Kultowe... NOT!
Ale się ostatnio pozmieniało. Zabrzmię teraz jak stara babcia siedząca całe dnie w oknie i krzycząca na dzieci grające w piłkę, ale daaaaawniej jak coś było kultowe, to było kultowe i kropka. Nikt z tym nie dyskutował. A w czasach Internetu, gier wideo i telewizji satelitarnej? Taka jedna wredna komórkomaniaczka ma dostęp do poczytnego bloga i może narzekać, ile jej się podoba na podważalną "kultowość" niektórych gadżetów. Ot chociażby telefonów.
Pierwszy z brzegu i najbardziej aktualny przykład to oczywiście iPhone.
Rany! Ten telefon został okrzyknięty mianem kultowego jeszcze przed premierą... już trzy razy! Mimo upływu czasu proces ten wcale nie maleje. Wystarczy przypomnieć wpis Sabiny o schodzącej jak ciepłe bułeczki wersji 3G S. I nawet jeśli w Polsce kolejki stojące za iPhonem są często sztuczne, to w USA ludzie naprawdę rozkłądają śpiwory i koczują, jakby czekali na nerkę.
Śmieszne to jest oczywiście w zestawieniu z funkcjami samego telefonu. Ja rozumiem, że to Apple, ze Multi Touch robi wrażenie, że gry są rewelacyjne w stosunku do konkurencji... ale bez przesady! Żeby ślinić się na myśl o komórce bez MMS-ów?
Zresztą taka kultowość niektórych komórek to nie wymysł Apple. Słyszeliście o Nokii 6310i?
Destrukcja Nokii 6310i :D
Powyższy filmik nie jest zbyt przychylny temu modelowi, ale to wyjątek. 6310i jest owiana jakimś dziwnym kultem perfekcyjności. Ile razy się nasłuchałam, że to najlepszy telefon w historii, bezawaryjny, bezproblemowy, z najlepszym menu i najwygodniejszą klawiaturą. Albo te wszystkie plotki o tym, że telefon jest tak dobry, że Nokia przestała go produkować, bo nie sprzedawały się inne modele. Skąd ludzie biorą takie rzeczy?
Dobra, już dobra! Telefon jest fajny i rzeczywiście swego czasu to był smaczny kąsek. Ale nie przesadzajmy.
Taki kult danego modelu bierze się czasem z funkcji, czasem z designu, ale przede wszystkim z reklamy. Czy iPhone byłby tak genialny, gdyby nie machina marketingowa Apple? Dobrze jednak, że nawet kasa rzucona na promocję czasem nie wystarcza. iPhone ma chociaż świetny wygląd i wygodny interfejs. Nokia 6310i wytrzymuje na baterii tak długo, że można przypuszczać, iż jest napędzana miłością swoich wyznawców. Co innego ewidentne buble.
Ot chociażby taka Nokia 7710.
Miała być kultowym modelem dotykowym Nokii rozpoczynającym nową serię. Okazała się wolną kobyłą, której ekran o wysokiej (jak na tamte czasy) rozdzielczości na nic się nie zdawał, bo filmy otwierały się kilka minut, a gry skakały.
Ogólnie pomysł był dobry. Wyświetlacz 640x320 pikseli, 90 MB pamięci wewnętrznej i karty MMC do 2 GB, aparat 1,3 Mpix, internet, poczta, no i oczywiście prawdziwy rarytas - dotykowy ekran. W 2004 roku to mogło robić wrażenie. Ale nie robiło, bo procesor nie dawał rady. Na płynnie działający model dotykowy tego producenta musieliśmy poczekać aż do zeszłorocznej 5800.
7710-tka jest dowodem na to, że fajny pomysł, wzornictwo i reklama nie wystarczą. Komórka musi być też funkcjonalna.
Z drugiej strony, co by było, gdyby Nokia postawiła wszystko na jedną kartę tak jak Apple? Gdyby wpompować w akcję promocyjną 7710 taką kasę, jak przy iPhonie, pewnie ludzie i tak by za tym modelem szaleli.
Bo tak to już jest z "kultowymi" telefonami. Często nie mają one podstawowych funkcji, notorycznie irytują użytkowników i są wyśmiewane w sieci, ale nadal się sprzedają. Dlaczego? Bo mają za sobą coś innego - wyrobioną promocją miłość członków kultu. I żadne narzekania wrednej komórkomaniaczki tutaj nic nie zmienią.
tekst jest felietonem i mogę w nim pisać co chcę ;)*
Źródło: Fot. kevindooley/Flickr • Fot. kidperez/Flickr