Kompleks dwudziestolatka?
Nie ma chyba takiej osoby na świecie, która nie posiada kompleksów. Co raz mniej jest również takich osób, które nie posiadają smartfona albo telefonu komórkowego. Co może łączyć przytoczone domniemania? Gdzie i czy w ogóle krzyżują się te proste?
10.11.2014 | aktual.: 10.11.2014 11:14
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dotychczas dwudziestolatkowie kojarzeni byli z wigorem, młodością, radością, możliwościami i energią. Czterdziestolatkowie zaś zwykle opisywani byli przez słowa pokroju: spokój, ustatkowanie, mądrość, doświadczenie, opanowanie... W drugim przypadku po pewnym czasie pojawiało się zjawisko, zwane kryzysem wieku średniego. Wtedy to na pozór dorośli ludzie zaczynają wariować, ich światopogląd jest przez chwilę zachwiany, priorytety ulegają przetasowaniu. I niby nic w tym dziwnego. Opisana zależność znana była od dawna, dużo osób zdążyło się już z nią pogodzić. Ale co mają do tego nastolatkowie? Czy może ich dopaść kryzys wieku młodzieńczego?
Po czterdziestce (wiem tylko z opowiadań i obserwacji) życie wygląda zupełnie inaczej. Dni są co raz krótsze, doby co raz szybciej płyną. 40 lat, to jest kawał czasu. Na tyle duży, żeby móc cieszyć się z życia wraz ze swoimi pełnoletnimi dziećmi, a na tyle mały, by cieszyć się ze zrealizowanych wszystkich marzeń i planów. I wtedy zaczyna się w głowie kocioł. Wielu ludzi - na pozór nieszczęśliwych, niespełnionych - szuka w tej sytuacji wyciszenia, odskoczni, odpoczynku. Znaleźć ją można w podróżach, zakupach, wakacjach za granicą, lub... drogiej biżuterii czy luksusowych autach.
Nie bez przyczyny przecież widząc dojrzałego, leciwego faceta w drogim, luksusowym czy sportowym aucie od razu nasuwają się stereotypowe i oklepane stwierdzenia. "Koleś próbuje oszukać czas", albo "oho, kolejny, który musi sobie coś udowadniać wielkością silnika czy auta"... I w ten sposób powstało stwierdzenie, że auto (w przypadku mężczyzn) jest przedłużeniem ich męskości. I niezależnie czy nas to śmieszy, pociesza czy denerwuje - jest w tych stwierdzeniach ziarnko prawdy.
Wracając do tezy, którą postawiłem na początku wpisu - kompleks 20-latka. Czy można powiedzieć, że takowy istnieje? A może to tylko moje wymysły?
W tym roku rynek został zalany (mało powiedziane... zatopiony!) masą urządzeń zwanych phabletami, dużymi smartfonami, patelniami etc. I niby nic w tym dziwnego, bo ludzie od zawsze mieli do nich dostęp. Kilkanaście miesięcy temu były do wyboru : Xperia Z Ultra, HTC One Max i Galaxy Note 2 czy już nawet może i Note 3... I ludzie je kupowali! Czyli coś w tym jednak było i okazało się, że ta nisza to w sumie bardzo prężnie rozwijająca się część rynku mobilnego.
I w ten sposób pomyślało Oppo, Sony, LG, OnePlus, Xiaomi, Huawei, Nokia, Prestigio, Lenovo, Apple, Motorola... I każdy z nich wpuścił na rynek swoje urządzenie, które gabarytami i wielkością ekranu znacząco odbiega od wcześniej akceptowalnych standardów. I w ten sposób zostaliśmy zatopieni masą urządzeń z ekranami o przekątnych 5,5" (1, 2, 3, 4, 5) i więcej (o zgrozo!). Niby nic w tym dziwnego, bo każdy zdrowo myślący przedsiębiorca wykorzystałby tę sytuację w ten sam sposób, chcąc uszczknąć trochę tortu dla siebie. Wszystko jest zrozumiałe, ale w tej pogoni wyżej wymienieni producenci zapomnieli o korzeniach. O urządzeniach, które można bezproblemowo obsługiwać jedną ręką (w przypadku kobiet i mężczyzn i dzieci).
Oczywiście można spotkać się w tym momencie z zarzutami, że jak się ma "kobiece dłonie" to nie powinno się w ogóle wychodzić z kuchni, albo trzymać takiego urządzenia w ręku. Albo można kupić (bardzo popularne w portfolio Samsunga i ostatnio LG) wersję mini, mniejszą, bardziej zaawansowaną (z tłumaczenia angielskiego ;) ), albo nowszą. Niby fajnie, ale wiąże się to z powrotem do 2013 pod względem pozostałych parametrów (idących w parze z małą przekątną wyświetlacza). I w ten sposób chcąc kupić mniejszego flagowca możemy dostać LG G3s, Samsunga S5 mini, S3 Neo, S Advance, LG G3 Stylus i inne tego typu urządzenia, które z flagowcami mają zwykle wspólną nazwę (do pewnego momentu) i design.
I te frustracje niby nie miałyby sensu, gdyby każdy kupował to, co mu potrzebne. Jednak nieraz łapię się na tym, że i ja ulegam słabościom i próbuję wmówić komuś, że moja racja jest naj (tyczy się mniejszych przekątnych i rozdzielczości)... I w ten sposób czytając komentarze na komórkomanii jestem w stanie wysnuć wniosek, że istnieje coś takiego jak kompleks dwudziestolatka. Czym się on objawia? Chęcią bycia na czasie, posiadania urządzenia premium (albo wyglądającego jak flagowiec), najlepiej z dużym ekranem i najlepszymi podzespołami. 2GB RAM?! Przecież to krok w tył, w każdym urządzeniu powinno być już 3, jak nie 4 GB! Do tego przynajmniej 4 rdzenie, ale najlepiej 8 i małe ramki! Do tego koniecznie głośniki stereo, czytnik linii papilarnych, dwa aparaty co najmniej 8 Mpix, wymiennym akumulatorem, aluminiową obudową itd...
Czyli w tym wszystkim najważniejsze są cyferki. I to nie te z dolnego przedziału. Muszą być jak największe. Nieważne czy tego potrzebujemy, czy też nie. Muszą być i tyle! I jeśli w przypadku 40-latków jest to zrozumiałe, bo swoją młodość przepracowali lub umknęła im w czasie, gdy poświęcali się wychowywaniu dzieci i rodzinie, o tyle w wieku 20 lat raczej ciężko znaleźć wytłumaczenie na chęć posiadania. Dojrzały facet chce jeszcze coś udowodnić i sobie i pięknym niewiastom, przejeżdżając koło nich wypasioną furą. A młodzieniec z 6-calowym kaflem w ręku? Może to chęć szpanowania przed kolegami/koleżankami. Może podbudowanie własnego ego? Tylko po co w tym wszystkim ta chora pogoń za modą i udowadnianie na siłę innym, że im większe/droższe, tym lepsze?