iTest: Judgement Day War
Bardzo długo czekałem na tego typu tytuł do recenzji. Miłość do gier strategicznych wykiełkowała w moim sercu jeszcze za czasów poczciwej Amigi. Od tamtej pory, staram się „zaliczać” wszystkie gry strategiczne jakie wychodzą na rynek. Nie inaczej jest z pozycjami na iPhone’a. Zapraszam do naszego testu Judgement Day War, rasowej gry strategicznej na urządzenia przenośne Apple’a!
Zazwyczaj, wszelkie gry wojenno-strategiczne opierane są o największe konflikty zbrojne znane ludzkości. Nie brakuje kampanii napoleońskich lub wyeksploatowanego do granic możliwości tematu I oraz II Wojny Światowej. Tym razem dostajemy coś zupełnie nowego, coś bardziej współczesnego i namacalnego.
Tematem przewodnim głównej kampanii w grze jest wojna izraelsko-arabska jaka miała miejsce w 1967 roku. Przez historyków wydarzenie to nazywane jest wojną sześciodniową. Walki były krwawe i tak naprawdę do dnia dzisiejszego rejon ten nadal jest strefą podwyższonego ryzyka. O historii całego konfliktu dowiecie się już jednak z samej gry, gdyż przed każdą walką gracz otrzymuje krótki opis wydarzeń z każdego dnia wojny. Chociaż nie do końca należy traktować je jako źródło historycznej wiedzy.
Zanim przystąpimy do rozegrania kampanii, należy zapoznać się z samouczkiem, który wytłumaczy nam arkana wojennego rzemiosła. Pozwólcie więc, że przedstawię Wam główny zamysł na grę opierając się na tym czego nauczycie się w tutorialu.
Zacznijmy od mapy, która jest areną działań w grze. Każda misja składa się z kilku do kilkunastu baz wojskowych, które można przejąć. Dla potrzeby niniejszej recenzji będę jej nazywał miastami. Owe miasta, połączone są ze sobą drogami. Jest to rzecz niesłychanie ważna, gdyż przemarsz wojsk pomiędzy bazami może odbywać się tylko po wyznaczonych drogach. Wygrywa ten gracz, który zajmie wszystkie miasta na mapie. Każde miasto automatycznie produkuje żołnierzy. Szybkość ich produkowania oraz liczba jaką może pomieścić zależy od wielkości bazy. Schemat logiczny tej gry do złudzenia przypomina grę Galcon. Tylko że tutaj, zamiast statków kosmicznych i planet, mamy do czynienia z żołnierzami i miastami.
Do naszej dyspozycji oddano dwa rodzaje miast oraz dwa rodzaje jednostek wojskowych. Podstawą naszej armii są czołgi, natomiast ataki uzupełniane są przez helikoptery. Czołgi mogą być produkowane w bazach naziemnych, natomiast jednostki powietrzne w bazach z literka H. Z wiadomych względów, czołgi są bardziej wytrzymalsze od helikopterów. Helikoptery posiadają jednak jedną zaletę, mogą atakować dowolne miasto nie patrząc na to czy jest pomiędzy nimi położona droga.
Dodatkowo, każde z miast może być ufortyfikowane zarówno od strony lądowej jak i powietrznej. Dla przykładu, w ufortyfikowanej bazie dywizja składająca się z 30 czołgów, będzie potrafiła stawić opór nawet czterokrotne większej liczbie czołgów przeciwnika. W jaki sposób dokonuje się ataków?
Sterowanie opiera się na kilku prostych gestach. Wystarczy palcem stuknąć w miasto, aby podświetlić znajdujące się w nim jednostki. Gra automatycznie podświetli nam cele do których możemy się udać. Jeśli stukniemy raz w wrogie miasto, to w ataku zostanie wysłana połowa jednostek. Jeśli stukniemy dwa razy to wyślemy wszystko co znajduje się pod naszym palcem. Wiem, że brzmi to nieco dziwnie, ale z pewnością filmik na końcu recenzji wyjaśni Wam o co tak naprawdę chodzi.
Oprócz wspomnianego wyżej samouczka, w grze możemy pobawić się w dwóch innych trybach. Pierwszym z nich jest kampania, która przedstawia nam mapę bliskiego wschodu oraz kilka ważnych celów strategicznych do zdobycia. Zarówno kampania po stronie izraelskiej, jak również po stronie arabskiej, dzieje się na jednakowych dziewięciu mapach. Możecie jednak mi wierzyć na słowo, każda z misji jest zupełnie inna i śmiało można powiedzieć, że do rozegrania mamy 18 misji. Dodatkowo, jeśli spodoba się Wam Judgement Day War za jednego dolara można dokupić kampanię w Wietnamie, rozszerzając liczbę misji w grze do 30. Odnotujcie również, że każdą z misji można rozegrać na trzech poziomach trudności. Łącznie jest zabawy na około 2 godziny gry.
Całość uzupełnia "skirmish'owy" tryb survival w którym rozgrywamy kolejne misję na losowych mapach. Im dłużej uda się nam wytrzymać na polu walki tym więcej otrzymamy punktów do światowego rankingu. Co ciekawe, w trybie tym można wcielić się w Rosjan oraz we wspomnianych Amerykanów, których próżno szukać w trybie kampanii. Nie otrzymamy jednak innych jednostek do dowodzenia. Zmienia się tylko flaga oraz grafika ukazująca czołgi. Szkoda, być może kolejne uaktualnienia poprawią ten element gameplay’u.
Cechą wspólną obu trybów, jest swojego rodzaju drzewko technologiczne w którym po każdej udanej misji wydajemy punkty na specjalne bonusy wojenne. Dla przykładu, można dokupić posiłki, które przybędą na mapę po upływie jednej minuty lub dodatkowe działo wspierające nasze miasto w obronie. Takich ponadplanowych usprawnień jest kilka i mają one znaczny wpływ na strategię gry. Co najważniejsze jednak, podczas rozgrywki mogą wystąpić zdarzenia losowe, które w beznadziejnej sytuacji ześlą nam obstrzał artylerii redukujący siły wroga do zera. Wszystko razem, daje niesamowitą mieszankę gry strategicznej opartej na kilkunastu czynnikach. Trzeba naprawdę się nagłowić, aby pokonać przeciwnika.
Oprawa audiowizualna nie jest najważniejsza w produkcji G5 Entertainment. Animacje ataku jednostek sprowadzone zostały do niezbędnego minimum. Gdzie niegdzie są widoczne wybuchy lub kurz, ale tak w zasadzie na mapie nie dzieje się zbyt dużo. Dzięki takiemu wybiegowi, gra jest niesamowicie dynamiczna. Nie tracimy czasu na piękny graficznie przejazd naszych czołgów. Wszystko odbywa się bardzo szybko, nie dając nam chwili wytchnienia. Podobnież jest z dźwiękami oraz muzyką. Niby jest, niby pasuje klimatem do całości, ale w ferworze walki ginie niezauważalna. Naturalnie, standardowo nie pomyślano o implementacji własnych utworów, a tutaj jak nigdzie indziej taka opcja przydałaby się z pewnością.
Na szczęście nie zapomniano o możliwości porównywania swoich wyników z resztą świata. Chociaż wydaje się, że producent mogł pokusić się o stworzenie rozgrywek online. Gameplay jest prosty, grafika niezbyt wymagająca. To mógłby być strategiczny hicior. Niestety, gra nie posiada również żadnej integracji z Twitterem lub Facebookiem.
Czas na podsumowanie. Judgement Day War to wyśmienita i prosta zarazem gra strategiczna. Jeśli kochasz tego typu aplikacje to z pewnością się nie zawiedziesz. Jestem jednak świadom, że dla reszty graczy może być to pozycja nudna, chociaż i tego niebyłym pewny w 100%. Trochę szkoda, że kampanię w Wietnamie trzeba dokupić za kolejnego dolara, ale już czas najwyższy aby przyzwyczaić się do mikrotransakcji w aplikacjach na iPhone’a. Mogę jednak z czystym sumieniem przyznać, że mnie pozycja G5 Entertinment wciągnęła na dobre. W chwili pisania tych słów grę można zakupić za niecałego dolara. Spieszcie się jednak, promocja potrwa tylko do 18 stycznia!