Nawet nie wiecie, jak bardzo się cieszę z debiutu Apple Music

Podczas konferencji otwierającej tegoroczną imprezę WWDC światło dzienne ujrzały m.in. nowe wersje systemów iOS, watchOS oraz OS X. Najważniejszy był jednak debiut usługi Apple Music i choć ta sama w sobie obchodzi mnie mniej więcej tyle, co wczorajszy obiad Ashtona Kutchera, z jej debiutu cieszę się jak dziecko.

Muzyka
Muzyka
Źródło zdjęć: © Shutterstock
Miron Nurski

Zacznijmy od rzucenia okiem na to, co Apple Music ma nam do zaoferowania. Radio Beats 1? C'mon, nie po to wykupuję dostęp do milionów utworów, żeby być skazanym na muzykę, którą ktoś mi narzuca. Connect? Poczynania artystów mogę śledzić na Facebooku, którego Apple Music i tak mi nie zastąpi. Biblioteka utworów? Apple chwalił się wczoraj, że subskrybenci otrzymają dostęp do pełnych zasobów iTunesa, które są imponujące, ale wiadomo już, że strumieniowane nie będą m.in. utwory Beatlesów, więc można domniemywać, że i inny artyści nieobecni w konkurencyjnych usługach się wykruszą. Słowem - żadnej rewolucji. I bardzo dobrze.

Serwisy streamingowe to z punktu widzenia słuchacza najlepsza rzecz, jaka mogła przytrafić się muzyce. W cenie jednego albumu (albo i niższej) otrzymujemy legalny i niesamowicie wygodny dostęp do setek tysięcy albumów. Problem z tego typu usługami jest jeden - artyści zarabiają na nich grosze, a same serwisy streamingowe są na minusie. Dość tutaj wspomnieć, że założone w 2006 roku Spotify nie dość, że w ogóle nie zarabia, to jeszcze tylko w 2014 roku przyniosło 162 miliony euro strat.

Wtem na tym nierentownym rynku pojawia się gracz, który na zarabianiu zna się jak nikt inny. Gracz, który swego czasu zrewolucjonizował rynek muzyki i obserwował rozwój usług streamingowych przez niemal dekadę. Gracz, który nie ma do zaoferowania nic, czego dziś nie oferuje konkurencja, a który mimo wszystko wierzy, że w tym biznesie są pieniądze. To mówi mi wszystko.

Apple Music
Apple Music

Debiut Apple Music cieszy mnie również dlatego, że jedną z przyczyn problemów serwisów streamingowych była konkurencja w postaci iTunesa, czyli największego na świecie sklepu z empetrójkami. Wystarczy przytoczyć przykład Taylor Swift, która po głośnym odejściu ze Spotify wrzuciła ekskluzywne treści do iTunesa właśnie. Raptem kilka miesięcy po tym wydarzeniu sam Apple daje nam jasno do zrozumienia, że nie widzi przyszłości w tej formie dystrybucji muzyki. A przynajmniej, że nie będzie wystarczająca.

Nie mam więc żadnych wątpliwości co do tego, że Apple rozrusza rynek streamingu. Czy mniejsi gracze na tym ucierpią? Być może, ale dla mnie najważniejsze jest to, że - najwidoczniej - streaming sam w sobie nie umrze śmiercią naturalną zbyt prędko, a tego obawiałem się jeszcze kilka tygodni temu.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)