Problem fragmentacji Androida to przede wszystkim problem w głowach blogerów
Google co miesiąc udostępnia statystyki dostępności poszczególnych wersji Androida na podstawie zebranych tygodniowych danych z urządzeń, które łączyły się ze sklepem Google Play. Co jakiś czas (niektórzy też co miesiąc) blogerzy podnoszą raban w temacie fragmentacji, z którą Google dość słabo sobie radzi. Tylko co z tego?
08.10.2015 | aktual.: 12.10.2015 22:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Brutalny świat Androida
Statystycznie Android to przede wszystkim Samsung. Producentów jest jednak wielu - każdy może sobie wyprodukować smartfona z Androidem, w dodatku przez ostatnie kilka lat naroiło się na rynku tzw. b-brandów.
Google nie ma takiej kontroli nad swoim systemem, tak jak Apple nad kilkoma swoimi urządzeniami na krzyż. Google ma kontrolę tam, gdzie tworzy (współtworzy) swoje urządzenia. W świecie Androida są to Nexusy, tanie smartfony Android One i specjalne wersje z czystym Androidem (Google Play Edition). I tam też te statystyki nie wyglądają źle.
Owszem, gdy rusza tzw. rollout aktualizacji, to dla przykładu jeden Nexus 7 dostanie update dziś, drugi (ten sam model) za dwa tygodnie. Pod tym względem iPhony i iPady radzą sobie dużo lepiej, ale generalnie z szybkością aktualizacji i długości wspierania urządzeń nie jest źle.
Zgoła inaczej sytuacja wygląda tam, gdzie kontrolę mają przede wszystkim producent i operator. Czyli niemalże wszędzie indziej. Reguła jest taka, że niektóre flagowe smartfony wyjątkowo szybko dostają najnowszą aktualizację, starsze flagowce czekają trochę dłużej i w dodatku zwykle zostają ze starą wersją nakładki (macham m.in. do Ciebie, Samsungu). Średnia i niska półka zwykle dostaje jedną większą aktualizację po czasie lub prawie nic (np. tylko drobne łatki albo mniejszą aktualizację). W końcu zaraz pojawiają się ich następcy o tych samych parametrach i przy okazji wychodzi na to, że te same podzespoły jednak nie są za słabe na najnowszego Androida.
Statystyki, statystyki, statystyki...
Blogerzy widzą ogromny problem w tym, że statystycznie nowe wersje Androidów w zasadzie nie istnieją. Temat jest chwytliwy, komentujący z chęcią pod takim wpisem wyleją trochę swojej frustracji. Na szczęście ostatnio dostrzegam większą świadomość komentujących, którzy takie bezsensowne wpisy zdecydowanie bardziej krytykują, a niżeli bronią.
Bariera 25%
Co rok Google chwali się nową wersją Androida. Co rok trafia ona na ok. 25% urządzeń i dopiero z czasem dana wersja częściej pojawia się w statystykach wraz ze sprzedażą nowych urządzeń Samsunga, LG, Sony itp., które na starcie mają już tamtego Androida, a poprzednie modele stopniowo są aktualizowane.
Nikt nie porusza jednak kwestii rzadko aktualizowanych b-brandów i tak oczywistego faktu, że wiele osób po prostu nie chce lub nie wie jak zaktualizować swój telefon. Bo po co? Ulubione gry działają, aplikacje są aktualizowane, chmura działa, dzwoni? Dzwoni.
Problem?
Użytkownicy Androida nie gonią za nowościami. Spora ich cześć nawet nie wie, że wyszła nowa wersja systemu, w ogóle więc na nią nie czeka. To są użytkownicy, którzy przeszli z Nokii i innych Sony Ericssonów do świata smartfonów, bo praktycznie nie mieli już wyjścia. Świadomi użytkownicy wybierają smartfony, które są aktualizowane, zmieniają producenta jeśli ich w tej materii zawiedzie.
Oczywiście nie oznacza to, że nie mogłoby być lepiej. Istnieje wiele rzeczy, które można poprawić. Jedną z nich są późne aktualizacje. Samsung już pracuje z operatorami nad Androidem 6.0 dla Samsungów z serii S6. Co z S5, Note 4 i resztą? Aktualizacje będą, ale później. Analogiczna sytuacja dotyczy LG i Sony. Szybko dostaną zapewne Motorole, ale i z nimi różnie bywa. Każdy producent ma swoją politykę. Zanim większość ostatnich nowości otrzyma Androida 6.0 - Google wypuści Androida 6.1 z poprawkami... i tak w koło Macieju. Z jednej strony to rzeczywiście problem, a z drugiej to efekt masowości Androida i jego rozprzestrzenianie się za pomocą operatorów. Mało tego - użytkownicy cenią sobie nakładki ze względu na ich funkcjonalność, której brakuje czystemu Androidowi. Dlatego też np. tacy posiadacze Galaxy S6 po aktualizacji do 6.0 nie powinni czekać z wypiekami na twarzy na Androida 6.1 bo to Samsung dba o to, żeby jego telefonom niczego nie brakowało.
Pozostaje jeszcze kwestia zabezpieczeń. Użytkownicy nie muszą się interesować aktualizacjami, ale przez ich brak potencjalni hakerzy są zainteresowani nimi. Tylko czy aby na pewno? Nagłówki grzmią "miliony Androidów narażone na ataki, istotna luka w zabezpieczeniach!". Swego czasu na Windowsie chyba każdy z nas przeżył jakąś przygodę z wirusem (wina popularności systemu) i było to pewnie dawno temu.
Czy ktokolwiek z Was, posiadaczy Androida, został kiedykolwiek zaatakowany przez hakera, wykradł Wam dane, albo uszkodził telefon wysyłając złośliwego MMSa? Coraz więcej użytkowników zauważa, że pewne "problemy" najzwyczajniej w świecie są nadmuchiwane przez dziennikarzy i blogerów. Dlaczego? Bo te tematy się klikają, bo fajnie jest potem kogoś w komentarzach poobrażać. Istnieje nawet teoria spiskowa, mówiąca że to twórcom aplikacji-antywirusów zależy na nadmuchiwaniu takich problemów, blogerzy nieświadomie biorą udział w wykreowanej przez nich nagonce.
Ja w nią raczej nie wierzę. Wierzę w blogerskie uprzedzenia i clickbaity.