Kto kupił Androida, ten przegrał?
Android coraz bardziej przypomina Windows Mobile, jeśli wziąć pod uwagę ogrom możliwości, coraz większą fragmentację, zalew tandetnych aplikacji i podatność na modyfikacje. Czy skończy jak niegdyś najpotężniejszy mobilny system - na dnie - a wraz z nim utoną użytkownicy telefonów, które napędza?
28.05.2011 | aktual.: 28.05.2011 09:31
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Ostatnie kilka lat to okres niezwykle dynamicznych zmian w dziedzinie mobilnych systemów operacyjnych. Windows Mobile spadł z Olimpu i roztrzaskał się na drobne kawałeczki, a na tych gruzach powstał Windows Phone. System młody i nieopierzony, jednak z ogromnymi ambicjami i wsparciem potężnej i wpływowej familii Microsoftu.
iOS z każdą edycją zaczyna coraz bardziej przypominać system XXI wieku, a do tego nie traci na stabilności, szybkości i elegancji. Jest także doskonały webOS, który wyszedł spod ręki legendy mobilnych rozwiązań, firmy Palm, a dziś wspierany przez HP szykuje się do walki o kawałek mobilnego tortu.
Pośrodku tego wszystkiego jest Android, system o niespotykanej sile przebicia, który rozpychając się łokciami, przesunął się z ostatniej pozycji na sam początek stawki. Ekspansja ta ma jednak wysoką cenę, którą muszą teraz płacić wszyscy posiadacze komórek z Androidem.
Android to system dla majsterkowiczów
Opracowując plan kolejnych wydań Androida, Google zbytnio zaufał twórcom sprzętu. W kilku przypadkach deweloperzy nie zawiedli tego zaufania - TouchWiz 3.0 Samsunga czy Sense UI firmy HTC to doskonałe autorskie modyfikacje, zarówno pod kątem interfejsu, jak i rozwiązań znacznie usprawniających pracę z systemem.
Jednak nawet w tych najbardziej dopracowanych nakładkach zdarzają się niedociągnięcia. TouchWiz 3.0 nie ma opcji lupy, która ułatwiłaby pracę z tekstem, pozwala on również na integrację z social hubem kilku programów do obsługi Facebooka, w związku z czym ich funkcje dublują się, a synchronizacja dotyczy różnych danych na różnych kontach.
Wielkości autorskich widżetów Samsunga nie da się modyfikować, przez co zajmują cały pulpit, niezależnie od ilości pustego miejsca wokół. Niedociągnięć jest więcej, ale nie w tym rzecz, aby je wszystkie wymieniać. Jeśli wzorcowe nakładki mają dość poważne luki, ile niedociągnięć musi być w rozwiązaniach niezależnych deweloperów?
Czy nie łatwiej byłoby wprowadzić sztywne zasady, dzięki którym każdy nabywca Androida dostawałby spójny pod względem funkcjonalności system, z pewnymi modyfikacjami producenckimi niewpływającymi na stabilność czy szybkość działania OS?
Pod tym względem Android jak żaden inny system przypomina Windows Mobile, który pozwalał na niemal nieskrępowane modyfikacje wyglądu i funkcjonalności. Kolejne odsłony WM pospołu z kolejnymi wersjami modyfikującymi wygląd aplikacji wpływały na stabilność OS, a użytkownik sam już nie wiedział, czy przyczyną awarii był system, czy oprogramowanie.
Android to system dla hakerów
Wgląd w kod źródłowy Androida to z jednej strony dobrodziejstwo pozwalające na błyskawiczny rozwój OS, z drugiej - przekleństwo systemu Google'a. Android stał się najbardziej zawirusowaną platformą. Doszło do tego, że każdy liczący się producent oprogramowania antywirusowego udostępnia androidową wersję swoich aplikacji.
Na tym jednak nie koniec. Oprogramowanie pozwalające jednym kliknięciem uruchomić konto roota, które dostępne jest w Android Markecie, tylko pozornie przynosi korzyści posiadaczom telefonów z robocikiem. Zrootowany system nawet nie musi być hakowany, po prostu każdy złośliwy kod ma pełen dostęp do wszelkich ustawień systemu.
Jeśli jeszcze nie dostrzegacie podobieństwa do Windows Mobile, dodam, że jedynie pierwsza generacja systemów Microsoftu i Android właśnie mogą poszczycić się całą podziemną fabryką nieoficjalnych ROM-ów. Biorąc pod uwagę złożoność Androida, naprawdę trudno stwierdzić, czy dana linijka kodu umieszczona przez przygotowującego ROM hakera nie jest złośliwa.
Android to system dla nieostrożnych
Rzucając rękawicę Apple'owi, Google miał w zanadrzu chytry plan rozwoju swojego wirtualnego sklepu. W imię wolności i otwartości zezwolił na umieszczanie w nim wszelkiej maści śmieci. Z jednej strony statystyki pokazywały wręcz naddźwiękową szybkość rozwoju platformy Google'a, z drugiej - wyłuskanie wartościowych aplikacji wymaga dziś niemało wysiłku.
Czy było warto? Chyba jednak nie, ponieważ teraz Google zmaga się z plagą wirusów, aplikacji pisanych przez szemranych deweloperów, które łączą się z serwerami gdzieś na Wyspach Dziewiczych. Niby w różnorodności siła, ale z drugiej strony dlaczego nie podnieść poprzeczki programistom, tak jak to uczynił Apple? Przecież użytkownik zasługuje na aplikację ładną, funkcjonalną i dopracowaną, nie interesuje go, że obok niej istnieje dwadzieścia tysięcy programów-śmieci.
Każdy, kto miał telefon z Windows Mobile, już wie, o czym teraz będzie. Za czasów pierwszego mobilnego systemu Microsoftu wśród dziesiątek tysięcy aplikacji tylko kilka procent stanowiły programy naprawdę funkcjonalne. Spośród nich tylko kilka procent było ładnych, a kilka procent z tych ładnych działa dobrze na naszym telefonie, bo akurat programista miał inną komórkę, pod którą zoptymalizował swoją aplikację.
Android to system dla cierpliwych
Przez moje ręce przewinęło się kilka komórek z Androidem na pokładzie. Niektóre z nich działały dobrze i stabilnie, inne co pewien czas - i raczej z niewyjaśnionych przyczyn - się zawieszały.
W tym zestawieniu naprawdę dobrze wypada Samsung Galaxy S, w którym jedynie sporadyczne problemy wywoływały samoistny reset nakładki TouchWiz 3.0. Flipout Motoroli z kolei restartował powłokę graficzną po każdej otrzymanej wiadomości SMS, chodź na pocieszenie dla Google'a trzeba dodać, że stał za tym alternatywny program do obsługi wiadomości.
O tym, jak bardzo niedostosowana jest każda kolejna wersja Androida do istniejących na rynku telefonów, niech świadczy fakt, że producenci tacy jak Samsung optymalizują system przez pół roku, nim wypuszczą go w formie aktualizacji.
Chyba nie muszę dodawać, że w tej dziedzinie Android godnie naśladuje Windows Mobile? Nie stawiam między nimi znaku równości - system Google'a to jednak zupełnie inna liga niż mobilne okienka pierwszej generacji. Jednak nie sposób wskazać bardziej zawodnego systemu z istniejących obecnie na rynku.
Android to system dla fanów Windows Mobile
I wcale w tym stwierdzeniu nie ma złośliwości. Według statystyk większość użytkowników Windows Mobile po zakończeniu przygody z mobilnymi okienkami pierwszej generacji sięga po komórki z Androidem.
Dlaczego tak się dzieje, opisałem już dostatecznie jasno wyżej. Idee rozwoju Androida i Windows Mobile są bardzo zbliżone. Choć hasła otwartości i jawności rzucane ku społeczności skupionej wokół wolnego oprogramowania, pod jakimi Android był rozwijany, są zgoła odmienne od tych, jakimi posługiwał się Microsoft, nie o hasła, ale o czyny chodzi.
Android jak Irlandia
Google rozwijał system na kredyt. Udostępniał Androida niemal każdemu, kto tylko miał na niego ochotę, zezwalając na wprowadzanie dowolnych modyfikacji - od wyglądu interfejsu poczynając, na głębokiej ingerencji w ustawienia systemowe kończąc. Wypuszczał wersję za wersją, dewaluując jego wartość, zerkając jedynie na statystyki pokazujące wzrost popularności systemu, a na drugi plan odstawił jakość finalnego produktu. Skazało to producentów sprzętu na wielomiesięczną optymalizację OS dla swoich produktów.
Takie postępowanie miało oczywiście swoje plusy. Wykresy pokazujące liczbę aktywowanych każdego dnia komórek z Androidem skakały w górę w postępie geometrycznym. Nie inaczej wyglądały dane z Android Marketu. Ale za te przyjemności trzeba teraz płacić - i płacimy my wszyscy. Ja, czyli posiadacz Samsunga Galaxy S, i pan, i pani - wszyscy płacimy.
I oby nie przyszedł taki dzień, w którym Google ogłosi, że Android 5.0 nie będzie wspierał już istniejącego sprzętu, nie będzie kompatybilny z istniejącymi aplikacjami, nie będzie udostępniał kodu źródłowego, a żadne modyfikacje wyglądu i funkcjonalności nie będą dopuszczalne. Jak sądzicie: czy taki dzień nastąpi?