HTC One V - piękny w cieniu braci [test]
Moja znajomość z Androidem bardzo płynnie przeszła od początkowego zauroczenia, przez zwątpienie, aż do koszmarnej niechęci. Z każdym kolejnym tygodniem użytkowania smartfona z tym systemem miałem go dość, a testowanie nowszych zabawek w ogóle nie zmieniało mojego podejścia. Mój Wildfire zrobił się niczym natrętna dziewczyna poderwana w klubie: wkurza cię niemiłosiernie, ale nic lepszego aktualnie nie masz pod ręką. Na szczęście wszystko zmieniło się pewnego kwietniowego popołudnia.
23.05.2012 | aktual.: 23.05.2012 17:10
O tym, że One V trafi do mnie, wiedziałem od dłuższego czasu. Gdy końcu wpadł w moje ręce, bez zbędnych ceregieli rozprułem foliowe zabezpieczenie paczki i zobaczyłem to, co zwykle. Opakowania modeli testowych HTC to szczyt ascetyzmu i prostoty. Jonathan Ive mógłby się uczyć...
Zgadnijcie co! Wciąż jestem najładniejszy!
One V robi rewelacyjne wrażenie już w momencie wyjęcia z pudełka. Jest sporo cięższy, niż się wydaje, jednak jest to słodki ciężar, bo świadczy o tym, że trzyma się w ręku porządne urządzenie. Czarna, matowa obudowa, połyskujące szkło i ten design! Bardzo brakowało mi szaleństwa, które do wzornictwa smartfonów wprowadziło HTC wraz z modelami Legend i Hero. Przez dwa lata wygląd smartfonów tej marki był raczej zapobiegawczy. One V wraca do tamtych klasyków - wyszło to świetnie.
HTC One V - pierwsze wrażenie
Niezwykłość skąpana w elegancji (czarny idealnie pasuje np. do garnituru), a jednocześnie prostota obsługi. One V to świetna i przemyślana konstrukcja. Telefon jest dłuższy, niż wydaje się na renderach, i smuklejszy. Chociaż ma ekran "tylko" 3,7”, to dzięki bródce jest całkiem sporawy. Jednak jego rewelacyjne wykonanie (obudowa unibody) wybaczy wszystko. Każdy przycisk ma idealnie dobrany skok. Łapiąc za bródkę, wyciąga się smartfona z kieszeni bez zostawienia pysznych śladów na ekranie.
Wszystkie złącza i przełączniki są rozmieszczone tak jak we wszystkich HTC. Wejście na ładowarkę wciąż znajduje się w dyskryminującym leworęcznych miejscu. Zmieniło się tylko położenie diody powiadomień: powędrowała na górną ramkę obudowy (we wcześniejszych modelach była schowana pod taflą szkła). Podoba mi się ta zmiana, tym bardziej że dioda świeci jeszcze mocniej i bez problemu da się zlokalizować telefon w ciemnym pomieszczeniu. W zestawie (jak wiecie) nie ma iBeatsów, tylko zwykłe czarne słuchawki HTC. Do tego modułowa ładowarka. W skrócie - standard!
Pierwsze uruchomienie, ekran startowy upstrzony logo Beats Audio, początkowa konfiguracja jak zwykle w HTC - prosto, szybko, ładnie i przyjemnie. Gdy już uporałem się z zasięgiem, kontaktami i kontami, mogłem wreszcie pobawić się Sense 4.0. Wrażenia? To niezaprzeczalnie najlepsza nakładka na Androida, jaka się dotychczas pojawiła.
HTC One V - nowy sense UI
Sense stało się lekkie i bardziej przejrzyste, mniej błyszczące i pstrokate. Pozytywne wrażenie robi praktycznie każdy element, począwszy od działania nakładki, a kończąc na jej wyglądzie. Dopasowane wizualnie widżety, ciekawe animacje i piękne tapety. Tak, te ostatnie szczególnie zasługują na uznanie. Biją na głowę wszystko, co widziałem do tej pory w standardzie u Samsunga.
Piękne krajobrazy morza, gór skutych lodem czy wodospadów. HTC naprawdę się postarało. System na One V jest tak ładny, jak stockowy Android nigdy nie będzie (i wątpię, by z jakąkolwiek inną nakładką producenta był). I bardzo się cieszę, że przez dwa tygodnie testów nie poczułem obecności Ice Cream Sandwich. Przez ten czas korzystałem z telefonu z Sense, a nie Androidem - i to chyba największy komplement dla tej nakładki.
Ale skończmy już z tęczowymi zachwytami. Prztyczek w nos należy się Tajwańczykom za przeładowanie nakładki aplikacjami, które co prawda nie odbijają się na działaniu, ale robią z App Drawera wysypisko. Więcej informacji o nakładce Sense 4.0 - co zmieniła i jakie są tego efekty, znajdziecie w moim wcześniejszym teście.
Wśród aplikacji bardzo spodobały mi się dwie nowości. Pierwsza z nich to Car – rewelacyjny program, który zamienia smartfona w centrum najbardziej przydatnych rzeczy podczas jazdy samochodem. W orientacji poziomej jest szybki dostęp do nawigacji, radia, muzyki i głównych ustawień. Wszystko podane w odpowiednio dużej czcionce i sporych ikonach, dzięki czemu obsługa jest bardzo łatwa i nie wymaga skupienia. Rewelacja!
Pora skupić się na tym, co tam pominąłem...
Nauka języka użytkownika przychodzi mu z trudnością. Przykładowo, przez dwa tygodnie nie mógł zrozumieć, że gdy wpisuję „sie”, chcę na ekranie zobaczyć „się”. Na One V wygodnie pisze się w orientacji pionowej, ponieważ ze względu na optymalną szerokość urządzenia wszystko znajduje się w zasięgu kciuka. Jednak często jest to pisanie niepozbawione irytujących błędów. Dużo lepiej trzymać telefon w poziomie, jednak nie zawsze da się to zrobić. Innymi słowy, konkurencją dla SwiftKey X raczej klawiaturka z Sense nie będzie.
Wbudowana przeglądarka w Sense 4.0 sprawuje się naprawdę przyzwoicie. Na komfort jej działania mogę ponarzekać tylko z powodu wnętrzności One V. Chociaż działa szybko i przyjemnie, to mogę przyczepić się do płynności przewijania, szczególnie dłuższych stron. Trudno mi ganić za to soft, bo wiem, że na pozostałych dwóch One’ach działa ona bez problemu. Na pewno komfort przeglądania zwiększa bardzo dobre PPI ekranu, ale więcej mocy by nie zaszkodziło. O stronach przeładowanych flashem pisać nie będę. Telefon dostaje zadyszki na starcie. Poroniony pomysł.
HTC One V - ekran, łączność i jakość rozmówEkran
Pod względem technicznym jest to ekran bardzo podobny do Super LCD 2 z One X (nie jest to jednak ten sam ekran), o przekątnej 3,7” i rozdzielczości 480 x 800 pikseli. Daje to bardzo dobre zagęszczenie ponad 250 PPI. Ekran pokrywa coś, co nazywa się Optical Lamination, dzięki czemu ma on lepsze kąty widzenia i nie odbija tyle światła. Ale i tak najlepszy efekt designerzy HTC osiągnęli poprzez wyciągnięcie tafli szkła ponad ramkę obudowy. Dzięki temu One V wygląda rewelacyjnie, gdy patrzy się na niego pod kątem.
Ekran ma soczyste i wyraziste, ale też porządnie odwzorowane barwy. Czerń co prawda nie jest na poziomie Super-hiper AMOLED-ów Plus czy matryc Clear Black, jednak w pełni satysfakcjonuje. Dzięki wysokiemu PPI obraz jest ostry i czcionki wyglądają bardzo ładnie. Optical Lamination naprawdę działa: kąty widzenia są szerokie, a gdy dorzucimy do tego wysoką jasność ekranu, otrzymamy panel świetnie widoczny nawet w górującym majowym słońcu. Gdy trzymałem obok siebie One V i SGS2, po długich oględzinach doszedłem do wniosku, że najtańszy z nowych tajwańczyków naprawdę nie ma się czego wstydzić.
Łączność, moduły, jakość rozmów
One V, tak jak typowy smartfon z Androidem, jest wyposażony w moduły bezprzewodowej komunikacji i GPS. Jak wspomniałem, są one umieszczone na plastikowej, tylnej części bródki. Naprawdę bardzo bym chciał napisać, że przez cały czas testów wszystkie anteny spisywały się na medal, ale zasięg nie jest niestety najmocniejszą stroną HTC One V.
Nie zrozumcie mnie źle: ciągle jest nieźle, ale byłem pewien, że to już ten etap, na którym urządzenia mobilne wykonane z aluminium nie łapią czkawki pod byle pretekstem. Jednak w One V zasięg GSM (szczególnie w sieci Play) lubi zniknąć. W miejscach, gdzie inne urządzenia jeszcze walczą, wskazując jedną czy dwie kreski, tajwańczyk kładzie się na macie.
Dużo lepiej radzi sobie za to antena WiFi. One V łączył się z każdą siecią, jaką wskazałem, i utrzymywał zasięg, nawet gdy stałem w sporej odległości od źródła. GPS również działa bez zarzutu. Testowałem go w aplikacji Car i znalezienie zasięgu satelity i dociągnięcie danych przez HSDPA w naprawdę szczerym polu nie trwało dłużej niż 10 sekund.
Jakość rozmów za to stoi na bardzo wysokim poziomie. Podkreślali to wiele razy moi rozmówcy - świetnie mnie słyszeli nawet pomimo szumu wokół na uczelni bądź przystanku przy ruchliwej drodze. Ja również nie miałem powodów do narzekań. Rozmowy są głośne i wyraźne - swobodnie można używać telefonu w miejscach i sytuacjach, które do telefonowania się nie nadają (i nie chodzi mi o kościół podczas pogrzebu).
HTC One V - wydajność i gry
Nie powiem, miałem bardzo złe przeczucia, gdy dowiedziałem się, co napędza One V. Marne jednordzeniowe serduszko, marnie taktowane 1 GHz (Snapdragon) - to raczej specyfikacja reliktu przeszłości z czasów pradziadka Desire, a nie reprezentanta flagowej serii HTC w 2012 roku. Na szczęście dla mnie (bo po testach Galaxy Y byłem trochę zdołowany) i dla niego (bo nie chciałby mnie zmusić do opisania go, gdyby mulił) moje obawy się nie potwierdziły.
One V działa, i to na Androidzie. Niesamowite, prawda? Smartfon sprawdza się świetnie w codziennym użytkowaniu, nie zawiesza się ani nie wysypuje z byle powodu, nie ma też opóźnień. Oczywiście, nie oszukujmy się, demonem prędkości nie jest. Aplikacje nie uruchamiają się w okamgnieniu. Telefon jest po prostu przyjemnie sprawny i zgrabny w działaniu. Podczas ładowania czegoś cięższego (długa lista SMS-ów, biblioteka widżetów) zdarzają się zawahania (1-2 sekundy). To jedyne widoczne opóźnienia, jakie zaobserwowałem. Z jednej strony jestem w stanie to wybaczyć, bo znam specyfikację i fochy Androida jako systemu, z drugiej - na miłość boską, to telefon z 2012 roku za ponad 1200 zł!
Bardzo mile zaskoczyło mnie natomiast to, jak działają gry na One V. Pomimo że telefon ma leciwy układ graficzny, nie znalazłem gry, z którą by sobie nie poradził. Wciągał nosem każdą gierkę z marketu w wersji lite. Po tym jak udowodnił mi, że nawet Shadowgun mu niestraszny (gra czasem zgubi parę klatek animacji i ładuje się trochę dłużej), stwierdziłem, że najtańszy HTC spokojnie może służyć jako maszynka do grania. Inna sprawa, że smartfon odziedziczył chorobę po większym bracie. Pomimo nie tak mocarnych bebechów po dłuższej eksploatacji po prostu się nagrzewał w jednym miejscu.
Poniżej benchmarki, by tradycji stało się zadość. Ostrzegam, że lista Quadranta jest niezaktualizowana do nowych zasad pomiaru. Nie chciałbym, żeby użytkownicy Galaxy Nexusa zeszli na zawał serca.
HTC One V - aparatAparat
...i jestem zachwycony. Świadom tego, co piszę, stwierdzam, że jestem zauroczony tym, jak działa One V i jakie robi zdjęcia. Zabawa tym aparatem dla zwykłego, szarego użytkownika to czysta przyjemność. Aplikacja jest przejrzysta i łatwa w obsłudze. Z miejsca zapewnia dostęp do wielu filtrów, takich jak Winieta, Rozmycie, Klasyczny Ciepły itp. Zdjęcia w trybie auto wychodzą ładnie, a te zrobione z efektami spodobają się każdemu domorosłemu amatorowi.
Zapewne znienawidzi mnie każdy profesjonalny fotograf, ale uważam, że to naprawdę rewelacyjny ruch HTC. Umożliwienie każdemu zrobienia ładnego zdjęcia poprzez stockowe efekty - znakomite posunięcie! Każdy może teraz przez chwilę być fotografem i wykonać fotkę, z której będzie zadowolony. Trudno zwykłym smartfonem zrobić ładne zdjęcie. Zazwyczaj wyglądają one jak kadry ze słabego filmu pornograficznego. Dzięki ImageSense ktoś może odkryje w sobie pasję, którą przekuje na profesjonalizm. Mnie zabawa z aparatem bardzo się podobała. W połączeniu z Instargamem - bomba.
One V nagrywa również filmy w jakości HD. Nie gubi przy tym klatek (słyszysz, One X?), nieźle odwzorowuje kolory, a przy spokojnym operowaniu smartfonem obraz jest wyraźny i pozbawiony smużenia. Poniżej filmiki nagrane w dzień i w nocy.
One V - nagrywanie nocą 720p
One V - nagrywanie w dzień 720p
PS Drżenie podczas przybliżania to prawdopodobnie wynik mojego ultrapłynnego ruchu palca po ekranie.
HTC One V - multimedia i bateriaMultimedia nie robią na mnie wrażenia...
Na pewno na plus zaliczam ściąganie okładek utworów, jednak nie jest to w stanie mnie w pełni usatysfakcjonować. No i sprzedawanie sprzętu sygnowanego Beats by Dre... bez słuchawek Beats by Dre jest po prostu słabe. Mogę najwyżej ucieszyć się z płaskiego kabelka w zestawie słuchawkowym HTC i płaskiego mikrofonu - to jedyna rzecz, jaka zmieniła się na plus.
A podbicie basu w profilu Beats? Jest tak drobne i niezauważalne (przez te słuchawki właśnie), że w ogóle nie warto się afiszować czerwonym logo umieszczonym na obudowie. Naprawdę, HTC - albo wznowicie dołączanie iBeatsów (lub zaprojektujcie jakieś inne, tańsze, skoro te są za drogie) do nowych modeli, albo darujcie sobie te reklamy.
Oglądanie filmów (w szczególności w HD) na ekranie smartfona nie jest najbardziej komfortowym doznaniem, szczególnie jeżeli ten ekran ma 3,7 cala. Oczywiście One V poradzi sobie z filmami, można nawet ściągnąć MX Player. Pytanie: po co? Jeżeli kogoś to szczególnie rajcuje, powiem tak: da się i może nawet kogoś to usatysfakcjonować, ponieważ znaczącą rolę odgrywa jakość ekranu, a do niej nie mogę się przyczepić. Dyskwalifikujące jest jednak położenie głośnika, przy orientacji poziomej zasłanianego przez palec.
Zazwyczaj w tym momencie testerzy opisują Galerię w telefonie. Moim zdaniem ten element wnosi tak niewiele, że ograniczę się do zdaniowego komentarza.
Galeria jaka jest, każdy widzi.
Osiwieję, czekając, czyli kilka słów o baterii
Bardziej męczące okazało się ładowanie One V, które trwało wieki. Aż trudno mi oszacować, ile dokładnie, bo tak się przeciągało, że traciłem rachubę. Jednak możecie być spokojni - naładowanie od poziomu 10% do pełna zajmie na pewno ponad 3 godz.
HTC One V - podsumowanie
Z drugiej strony nie mogę pozbyć się wrażenia, że to telefon nie na ten rok. Snapdragon 1 GHz? Andreno 205? Rozumiem, że One V nadrabia wieloma innymi aspektami, ale lepsze podzespoły naprawdę dużo by pomogły (de facto z marketingowego punktu widzenia). Korona by z główki nie spadła, drogie HTC.
No i cena. Sugerowana w Polsce - 1400 zł. Brawurowy optymizm, jak w przypadku One X. Tyle że jest jeden problem: ceny One V w serwisach aukcyjnych nie spadają tak ochoczo jak jego większego brata. Wiem, że cyferki to nie wszystko. Wiem też, że kupując One V, nabywca płaci za aspekty opisane dwa akapity wyżej.
Jednocześnie w pełni rozumiem tych, którzy widzą cenę i bebechy i stukają się w głowę. Pamiętajmy, że mówimy tu o Androidzie - 1 GHz go nie zaspokoi. To tak jak karmienie niedźwiedzia Whiskasem. Nie wiem, czy po połowie roku system po prostu się nie zamuli. Nie chcę jednak wyrokować, ponieważ testowałem smartfona dwa tygodnie i oznak tragedii nie było.
Polubiłem ten telefon. Jeśli pominąć cenę, pozostaje naprawdę wydajna słuchawka, która może nie urywa głowy wynikami benchmarków, ale jest bardzo przyjemna w użytkowaniu i zapewnia świetną zabawę (chociażby aparat). Z drugiej strony polecam jej zakup tylko w przypadku, gdy oferują ją na dobrych zasadach w abonamencie. W serwisach aukcyjnych nówka kosztuje 1300-1400 zł. Za 1500-1600 zł można już szukać One S. To wymowne.