Marzy mi się, by nastała moda na wyświetlacze E Ink w smartfonach

Marzy mi się, by nastała moda na wyświetlacze E Ink w smartfonach

YotaPhone 2 miał dwa wyświetlacze
YotaPhone 2 miał dwa wyświetlacze
Miron Nurski
05.07.2019 12:05, aktualizacja: 05.07.2019 14:05

Samsungu, Huaweiu, Apple'u, Xiaomi, LG, Sony - mam do was jedną prośbę.

Co jakiś czas na rynku mobilnym wyłania się trend, za którym podążają niemal wszyscy producenci. Podwójne, potrójne i poczwórne aparaty. Małe ramki dookoła ekranu. Wysuwane kamerki do selfie. Te technologie zdążyły się już wpisać w smartfonowy krajobraz.

Jak ja bym chciał, by następne w kolejce były ekrany E Ink

Gdyby ktoś zapytał mnie o najmilej wspominane przeze mnie smartfony, jednym z nich byłby YotaPhone 2. Niszowy model rosyjskiego producenta, który na rynek trafił pod koniec 2014 roku, miał jeden ogromny atut. Chodzi o dodatkowy wyświetlacz E Ink, umieszczony na jego tylnym panelu.

Zalety tej technologii są nieocenione.

  • Po pierwsze - wyświetlacz E Ink pobiera energię tylko w chwili odświeżania obrazu. Można dzięki temu godzinami czytać artykuły czy e-booki przy minimalnym zużyciu baterii.
  • Po drugie - faktura panelu E Ink przypomina papier, więc długie czytanie nie męczy wzroku, a widoczność w pełnym słońcu jest doskonała. Ba, w przypadku ekranów tego typu im więcej światła, tym lepsza czytelność. O ekranach LCD czy OLED powiedzieć tego nie można.
Obraz

W YotaPhonie 2 wyświetlacz E Ink był ponadto wykorzystany w bardzo pomysłowy sposób. Na pleckach można było na stałe wyświetlić widgety czy tapetę w odcieniach szarości. Innymi słowy - dało się jednym kliknięciem zmienić wygląd telefonu bez żadnego wpływu na baterię.

Ekran E Ink ma jeszcze jedną, jakże istotną dziś zaletę. Pozwala pozbyć się aparatu do selfie

Jako że w YotaPhonie 2 na drugim wyświetlaczu można było wyświetlić cały interfejs telefonu, nic nie stało na przeszkodzie, by odpalić na nim podgląd z aplikacji aparatu. Tak, częstotliwość odświeżania była dużo niższa niż na ekranie głównym, a obraz był wyświetlany w odcieniach szarości, ale wystarczało to w zupełności, by złapać dobry kadr podczas robienia selfie aparatem głównym.

Obraz

Dziś miałoby to więcej sensu niż kiedykolwiek wcześniej. Brak konieczności montowania dodatkowego aparatu do selfie pozwoliłby stworzyć bezramkowy smartfon bez żadnego wcięcia, otworu czy wysuwanego modułu. Podobny pomysł został już zresztą uskuteczniony chociażby w Nubii X, ale w jej przypadku producent postanowił wpakować na tył telefonu OLED-a.

Niestety smartfonów z wyświetlaczami E Ink jest bardzo mało

Rosyjska Yota już zwinęła się z rynku, ale kilka firm wciąż próbuje swoich sił na tym polu. Kingrow K1 czy HiSense A6 to całkiem świeże premiery z panelami E Ink.

Obraz

Wciąż jednak mowa o egzotycznych produktach niszowych marek, których nie da się kupić w Polsce bez kombinowania.

Samsungu, Huaweiu, Apple'u, Xiaomi, LG, Sony - na co czekacie?

Tak, YotaPhone'y nigdy nie odniosły komercyjnego sukcesu, a sama firma upadła, ale nie sądzę, by była to kwestia samej technologii. Większy problem stanowiła raczej mało rozpoznawalna marka oraz jej niewielkie doświadczenie w produkcji elektroniki. Wyjąwszy E Ink, te telefony w każdym innym aspekcie były przeciętne.

Co więcej, gdy Yota stawała się zdobyć rynek, panele E Ink były bardzo drogie. YotaPhone 2 był w dniu premiery droższy od wielu markowych flagowców. Koszty produkcji jednak spadły, co świetnie widać po tym, że dziś czytnik e-booków da się kupić za 200-300 zł.

Ta technologia zasługuje na to, by stać się kolejnym "big thing". W chwili, gdy któryś ze znanych producentów wypuści dobry telefon z ekranem E Ink, będę pierwszym, który ustawi się w kolejce. I mam przekonanie graniczące z pewnością, że nie będę stał w tej kolejce sam.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (36)