Fitbit Zip - idealny na początek przygody z lifeloggingiem [test]

Lifelogging z miesiąca na miesiąc staje się coraz popularniejszy. Ostatnio w moje ręce wpadło jedno z tańszych akcesoriów monitorujących aktywność użytkownika, a przy tym wcale nie najgorsze.

Fitbit Zip
Fitbit Zip
Miron Nurski

18.02.2014 | aktual.: 18.02.2014 18:54

Test Fitbit Zip - #1

Wspominałem już kiedyś, że jestem fanem lifeloggingu. Nie ma sensu, bym się powtarzał, więc zainteresowanych odsyłam do tego wpisu. Przypomnę tylko, że dawniej używałem opaski Jawbone UP, z której byłem bardzo zadowolony, dopóki się nie zepsuła. A że - jak się później okazało - było to jedno z najbardziej awaryjnych urządzeń ubiegłego roku, to żadna wymiana ani tym bardziej bawienie się w serwisowanie nie wchodziło w grę. Opaskę po prostu zwróciłem.

Jednak sama idea lifeloggingu mnie pochłonęła i bardzo brakowało mi czegoś, co rejestrowałoby moją aktywność i przede wszystkim motywowało do tego, by jak najczęściej odchodzić do biurka. Tego typu gadżetów jest już coraz więcej i w końcu znalazłem coś dla siebie.

Dlaczego Fitbit Zip?

Właściwie już na wstępie wybór ograniczyłem do produktów firmy Fitbit. Przede wszystkim dlatego, że jej urządzenia cieszą się dobrą opinią, a sam producent ma coś, czego nie ma żaden inny - świetnie rozwinięty ekosystem. Ekosystem, w skład którego wchodzą mobilne aplikacje na Androida i iOS (plus kilka nieoficjalnych na Windows Phone'a), programy na Windows i OS X-a oraz serwis w wersji przeglądarkowej. Ponadto Fitbit ma w swoim portfolio sporo zróżnicowanych gadżetów. Za kilka miesięcy znudzi mi się klips i będę chciał go wymienić na opaskę? Nie ma problemu. Przesiądę się z peceta na Maca? Nie ma problemu. Zmienię platformę mobilną? Nie ma problemu. Wszystkie dane synchronizowane są z chmurą, więc nic nie przepadnie.

Fitbit Zip
Fitbit Zip

A dlaczego postawiłem akurat na model Zip? Głównie dlatego, że jest najtańszy, bo można go nabyć za ok. 250-260 . Po przygodach z Jawbone UP-em podchodzę do tego typu gadżetów z dystansem i nie chciałbym wtopić 500-600 zł, a na tyle mniej więcej wycenione są droższe modele. Ponadto nie brałem już pod uwagę opasek, bo na co dzień używam także smartwatcha i nie chciałbym wyglądać jak choinka. Oczywiście niższa cena wiąże się z pewnymi ograniczeniami. Fitbit Zip w przeciwieństwie do swoich droższych braci nie monitoruje snu, nie ma funkcji budzika i nie liczy pokonanych schodów (traktuje je po prostu jako kroki). Ogranicza się po prostu do liczenia kroków oraz szacowania przebytego dystansu i spalonych kalorii.

Zawartość opakowania

Fitbit Zip
Fitbit Zip
  • samo urządzenie;
  • gumowy klips, w którym można umieścić tracker, by przymocować go do paska/kieszeni/biustonosza/plecaka;
  • bateria;
  • kluczyk, za pomocą którego odkręca się tylną klapkę trackera;
  • klucz USB z modułem Bluetooth służący do synchronizacji danych z komputerem;
  • instrukcja obsługi;
  • widoczna na zdjęciu moja wypłata nie jest częścią zestawu ;)

Wygląd i wykonanie

Nie ma co ukrywać, Fitbit Zip nie należy do najpiękniejszych urządzeń na świecie. O ile opaski tego producenta cechują się stylowym designem i mogą odgrywać rolę biżuterii, o tyle model Zip wygląda jak tamagotchi. Dotyczy to zwłaszcza kolorowych wariantów, które w moim odczuciu przypominają tanie zabawki, dlatego zdecydowałem się na wersję czarną.

Fitbit Zip
Fitbit Zip

Tracker jest niezwykle lekki (8 gramów) i mały. Myślę, że oddały to zrobione przeze mnie zdjęcia, ale gwarantuję Wam, że na żywo Fitbit Zip wydaje się jeszcze mniejszy.

Wszystkie elementy (zwłaszcza tylna klapka przykrywająca baterię) są dobrze spasowane i jestem skłonny uwierzyć, że tracker - zgodnie z zapewnieniami producenta - jest odporny na pot, deszcz oraz zachlapania.

Lekkie obawy budzi jedynie gumowy klips, do którego wciska się tracker. Nie sprawia on wrażenia tandetnego, jednak martwię się, że przy częstym wkładaniu i wyciąganiu urządzenia po prostu się wyrobi, a wtedy o zgubienie zabawki nietrudno. Ja sam z zaczepu korzystam rzadko, a jeśli już, to zaczepiam go o kieszeń w taki sposób, by urządzenie znalazło się w jej wnętrzu. Na szczęście jest to tylko dodatek, bo sam tracker bez najmniejszych przeszkód mieści się w tej małej kieszonce w jeansach, o której nikt nie wie, po co tam jest.

Jak tego używać?

Najfajniejsze w tym gadżecie jest to, że tego typu pytaniami nie musimy sobie zaprzątać głowy. Po prostu wrzucamy go do kieszeni albo mocujemy go, przy czym chcemy, a Fitbit Zip robi, co do niego należy, czyli monitoruje naszą aktywność.

Jak już zapewne zdążyliście zauważyć, tracker został uzbrojony w niewielki monochromatyczny wyświetlacz, na którym prezentowane są różne informacje. Na kolejnych ekranach znajdują się kolejno: emotikonka odzwierciedlająca poziom naszej aktywności, godzina, liczba przebytych kroków, pokonany dystans oraz liczba spalonych kalorii. Wszystkie dane resetowane są o północy każdego dnia i naliczane od nowa. To znaczy nie są resetowane całkowicie, gdyż urządzenie zostało uzbrojone w pamięć, która przechowuje dane z kilku dni, abyśmy nie musieli synchronizować go z telefonem lub komputerem codziennie.

FitBit Zip
FitBit Zip

Tutaj ciekawostka: na pokładzie trackera nie ma żadnego przycisku fizycznego, a między pulpitami przełączamy się za pomocą tapnięć. W instrukcji obsługi jest obrazek przedstawiający palec stukający w przedni panel (na którym znajduje się wyświetlacz), więc niemal wszyscy recenzenci piszą, że Fitbit Zip ma ekran dotykowy, co jest oczywiście bzdurą. Tapnięcia wykrywane są za pomocą wbudowanego akcelerometru, więc nie ma znaczenia, w którą część obudowy stukniemy.

To tyle o samym urządzeniu, choć nie ono jest najważniejsze, bo pierwsze skrzypce w korzystaniu z Fitbit Zipa gra aplikacja. To za jej pomocą otrzymujemy dostęp do rozbudowanych wykresów, dzięki którym przejrzymy dzienne, tygodniowe, miesięczne oraz roczne statystyki dotyczące pokonanych przez nas kroków i kilometrów oraz spalonych kalorii. Z poziomu aplikacji (lub serwisu internetowego) możemy także zdefiniować cele, które mamy zamiar osiągnąć. Według Światowej Organizacji Zdrowia każdy z nas powinien pokonać każdego dnia przynajmniej 10 000 kroków, więc domyślnie tak właśnie wygląda nasz podstawowy cel. W programie znajdują się także wirtualne odznaczenia, które mają dodatkowo zmotywować nas do działania (np. za 5000 kroków pokonanych za jednym razem).

Fitbit
Fitbit

Na tym możliwości aplikacji się nie kończą. Możemy w niej także zapisywać pochłaniane przez nas posiłki, monitorować dietę, wprowadzać ręcznie inne rodzaje aktywności (jazda na rowerze itp.). Nie ukrywam jednak, że nie chce mi się w to wszystko bawić i nie sądzę, by zbyt wiele osób miało ochotę tracić czas na przelewanie całego swojego życia do aplikacji.

Fitbit
Fitbit

Nie zabrakło również aspektu społecznościowego: za pomocą programu można podzielić się swoimi osiągnięciami ze znajomymi na Facebooku. Jeśli oni również korzystają z akcesoriów firmy Fitbit, można z nimi rywalizować i wzajemnie się motywować.

Ważna uwaga: ani aplikacje, ani serwis internetowy nie zostały jeszcze spolszczone; dostępne są w języku angielskim.

Kompatybilność ze smartfonami

Fitbit Zip może być synchronizowany z komputerem za pomocą klucza USB, który znajduje się w zestawie. Jeśli jednak zależy nam na synchronizacji danych ze smartfonem lub tabletem, nasze urządzenie musi spełniać kilka kryteriów: mieć wbudowany moduł Bluetooth 4.0 oraz pracować pod kontrolą systemu Android Lub iOS. Jest także kilka aplikacji na Windows Phone'a, ale obecnie dostępne są wyłącznie te nieoficjalne, więc producent nie gwarantuje, że będą działały poprawnie.

Kompatybilnych urządzeń przybywa z dnia na dzień, dlatego też nie ma sensu ich wymieniać, bo za kilka tygodni lista stałaby się nieaktualna. Świeżą listę obsługiwanych smartfonów i tabletów znajdziecie na stronie producenta. Fitbit zaznacza jednocześnie, że jego gadżety mogą współpracować z Androidami, które nie zostały wymienione. Warto zatem się upewnić, przeglądając wpisy na forach.

Dokładność działania

OK, wiemy już, że Fitbit Zip liczy pokonane kroki i mierzy przebyty dystans, ale jak dokładnie sobie z tym radzi? Skąd wie, że wykonaliśmy krok, a nie podskoczyliśmy na krześle? Ano nie wie. Dlatego też tracker zaczyna pracować dopiero po kilkudziesięciu pokonanych krokach, gdy upewni się, że na pewno idziemy. Ma to swoje plusy i minusy. Jeśli siedzimy długo za biurkiem, mamy pewność, że Zip nie naliczy zbędnych kroków. Jeśli natomiast siedzimy za tym biurkiem przez 12 godzin dziennie, a nasza aktywność fizyczna sprowadza się do tego, że raz na godzinę przejdziemy kilka metrów do automatu z kawą, to na koniec dnia możemy się dowiedzieć, że nie poruszaliśmy się w ogóle.

Czy Zipa można oszukać? Tak, jeśli będziemy nim potrząsać kilka sekund, to zacznie naliczać kroki. Tracker wariuje też podczas jazdy samochodem po naszych polskich drogach. W sobotę podczas 200-kilometrowej jazdy nabił mi ok. 600-700 kroków, czyli jakieś 400-500 metrów. Czy to dużo? Dla kogoś, kto całe dnie spędza za kółkiem, może być to problem. Jeśli jednak ktoś na co dzień przejeżdża raptem kilka kilometrów do biura, to nabite po drodze kroki pokryją mu się z tymi nienabitymi podczas spacerków do automatu z kawą.

Aktualizacja: Okazuje się, że błędnie nabite kroki można edytować ręcznie z poziomu aplikacji. Dzięki Kiler za zwrócenie uwagi.

Podczas marszu Fitbit Zip spisuje się natomiast wyśmienicie. Na 100 kroków, które chciało mi się liczyć w głowie, nie pomylił się nawet o jeden.

A jak z tracker radzi sobie z liczeniem przebytego dystansu? Aby to sprawdzić, włączyłem w telefonie rejestrator trasy i przeszedłem kilometr (według rejestratora). Zauważyłem na mapie, że zarysował on trasę dość niedokładnie, ale po zerknięciu na Mapy Google mogę stwierdzić, że tracker pomylił się o jakieś 20-30 metrów (w dół). Granica błędu wynosi zatem jakieś 2-3%. Warto zaznaczyć, że Fitbit Zip nie ma wbudowanego GPS-u, więc dystans jest szacowany na podstawie liczby przebytych kroków, naszego wzrostu i rytmu chodu. Moim zdaniem wynik jest zatem jak najbardziej satysfakcjonujący, bo nikt z nas nie byłby w stanie oszacować pokonanej danego dnia odległości z większą dokładnością.

Bateria

Fitbit Zip zasilany jest przez jednorazową baterię zegarkową, którą po zużyciu można własnoręcznie wymienić. Producent zapewnia, że jedna bateria wystarcza na 6 miesięcy ciągłej pracy, co jak na standardy dzisiejszych urządzeń mobilnych uznaję za wynik imponujący. Nawet przy założeniu, że deklarowany czas pracy został lekko podkoloryzowany, będę w pełni usatysfakcjonowany, jeśli komunikatu o słabej baterii nie ujrzę do późnej wiosny. Po tygodniu użytkowania wskaźnik mocy ukryty w smartfonowej aplikacji wciąż wskazuje 100%.

A jak korzystanie z Fitbit Zipa wpływa na zużycie baterii smartfona? Komunikacja między urządzeniami odbywa się za pośrednictwem technologii Bluetooth, ale synchronizacja następuje tylko w momencie uruchamiania aplikacji, czego raczej nikt nie robi częściej niż 2-3 razy dziennie. Zużycie energii jest zatem absolutnie niezauważalne.

Fitbit
Fitbit

No dobrze, ale po co to wszystko?

To pytanie słyszę ostatnio od wszystkich znajomych, którzy widzą, jaką nową zabawkę sobie sprawiłem. Przyznam szczerze, że wciąż mam problem z wymyśleniem zrozumiałej dla nich i przekonującej odpowiedzi.

Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że lifelogging nie jest dla każdego. Dla kogo zatem jest? Myślę, że przede wszystkim dla osób, którym brakuje motywacji, by zacząć o siebie dbać, i które wierzą, że kawałeczek elektroniki będzie w stanie ich zmotywować. W moim przypadku to działa. Moja praca wygląda tak, a nie inaczej i sporo czasu spędzam za biurkiem, co odbija się na moim zdrowiu. Z natury jestem też człowiekiem leniwym i nawet do oddalonego o kilometr (konkretnie o 1173 metry +/- 30 metrów) od mojego mieszkania bankomatu zdarzało mi się podjeżdżać autobusem. Z gadżetem monitorującym wygląda to inaczej, bo wręcz na siłę szukam pretekstu, by wyjść z domu i nabić choćby kilka kroków.

Fitbit Zip może być także pomocny dla osób, które bez żadnej motywacji spędzają czas aktywnie, bo dzięki niemu będą mogły analizować swoje postępy. Zip pozwala także zaspokoić zwykłą ludzką ciekawość. Wystarczy Wam jeden rzut oka na wykres w aplikacji, by dowiedzieć się, ile kroków pokonujecie w drodze do ulubionego sklepu, o której wyszliście z klubu po sobotniej imprezie oraz ile kilometrów przeszliście w styczniu, a ile w lutym.

Ja wiem, że jeśli pod koniec dnia brakuje mi kilku kroków do dobicia do magicznych 10 000, to wkładam buty i idę do sklepu po mleko, którego wcale nie potrzebuję, tylko po to, by kilka pikseli na monochromatycznym ekranie tego maleństwa ułożyło się w uśmiechniętą mordkę.

Fitbit Zip
Fitbit Zip
Źródło artykułu:WP Komórkomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)