Producenci smartfonów mają dość. Wypowiadają wojnę przeciekom

Producenci smartfonów mają dość. Wypowiadają wojnę przeciekom

Producenci smartfonów mają dość. Wypowiadają wojnę przeciekom
Miron Nurski
10.07.2021 13:33, aktualizacja: 10.07.2021 15:33

Firmy Samsung, Apple i Xiaomi zdały się dojść do wniosku, że skala przecieków jest dziś zbyt duża.

Jeśli śledzisz przedpremierowe nowinki ze świata mobilnych technologii od kilku lat, zapewne twojej uwadze nie umknął postęp (?), jaki dokonał się na tym polu. Kiedyś określenie "przeciek" było adekwatne. Dziś należałoby je zastąpić o wiele bardziej obrazowym "tsunami".

Pamiętam, że gdy w 2014 roku jechałem na premierę Galaxy S5, pierwsze przedstawiające go zdjęcia trafiły do sieci kilka godzin przed pokazem. A i niektórzy obecni na miejscu pracownicy polskiego oddziału Samsunga nie byli w stanie ich zweryfikować, bo sami nie widzieli telefonu wcześniej.

A jak to wygląda teraz? Miesiąc przed premierą najnowszego Galaxy S21 po sieci hulał już komplet zdjęć prasowych wszystkich wariantów we wszystkich wersjach kolorystycznych oraz tabele ze szczegółowymi parametrami technicznymi. Większość danych była natomiast znana dużo, dużo wcześniej.

Granica między przeciekiem a marketingiem jest cienka i trudna do wskazania

Tajemnicą poliszynela jest to, że niektórzy producenci świadomie uchylają rąbka tajemnicy na temat nadchodzących produktów. W końcu przeciek to perspektywa darmowej reklamy oraz odciągnięcia uwagi od produktów konkurencji.

W pamięci utknęły mi targi IFA 2018. Dokładnie w dniu startu imprezy - gdy swoje nowe telefony prezentowały m.in. firmy HTC, Sony, BlackBerry czy Motorola - do sieci dziwnym trafem trafiło oficjalne zdjęcie promocyjne nadchodzącego iPhone'a XS w nowym kolorze, o czym rozpisywały się media na całym świecie.

Tak odciąga się uwagę od premier konkurencji
Tak odciąga się uwagę od premier konkurencji

Przypadek? Nie wiem, choć się domyślam.

Zdradzę wam w tajemnicy, że jeszcze kilka lat temu zdarzały się absurdalne sytuacje, gdy agencie PR reprezentujące producentów - głównie tych mniejszych - same wysyłały nam na skrzynkę mailową linki do artykułów z przeciekami na temat nadchodzących produktów.

Nic dziwnego, że producenci uczynili z przecieków broń. Walczyć jest z nimi trudno

Styczeń 2007. Steve Jobs prezentuje światu pierwszego iPhone'a, po czym oznajmia, że na półkach sklepowych wyląduje on dopiero w czerwcu. Dlaczego więc nie zdecydowano się na pokaz chwilę przed startem sprzedaży?

Szef Apple'a wyjaśnił wprost, że zdecydowano się na taki krok, by uniknąć przecieków. Jobs był świadomy, że gdy smartfon trafi do biur organów regulacyjnych, okazja zaskoczenia publiki przepadnie bezpowrotnie.

Mało który smartfon jest chroniony przed przeciekami równie skutecznie co pierwszy iPhone
Mało który smartfon jest chroniony przed przeciekami równie skutecznie co pierwszy iPhone

W proces powstawania, produkcji, dystrybucji i promocji popularnych smartfonów zaangażowanych jest tak wiele osób, że uniknięcie przecieków jest praktycznie niemożliwe. A jednak niektórzy próbują.

Swego czasu popularną praktyką było udostępnianie wybranym pracownikom nieprecyzyjnych, często błędnych danych. Gdy do sieci trafia specyfikacja zawierająca zawyżoną grubość telefonu lub złe wersje kolorystyczne, łatwo namierzyć źródło przecieku i wyciągnąć konsekwencje od niefrasobliwego pracownika.

Jako medium technologiczne często uczestniczymy w przedpremierowych pokazach nowych smartfonów. Zazwyczaj musimy podpisać umowę o zachowaniu poufności, która zakazuje przedwczesnej publikacji materiałów pod groźbą kary finansowej. Często liczonej w setkach tysięcy lub milionach złotych.

Popularnym zabezpieczeniem są spersonalizowane znaki wodne, które nakładane są na udostępnione przedpremierowo zdjęcia i filmy. Dokładnie takie znaki, jakie zostały zamazane na fotkach Samsunga Galaxy Z Flip 3, które trafiły do sieci kilka tygodni temu.

Znaki wodne okazały się nieskutecznym zabezpieczeniem przed wyciekiem
Znaki wodne okazały się nieskutecznym zabezpieczeniem przed wyciekiem

W zakładach produkcyjnych pracownicy mają często zakaz wnoszenia jakichkolwiek urządzeń uzbrojonych w aparaty. Dlatego na rynek raz po raz wciąż trafiają smartfony, które w ogóle nie mają funkcji robienia zdjęć.

Mimo zabezpieczeń oraz mniej lub bardziej usilnych starań, smartfony wyciekają na niespotykaną jeszcze kilka lat temu skalę. A to najwidoczniej zaczyna być dla film problemem. Czym innym jest zrobiona ziemniakiem fotka portu ładowania, która jedynie podgrzewa atmosferę przed premierą, a czym innym komplet materiałów promocyjnych, który każe zastanowić się nad sensem organizowania pokazu prasowego.

Osoby stojące za przeciekami na celowniku. Producenci smartfonów mają dość

Dziennikarz Max Jambor - który często publikuje przecieki ze stajni Samsunga - zdradził przed kilkoma dniami, że Samsung podjął walkę z wyciekiem informacji, powołując się na prawa autorskie do swoich zdjęć i filmów. Część przedpremierowych materiałów miała zniknąć z sieci w ciągu kilku dni i faktycznie tak się stało.

Znany leaker Evan Blass potwierdził doniesienia Jambora i sam usunął opublikowane przez siebie zdjęcia modeli Galaxy Watch 4 Classic, Galaxy Buds 2 oraz Galaxy S21 FE, choć... opublikował je raz jeszcze 3 dni później.

Serwis Phone Arena dowiedział się nieoficjalnie, że to nie jest ostatnie słowa Samsunga. Firma ma się przyłożyć do zapobiegania przeciekom w przyszłości.

Podobne działania podjąć miał niedawno Apple. Chiński internauta o nicku Kang - zajmujący pierwsze miejsce w rankingu najbardziej wiarygodnych źródeł AppleTrack - zdradził pod koniec czerwca, że skontaktowali się z nim prawnicy Apple'a w sprawie publikacji przedpremierowych informacji. Podobne listy miało trzymać jeszcze przynajmniej kilka innych osób.

To nie koniec przykładów. Na początku lipca bloger Sudhanshu Ambhore ujawnił, że dostał od indyjskiego oddziału Xiaomi 8-stronicowy dokument, w którym firma zarzuca mu nielegalną publikację szczegółów na temat smartfonu POCO M3 Pro 5G.

Pod koniec czerwca media obiegła natomiast informacja, że Xiaomi nałożyło na jednego z chińskich blogerów karę za złamanie embargo w 2020 roku i przedwczesną publikację materiałów poświęconych testowemu modelowi Mi 10 Ultra. Mowa o milionie juanów, czyli równowartości 590 000 zł.

Czy era przecieków dobiega końca?

Scenariusz zakładający całkowite unikanie przecieków jest raczej nierealny. Niewykluczone jednak, że wrócimy do czasów, gdy miesiąc przed premierą w sieci można było znaleźć co najwyżej niewyraźne zdjęcie nadchodzącego telefonu, a nie tonę grafik promocyjnych, tabelę ze specyfikacją, ceny, 5 reklam telewizyjnych i 30-minutową wideorecenzję.

Co chyba nie byłoby takie złe, prawda? Pokazy smartfonów owianych tajemnicą też mają swój urok.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (5)