Miałem nosa. "Smartfonowy Netflix" okazał się kompletnym niewypałem
Quibi - usługa zapowiadana jako rewolucja - kończy swój żywot raptem pół roku po starcie.
Quibi to usługa VOD, która została zbudowana od podstaw z myślą o smartfonach. Dzięki platformie, która została uruchomiona w kwietniu 2020, od pierwszego dnia użytkownicy mieli dostęp do profesjonalnych produkcji, których twarzami byli m.in. Jennifer Lopez czy Idris Elba.
Głównym wyróżnikiem serwisu miały być jednak nie treści, lecz ich forma.
Po pierwsze - na platformie pojawiały się wyłącznie autorskie seriale, których odcinki były wyjątkowo krótkie (6-10 minut). Dzięki temu miały być idealne do oglądania na telefonach.
Po drugie - każdy pojedynczy odcinek był kręcony zarówno w orientacji horyzontalnej, jak i wertykalnej. Po obróceniu telefonu zmieniał się kadr lub całe ujęcie kamery, dzięki czemu wszystkie materiały miały wyglądać dobrze bez względu na to, w jaki sposób użytkownik trzyma smartfon.
Idea bez wątpienia innowacyjna, ale rynek szybko ją zweryfikował.
Quibi kończy działalność, a twórcy nie wiedzą, dlaczego pomysł nie chwycił
Założyciele platformy ogłosili, że mimo usilnych prób, nie potrafili uczynić swojego biznesu rentownym. Dlatego nieco ponad pół roku po starcie postanowili zamknąć firmę.
Jeffrey Katzenberg oraz Meg Whitman wierzą jednak, że pomysł jest na tyle dobry, że uda im się sprzedać zarówno autorskie treści, jak i zaplecze technologiczne.
Twórcy spekulują, że przyczyną porażki mogła być pandemia koronawirusa. Osobiście mam jednak inne zdanie.
Dlaczego Quibi upadło?
Pozwólcie, że przytoczę fragment swojego tekstu opublikowanego kilka dni po starcie platformy, w którym przekonywałem, że Quibi do idea spóźniona o jakieś 10 lat.
I w mojej ocenie właśnie to jest główną przyczyną upadku serwisu. To, że dziś nikt nie potrzebuje treści wideo dostosowanych do smartfonów.