iTest: Face Fighter
W App Store jest już ponad 16 tysięcy gier. Większość z nich to nieudolne podróbki popularnych tytułów. Wszelakich puzzli, kulek, diamencików czy też rysowania po ekranie jest mnóstwo. Oryginalnych pomysłów, wyraźnie odznaczających się od konkurencji jest nie wiele. Dlatego też, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Face Fighter, pomyślałem że jest to aplikacja która może w sklepie Apple’a nieźle zamieszać!
W App Store jest już ponad 16 tysięcy gier. Większość z nich to nieudolne podróbki popularnych tytułów. Wszelakich puzzli, kulek, diamencików czy też rysowania po ekranie jest mnóstwo. Oryginalnych pomysłów, wyraźnie odznaczających się od konkurencji jest nie wiele. Dlatego też, gdy po raz pierwszy zobaczyłem Face Fighter, pomyślałem że jest to aplikacja która może w sklepie Apple’a nieźle zamieszać!
Pomysł Appy Entertainment nie jest zupełnie nowy. Podobne gry były już tworzone chociażby na konsole Playstation 2, gdzie dodatkowo wykorzystywano kamerkę Eye Toy. Przeniesienie podobnego pomysłu na iPhone’a jest jednak małym wyczynem. W prawdzie wiele rzeczy można by usprawnić, ale sama idea wydaje się być wyjątkowa. Powinna się Wam spodobać.
Face Fighter jest swego rodzaju mordobiciem i to w jego dosłownym znaczeniu. Stajemy do walki na ringu z przeciwnikiem, którego cechą charakterystyczną jest ogromna głowa. To również ona jest głównym celem naszych ciosów. Nie ma tutaj uderzeń w korpus, ani poniżej pasa. Wszystkie nasze ataki koncentrują się na głowie. Takie natężenie ciosów powoduje, że przeciwnik odnosi różnego rodzaju obrażenia. Wielkie guzy, podbite oko, napuchnięte wargi, wybite zęby czy w śmieszny sposób naklejone plastry.
Teraz przechodzimy do meritum sprawy. Siła Face Figtera leży w realistycznej grafice. Zapewne już zorientowaliście się z załączonych do tekstu obrazkach, że gra wykorzystuje prawdziwe zdjęcia. Na „dzień dobry” otrzymujemy trzech przeciwników, kolejnych musimy dodawać sobie sami. I to ten element właśnie jest haczykiem. Możemy zrobić zdjęcie przyjacielowi i wrzucić go wprost do gry, a potem po prostu stłuc go na kwaśne jabłko. Śmiechu jest co niemiara.
Śmiało można powiedzieć, że produkt Appy Entertainment dużo lepiej spisuje się jako aplikacja rozrywkowa, aniżeli gra. W prawdzie, po każdej walce zapisywane są punkty, ale jest to raczej opcja dodana na siłę. Tak naprawdę, cała zabawa polega na wrzucaniu swoich znajomych do gry i spuszczaniu im łomotu. Podczas rozgrywki można się nieźle ubawić. W szczególności podczas trybu „Furii”, który aktywuje się w momencie naładowania. Wtedy, zamiast pięści używamy patelni, gumowego kurczaka lub młotka. Wygląda to naprawdę przezabawnie.
Oprawa audio, jak to zwykle w prostych grach bywa, jest średnia. Ani przeszkadza, ani podnosi walory. Po prostu jest. Dźwięki ciosów całkiem fajnie brzmią, dopełniając idealnie całość. Fajnie też prezentują się nagrane dialogi sędziego, okrzyk KO czy Legendary Fury jest klasą samą w sobie.