pan też rozumieć, że liczba zachorowań to nie to samo co liczba wykrytych przypadków, bo ta druga uzależniona jest od liczby wykonanych testów. Do 27 kwietnia Indie przeprowadziły ich łącznie 519 na milion mieszkańców, a Bangladesz 332. Pod tym względem w światowym rankingu kraje te plasują się kolejno na 142. i 148. miejscu, więc nie jestem przekonany, czy aby na pewno w Indiach i Bangladeszu powinniśmy szukać skutecznych metod walki z epidemią.
Załóżmy jednak, że Pan nie skłamał
Przyjmijmy czysto hipotetycznie, że mówi Pan prawdę. Że w Indiach i Bangladeszu naprawdę "nie ma zachorowań". Czy z automatu byłby to dowód na szkodliwość sieci 5G? Cóż...
Wie Pan, że w latach, w których Nicolas Cage zaliczył najwięcej występów filmowych, w Stanach Zjednoczonych odnotowano gwałtowny wzrost liczby utonięć w basenach? Czy chciałby Pan, by na tej podstawie kariera aktorska Nicolasa Cage'a została prawnie zawieszona? Czy powinniśmy także wstrzymać działalność zespołu Golec uOrkiestra za to, że epidemie SARS i A/H1N1 wybuchły w latach, w których wydał swoje albumy?
A może jednak dopuszcza Pan do siebie myśl, że dwa pozornie powiązane ze sobą wydarzenia mogą tak naprawdę nie mieć żadnego związku? Że doszukiwanie się korelacji na siłę może być szkodliwe? Jeśli tak, to - skoro nie przekonują Pana dowody naukowe - proszę choć dopuścić do siebie ewentualność, że nie istnieje żaden związek między liczbą masztów telekomunikacyjnych a szybkością rozprzestrzeniania się koronawirusa.
Szkodliwe 5G
Mówi pan, że 5G "powinniśmy się bać, wystrzegać", bo "gotuje wodę w organizmie" i "niszczy człowieka".
Ciężko jest mi się odnieść do tych rewelacji, bo nie przytacza Pan żadnych źródeł. Zgaduję jednak, że wiedzę o "gotowaniu wody w organizmie" czerpie Pan z fake newsów napisanych przez osoby, które wiążą częstotliwości radiowe wykorzystywane w ramach sieci 5G z częstotliwością fal emitowanych przez kuchenki mikrofalowe.
Spieszę więc wyjaśnić, że częstotliwość rozchodzenia się fal elektromagnetycznych sama w sobie nie determinuje ich szkodliwości, podobnie jak szkodliwość fizycznych obiektów nie jest determinowana wyłącznie przez prędkość, z jaką się poruszają. Gdyby było inaczej, musielibyśmy zakazać dzieciom wydmuchiwania mydlanych baniek, argumentując to tym, że tir poruszający się z prędkością takiej bańki może zabić człowieka.
Gdyby częstotliwości wykorzystywane w ramach sieci 5G same w sobie były dla nas zabójcze, ludzkość już dawno by wymarła. Wszak znajdujące się w ziemskiej atmosferze cząstki pary wodnej emitują fale o częstotliwości 23,8 GHz, a więc niemal 10-krotniej wyższej niż te generowane przez śmiercionośne kuchenki mikrofalowe.
Szanuję próby wynalezienia internetu na nowo, ale nie tędy droga
"Zamiast szybszego dostępu z sieci - że sobie ściągnę film czy książkę - moglibyśmy pójść w kierunku nie 5G, tylko diesla, który pozwoli mieć wszystkie filmy zawsze w komórce. Nie muszę wtedy tyle ściągać, tylko już fabrycznie mam. I dopiero jak otwieram ten film to muszę gdzieś zapłacić" - oto Pańska wizja internetu przyszłości.
Abstrahuję już do tego, że zamknięcie choćby niewielkiego ułamka sieciowych zasobów na jednym, małym, lekkim i tanim w produkcji nośniku jest pomysłem absolutnie nierealnym. Aby się o tym przekonać, wystarczy zobaczyć, jak wygląda centrum danych ośrodka badawczego CERN, które swoimi rozmiarami i tak nijak ma się serwerowni choćby Google'a. W głowie mi się jednak nie mieści, że Pan - autor kanału na YouTubie, za pośrednictwem którego głosi Pan swoje poglądy na temat 5G - zdaje się nie być świadomym tego, że taki nośnik byłby nieaktualny jeszcze przed zjechaniem z linii produkcyjnego.
Każdej sekundy w bibliotece YouTube'a ląduje 5 godzin materiałów. To daje 432 000 godziny wideo dziennie. Samo Hollywood produkuje 700 filmów rocznie, co przekłada się na blisko dwie amerykańskie premiery na dobę. Oprócz tego każdego dnia do sieci trafiają nowe odcinki setek, jeśli nie tysięcy seriali. A w Pana mniemaniu fabryczne wgrywanie filmów na urządzenia mobilne miałoby sprawić, że szybki transfer danych stałby się zbędny.
Nie mówiąc już o tym, że sprowadzanie zasadności istnienia 5G do szybkiego pobierania plików wynika z kompletnego niezrozumienia idei stojącej za siecią nowej generacji. Wgrywanie filmów na telefony nie sprawi, że autonomiczne samochody ograniczą liczbę śmiertelnych wypadków, przestępczość w inteligentnych miastach spadnie, najlepsi lekarze będą mogli przeprowadzać operacje z dowolnego miejsca na świecie, a gospodarka rozkwitnie. To wszystko wymaga nowej infrastruktury i Pańskie próby wynalezienia internetu na nowo tego nie zmienią.
Polecam więc wrócić do opowiadania o podróżach, a zabieranie głosu w sprawach, na temat których ma Pan niewielkie pojęcie (w czym nie ma niczego złego - brak wiedzy to nie przestępstwo), zostawić innym. Szerzenie dezinformacji może wywołać więcej szkód niż wybuchająca maszyna parowa.