Unia Europejska chce, by smartfony miały wymienne baterie? Wyjaśniamy, o co tak naprawdę chodzi
Zapewne natknęliście się już na nagłówki hucznie obwieszczające powrót rozbieranych smartfonów z wymiennymi bateriami. Prawda jest jednak taka, że... na razie nic nie zwiastuje rewolucji. Wystarczyło się wczytać w treść projektu, który miał wyciec z Brukseli.
26.02.2020 | aktual.: 26.02.2020 18:46
Źródłem przecieku na temat domniemanych planów Parlamentu Europejskiego (tak, na razie to tylko przeciek) jest niderlandzki dziennik Het Financieele Dagblad. Mam przekonanie graniczące z pewnością, że 99 proc. mediów powielających informacje o powrocie smartfonów z wymiennymi bateriami nawet nie zadało sobie trudu, by do tej publikacji zajrzeć (trzeba założyć konto). Ja sobie ten trud zadałem.
Unia Europejska ma chcieć ułatwienia wymiany baterii, a nie powrotu smartfonów z wymiennymi bateriami
Prawdę powiedziawszy już samo sprowadzanie tematu do "Unia chce" to spory skrót myślowy. Według serwisu źródłowego, mówimy o pomyśle jednego polityka, który ma przedstawić swój projekt w marcu.
No dobrze, ale o co tak naprawdę chodzi z tymi wymiennymi bateriami? Cóż - zacznijmy od tego, że z technicznego punktu widzenia praktycznie każdy telefon ma wymienną baterię. Po prostu dawniej cały proces sprowadzał się do ręcznego rozebrania obudowy i podmiany akumulatora, a teraz coraz częściej wymaga to użycia specjalistycznych narzędzi i wizyty w serwisie.
Europejscy parlamentarzyści chcą ponoć ten proces ułatwić, przy czym niekoniecznie oznacza to zmuszanie producentów do stosowania klasycznych wymiennych akumulatorów. Według Het Financieele Dagblad, nowe przepisy mają obejmować:
- wydłużenie okresu gwarancyjnego;
- udostępnienie przez producentów szczegółowej dokumentacji technicznej, by ułatwić naprawę urządzeń niezależnym serwisom.
Póki co nie ma żadnych przesłanek świadczących o tym, że ktokolwiek w Parlamencie Europejskim myśli o zmuszaniu producentów do przeprojektowywania smartfonów z myślą o akumulatorach.
Nie jest też powiedziane, że nikt z takim pomysłem nie wyskoczy (projekt przepisów jest ponoć w przygotowaniu), ale na razie wygląda na to, że Unię zadowoli np. bezpłatna wymiana baterii w ramach 3-letniej gwarancji czy ułatwienie tego procesu lokalnym, niezależnym punktom naprawczym.
Chodzi tylko o wydłużenie żywotności smartfonów i zmniejszenie ilości generowanych elektrośmieci, bo wysokie ceny wymiany akumulatorów i konieczność odesłania telefonu do autoryzowanego serwisu są na tyle uciążliwe, że wiele osób woli kupić nowy telefon zamiast naprawić stary.
Zmuszenie producentów do stosowania wymiennych akumulatorów byłoby nierealne
Same Chiny, USA i Indie stanowią rynek blisko 6-krotnie większy niż wszystkich 27 krajów Unii Europejskiej razem wziętych. Wiara w to, że europejskie przepisy mogłyby zmusić producentów do kompletnego przeprojektowania wszystkich swoich urządzeń i stosowania innego procesu produkcyjnego jest oderwana od rzeczywistości.
Wystarczy przypomnieć, że Unia od 2014 roku próbuje wymóc na producentach stosowanie jednolitych ładowarek, co - jak wiemy - wciąż się nie udało. Stosowne przepisy dopiero się krystalizują.
A wymuszenie stosowania wymiennych baterii byłoby dla producentów o wiele większą uciążliwością niż podmiana złącza ładowania. Realnie wymagałoby to stosowania innych materiałów, innych komponentów i innego procesu produkcyjnego.
Dlaczego w ogóle wymienne baterie odeszły do lamusa?
Nikt o tym głośno nie mówi, ale istnieje wiele powodów, dla których stosowanie tzw. niewymiennych akumulatorów jest producentom na rękę.
Zamknięcie całej konstrukcji ułatwia zaprojektowanie ładniejszego, smuklejszego i nieskrzypiącego telefonu, który na półce sklepowej robi większe wrażenie niż telefon z plastikową klapką. W przypadku szklano-metalowych obudów łatwiej też o wodoszczelność.
Brak wymiennych akumulatorów ogranicza handel wątpliwej jakości zamiennikami. Pamiętam jak dziś, że gdy chciałem wymienić baterię w moim Galaxy S II, nie udało mi się znaleźć oryginalnego akumulatora w żadnym sklepie w mieście. Od pracownika lokalnego punktu GSM usłyszałem, że sprowadzanie oficjalnych komponentów nikomu się nie opłaca, bo klient i tak woli tańszy zamiennik. Później taki "lewy" akumulator wybucha, a czarny PR spada na producenta telefonu.
Zamknięte konstrukcje ułatwiają też wypełnianie akumulatorem wszystkich wolnych zakamarków. Duża pojemność baterii dzisiejszych smartfonów w znacznej mierze bierze się z ich nieregularnego kształtu sprytnie upchniętego między innymi podzespołami.
No i - ostatecznie - tak, to się firmom po prostu opłaca. Po zużyciu akumulatora użytkownik albo płaci za jego wymianę, albo kupuje nowy telefon.
Jeśli tęsknicie za wymiennymi bateriami, mam złe wieści. Na razie nic nie zapowiada ich powrotu. Póki co musimy zresztą poczekać do czasu, aż projekt nowych przepisów w ogóle zostanie przedstawiony.
Zobacz również: