HTC zabrało mnie na pokaz telefonu do wirtualnej rzeczywistości
Zdalna konferencja prasowa w VR ma ciekawe możliwości i zachowane wady tej znanej z życia. Nie mam jednak wątpliwości - czegoś takiego jeszcze w Polsce nie było.
12.08.2020 | aktual.: 13.08.2020 19:10
W kwietniu HTC zaprezentowało usługę Vive Sync. To platforma wirtualnej rzeczywistości do organizowania spotkań, konferencji oraz prezentacji. Idea jest taka: wszyscy uczestnicy spotkania w oparciu o selfie tworzą swoje trójwymiarowe awatary i zakładają gogle VR, które przenoszą ich na wirtualną salę.
Nic dziwnego zatem, że samo HTC postanowiło wykorzystać tę technologię - wciąż znajdującą się w fazie beta - podczas polskiej premiery smartfonu Desire 20 pro, w której miałem przyjemność uczestniczyć. Było to ponoć pierwsze tego typu wydarzenie w naszym kraju.
HTC Vive Sync, czyli za dużo rzeczywistości w wirtualnej rzeczywistości
Spotkanie rozpoczęło się punktualnie o godzinie 10:00. Jako że mówimy o wydarzeniu wirtualnym, miałem ten komfort, że nie musiałem brać poprawki na ewentualne korki czy inne utrudnienia w dotarciu do celu, więc pojawiłem się o 9:59. Był to błąd.
Minutę przed rozpoczęciem prezentacji wszystkie najlepsze miejsca na wirtualnej sali były już zajęte. Tak - Vive Sync wymaga od uczestników wyboru miejsca siedzącego. Co prawda nie musiałem biegać po mieszkaniu, bo teleportować się w wirtualnym świecie można jednym kliknięciem za pomocą dołączonego do zestawu kontrolera, ale i tak rodzi to pewne komplikacje.
Rozumiem, że HTC chciało uczynić wirtualne wydarzenie jak najbardziej realistycznym, ale wydaje mi się, że realizm wyśrubowano niekoniecznie tam, gdzie było trzeba. Konieczność polowania na miejsca to zmora konferencji "w realu", nie ich zaleta. Rzeczywistość wirtualna z technicznego punktu widzenia mogłaby pozwolić ten problem rozwiązać i zaoferować wszystkim uczestnikom to samo, najlepsze miejsce. Ale nie - musiałem się zadowolić miejscówką na krawędzi trybuny i oglądaniem pleców awatara przede mną.
Podobne zastrzeżenia ma mój redakcyjny kolega Bolek Breczko, który także uczestniczył w tym wydarzeniu.
Nie starajcie się odwzorować prawdziwego świata w wirtualnym. Ten pierwszy jest ograniczony prawami fizyki, ten drugi tylko wyobraźnią. Zainspirujcie się grami komputerowymi i sztuką, aby stworzyć zupełnie nowe doświadczenie. Bo naprawdę nie ma nic ciekawego w wirtualnej rzeczywistości, w której muszę się przesiadać, bo ktoś zasłania mi ekran. To mam na każdej rzeczywistej prezentacji.
Równie zabawny, co absurdalny był moment, w którym organizatorzy poprosili jednego z gości o zmianę miejsca, gdyż... zasłaniał widok kamerzyście. Cóż - platforma HTC Vive Sync pozwala na rejestrację obrazu ze swojej perspektywy za pomocą wirtualnej kamery, dlatego HTC umieściło w wirtualnej sali swojego wirtualnego operatora.
Witajcie w 2020 roku.
Od samych awatarów oczekiwałbym natomiast większego realizmu
Własną wirtualną postać konfiguruje się z poziomu aplikacji na telefon. Za punkt wyjścia służy selfie, a wstępnie wygenerowanego przez algorytmy awatara można zmodyfikować za pomocą zestawu fryzur czy ubrań.
Niestety rodzajów fryzur czy zarostów jest tak mało, że miałem wielkie problemy z choćby umownym odwzorowaniem własnej twarzy.
Efekt? Choć na wirtualnej sali znajdowało się ze mną kilkunastu kolegów po fachu, z którymi znam się od lat, po awatarach nie byłem w stanie rozpoznać ani jednej osoby. W mojej ocenie zabija to potencjał tej usługi.
Samej formie prezentacji w HTC Vive Sync ciężko coś zarzucić
Wszyscy prowadzący konferencję - nadający skądinąd z różnych części świata - w przeciwieństwie do gości śledzeni byli przez zaawansowany system kamer analizujących ich ruchy. Mogli więc swobodnie spacerować po wirtualnej scenie, a awatary wiernie odwzorowywały ich gestykulację.
Ma to kilka zalet. Po pierwsze - mimo że awatary wyglądają na wyjęte z taniej gry komputerowej, połączenie prawdziwego głosu i naturalnej gestykulacji sprawia, że nie ma się wrażenia patrzenia na bezduszny model 3D, ale na człowieka z krwi i kości. Po drugie - prowadzący mogli wskazywać dłońmi konkretne osoby na widowni czy wirtualne obiekty na scenie, co czyni całe doświadczenie bardziej intuicyjnym dla obu stron.
Właśnie - wirtualne obiekty na scenie. To istotna przewaga VR-u nad innymi formami zdalnych konferencji. Wielki model telefonu to niezbyt spektakularny przykład, ale równie dobrze w taki sposób można by zaprezentować widowni samochód czy nawet cały plan osiedla. Wszystko gotowe do obejrzenia z dowolnej perspektywy.
W interakcję z prowadzącymi mogą wchodzić także goście
Wszyscy uczestnicy mają do dyspozycji gogle, które analizują ruchy głowy oraz odróżniają pozycję siedzącą od stojącej. Do tego dochodzi kontroler precyzyjnie wykrywający ruch dłoni.
Osoby na widowni mogą więc kiwać głowami, wstawać z wirtualnych miejsc czy podnosić ręce. Całość przebiega więc w sposób bardziej naturalny i angażujący niż zwykła wideorozmowa.
HTC Vive Sync ma potencjał, choć jeszcze niewykorzystany
Od czasu wybuchu pandemii koronawirusa odbyłem kilkadziesiąt wideorozmów. Ciągłe informacje o nowych, licznych zakażeniach wskazują na to, że tak będzie wyglądała rzeczywistość moja i milionów osób na świecie jeszcze przynajmniej przez kilkanaście miesięcy.
Z punktu widzenia częstego uczestnika konferencji i prezentacji mogę przyznać, że pokaz w wirtualnej rzeczywistości to miła odskocznia od klasycznych messengerów, zoomów czy innych teamsów. Potencjalnie niosąca ze sobą dużo większe możliwości.
Oczyma wyobraźni widzę już możliwość teleportowania się do wirtualnych stolików i przeprowadzenia rozmów w prywatnym gronie. A to wszystko w formie bardziej intuicyjnej niż klasyczny czat.
Wszelkie mankamenty usługi usprawiedliwia fakt, że Vive Sync to młoda usługa znajdująca się jeszcze w fazie testów. Jeśli HTC nie porzuci pomysłu, może się przerodzić w bardzo atrakcyjną formę zdalnych spotkań, których codziennie odbywają się miliony.