"Nienawidzę iPhone'ów". A używałeś? "Nie, ale nienawidzę".

Pod moim tekstem o tym, że postanowiłem wymienić samsunga na iPhone'a pojawiło się prawie pół tysiąca komentarzy. Byłem świadomy tego, że wywołam taki efekt, gdyż wiem jak firma Apple jest postrzegana w naszym kraju.

Dziewczyna z iPhone 6
Dziewczyna z iPhone 6
Źródło zdjęć: © Shutterstock
Łukasz Skałba

Niedawno miałem okazję wysłuchać wykładu prof. Dominiki Maison na temat psychologii zachowań konsumenckich i utajonych, nieświadomych motywacji, które kierują nami przy wybieraniu danych produktów i marek. Po zajęciach zostałem i porozmawiałem z panią Maison o firmie Apple.

Pierwsze skojarzenia Polaków na słowo iPhone? Szpan, luksus, drogi gadżet, status, pozerstwo... Podobno jesteśmy jednym z nielicznych krajów na świecie, gdzie produkty marki Apple wywołują takie emocje.

Model Censydiam to kołowy model motywacji konsumenckich. Każda marka tworzy własny przekaz marketingowy i przekazuje go do klientów o różnych potrzebach. Co ciekawe, wszystkie reklamy danej marki zwracają zazwyczaj uwagę na tę samą potrzebę, motywację. Na przykład Coca-Cola uderza w potrzebę przynależności. Reklamy tej firmy przedstawiają zazwyczaj całą rodzinę - wspólnotę, do której należymy. Podobnie jest na przykład z herbatą Saga. Inny przykład. Jak myślicie, dlaczego producent samochodów Volvo jest kojarzony z bezpieczeństwem? Bo jego reklamy podświadomie uderzają w potrzeby kontroli. Do potrzeby witalności nawiązuje z kolei Alfa Romeo.

Model kołowy Censydiam
Model kołowy Censydiam© Dominika Maison

Brzmi to trochę zabawnie i na pierwszy rzut oka wygląda na bardzo umowny i nic niedający schemat, jednak największe światowe marki właśnie w taki sposób projektują swoje kampanie reklamowe i działania marketingowe. Każda firma wymyśla swój przekaz i przedstawia go w reklamach, mówiąc dla kogo są ich produkty i jakie potrzeby zaspokajają. Oczywiście nie będzie to przedstawione w sposób dosłowny, a bardziej ukryty.

Apple nie celuje w potrzebę statusu. Prof. Maison uświadomiła mi, że klienci Apple to ludzie, których główna motywacja to zabawa. Właśnie do takich konsumentów Apple kieruje iPhone'a i iPada. Pokazuje w reklamach radosne osoby, które dzięki produktom Apple mogą zrobić tysiące fajnych rzeczy. Mają setki tysięcy aplikacji, które są "amazing" i sprawią, że codzienne czynności będą po prostu przyjemniejsze.

Jabłkowy gigant nie chce być uznawany za luksusową markę. Gdyby tak było, reklamy tej firmy wyglądałyby zupełnie inaczej.

Dowiedziałem się także, że to, co daje do zrozumienia Apple w swoich reklamach jest świetnie odbierane zarówno przez mieszkańców USA jak i państw Europy Zachodniej. Dla Niemca czy Amerykanina, iPhone to rzeczywiście gadżet, zabawka, która jest po prostu... fajna. Właśnie to chciał osiągnąć Apple. W Polsce coś poszło nie tak...

Człowiek trzymający jabłko i monetę
Człowiek trzymający jabłko i monetę© Shutterstock

Na pewno wycena flagowych smartfonów. Celowo nie napisałem "iPhone'ów", gdyż argumenty, że Apple ma najdroższe produkty są nie do końca prawdziwe. W dniu premiery zarówno ceny flagowych samsungów, jak i flagowych iPhone'ów to około 3 tysiące zł. iPhone trzyma cenę? W oficjalnej dystrybucji owszem, ale na aukcjach internetowych iPhone'a można zgarnąć w dobrej cenie.

W ekonomii istnieje coś takiego jak "Współczynnik Big-Maca". Ja użyję na potrzeby tego artykułu jego zmodyfikowanej i uproszczonej wersji - współczynnik iPhone'a 6.

Za minimalną krajową pensję w Polsce można kupić 0,54 iPhone'a 6. Za minimalną krajową stanu Nowy Jork można kupić 2,37 iPhone'a 6. Najbiedniejszych Amerykanów stać więc spokojnie na 2 egzemplarze najnowszego iPhone'a miesięcznie (zakładając oczywiście brak innych wydatków). Polak musiałby na jednego iPhone'a pracować 4,5 razy dłużej. Za oceanem iPhone nie jest żadnym dużym wydatkiem.

Zbieranie monet
Zbieranie monet© Shutterstock

W naszym kraju natomiast na flagowy telefon ludzie zbierają często po kilka miesięcy, więc gdy przychodzi co do czego, podświadomie chcą mieć najlepsze możliwe podzespoły, nie do końca zdając sobie sprawę, że nie jest to najważniejsze. Ostatecznie chodzi przecież o efekt końcowy i komfort użytkowania. Niestety ulegamy złudzeniu, że gorsze parametry techniczne dyskwalifikują produkt o podobnej cenie.

Wyniki sprzedaży mówią same za siebie. W Polsce iPhone'a ma około 1% użytkowników komórek, podczas gdy w USA odsetek tych osób jest jakieś 50 razy większy - tam iPhone'a ma co druga osoba. Pod kilkoma względami Amerykanie mi imponują. Pierwsza rzecz to fakt, że praktycznie wszyscy używają samochodów z automatyczną skrzynią biegów. Zdecydowana większość Polaków takie coś wyśmiewa i znajdzie miliony argumentów dla których manualna skrzynia jest lepsza. Gdy chcę trochę samochodem poszaleć, to fajnie by było mieć na wszystko wpływ. Do dynamicznej i sportowej jazdy manual jest więc okej. Ale do codziennej jazdy do pracy, po mieście, na zakupy...? Po co mam zmieniać biegi, skoro może to za mnie robić elektronika? Niezwykła dominacja skrzyni manualnych w naszej części Europy jest więc dla mnie totalnym zacofaniem i epoką średniowiecza. Tak samo jak ślepe patrzenie na podzespoły smartfona.

Przesiadka na iPhone'a jest jak przesiadka na automatyczną skrzynię biegów - mamy mniejszą kontrolę, ale wszystko działa i nie musimy się niczym przejmować.

Trzeba tylko do takiej zmiany dojrzeć, a nam przychodzi to nad wyraz ciężko. Nie mówię, że dla każdego iOS jest lepszym wyborem niż Android - na pewno nie! Ja osobiście nie potrzebuję rozbudowanych możliwości modyfikacji i personalizacji. Telefon to nie laurka.

Od urządzenia mobilnego oczekuję, że będzie działało szybko, stabilnie i niezawodnie. To, co oferuje iOS mi wystarczy i nie chcę tego ulepszać, ani upiększać. A najlepsze jest to, że większość osób, które krytykują iPhone'a, nigdy w życiu go nie używały... i nie mówię tutaj o testowaniu w iSpocie czy zabawie egzemplarzem kumpla. Nie miałeś nigdy iPhone'a? W takim razie nie mów, że Twój samsung jest od niego lepszy, bo tego nie wiesz...

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1)