HTC Desire C - pierwsze wrażenia
Gdy ogłoszono specyfikację Desire C, internauci nie kryli zażenowania. Wydawanie w 2012 roku smartfona z procesorem 600 MHz mija się z celem i wydaje się ponurym żartem. Nieważne, w jak ładnym opakowaniu ten brak mocy się znajduje...
31.07.2012 | aktual.: 31.07.2012 19:00
Gdy ogłoszono specyfikację Desire C, internauci nie kryli zażenowania. Wydawanie w 2012 roku smartfona z procesorem 600 MHz mija się z celem i wydaje się ponurym żartem. Nieważne, w jak ładnym opakowaniu ten brak mocy się znajduje...
A jest ono naprawdę ładne. Desire C wygląda jak skrzyżowanie Wildfire S z One X. Jest przy tym uroczo malutki, bardzo ładnie prezentuje się jego tył - cały biały, upstrzony obiektywem i logo Beats (w testowanym przeze mnie modelu).
Jak zwykle w przypadku słuchawki HTC jakość wykonania stoi na naprawdę wysokim poziomie. Pomimo że to low-end, nie ma tandetnych ramek, są dobrze spasowane wysokiej jakości materiały. Świetnie prezentuje się jednolite, czerwone wnętrze smartfona (pod pokrywą baterii) - to detal, ale nadaje mu urok.
Pierwsze uruchomienie, prosta konfiguracja i znów mam do czynienia z Androidem 4.0.3 z Sense 4.0. Od czasów testów One V nic się nie zmieniło, tyle że w Desire C nakładka została delikatnie okrojona. Już teraz mogę stwierdzić, że brakuje np. filtrów w aplikacji aparatu i Burst Mode. Przez chwilę naiwnie myślałem, że znów będę mógł pobawić się ImageSense.
Czas na gwóźdź programu. Jak ten telefon się sprawuje, jak działa, jak (nie)śmiga? Zastanówcie się, jak może pracować telefon z procesorem 600 MHz na Ice Cream Sandwich. Pewnie myślicie, że źle, że to urządzenie w ogóle nie powinno powstać. Desire C działa lepiej, niż wygląda na papierze, ale jednocześnie gorzej, niż spodziewałbym się po smartfonie z 2012 roku.
Używam go od trzech dni. Przez ten czas nie sprawił żadnych problemów, ale również nie porwał mnie pod żadnym względem. Działa powoli, nie do końca nadąża za tym, co chcę zrobić. Jest jak czytanie nudnego rozdziału w pozytywistycznej literaturze. Samo operowanie telefonem przebiega zwinnie - nie mam zastrzeżeń, ale już przy wczytywaniu SMS-ów widać, że pod maską znajduje się coś naprawdę słabego.
Dobre wrażenie robi za to ekran, choć to tylko 320 x 480 upchnięte na 3,5-calowym panelu (165 PPI). Ma nie najgorszą jasność i niezłe kolory, które w połączeniu z ładnymi tapetami z Sense 4.0 nadają urok smartfonowi. Trochę kłuje w oczy niska rozdzielczość, szczególnie jeżeli przesiadamy się z telefonu o wiele większym zagęszczeniu pikseli, ale w swoim segmencie Desire C pod tym względem nie ma czego się wstydzić. Takie uroki low-endów, prawda?
Parę tygodni temu testowałem Alcatela One Touch 991 z procesorem 1 GHz i ekranem o tej samej rozdzielczości, w dodatku (nie)śmigał on na Androidzie 2.3. Problem sprawiała mu na przykład gra Angry Birds: Space. Jeżeli można uznać to za pozytyw i sukces, to Desire C radzi sobie z nią świetnie, gra uruchamia się piorunująco szybko.
Ciekawi mnie, jak smartfon będzie sprawował się w dalszej części testów. Przed nim wycieczki rowerowe, testy aparatu i sporo przesłuchanej muzyki (w końcu profil Beats Audio do czegoś zobowiązuje). Na razie nie mogę oprzeć się wrażeniu, że kogoś poniosło przy nazywaniu tego smartfona. To nie Desire C, tylko Wildfire C - świetnie wykonany low-end z najlepszym w tym segmencie oprogramowaniem i kilkoma niezłymi bajerami. Jaki okaże się po dwóch tygodniach, dowiecie się z pełnego testu.