Producenci w końcu dostrzegli potencjał w lifeloggingu i bardzo mnie to cieszy
Targi CES 2014 dobiegają właśnie końca. W tym roku w Las Vegas pojawiło się wyjątkowo dużo urządzeń z kategorii technologii noszonej.
10.01.2014 | aktual.: 10.01.2014 19:29
Czym jest lifelogging? W wielkim skrócie jest to przelewanie swojego życia na bajty za pomocą specjalnych akcesoriów, które nosimy cały czas przy sobie i kompatybilnych z nimi aplikacji. Funkcjonalność tych najprostszych sprowadza się do liczenia kroków, a te bardziej zaawansowane zapisują dane na temat pochłanianych przez nas posiłków i spalanych kalorii czy też prowadzą statystyki na temat naszego snu. Wszystko po to, by zmobilizować nas do poprawy jakości naszego życia.
Tematem lifeloggingu zainteresowałem się mniej więcej pół roku temu, kiedy dotarło do mnie, że praca za biurkiem niezbyt korzystnie wpływa na moje zdrowie, a i moje odbicie w lustrze jest większe, niż bym tego sobie życzył. Po przeczesaniu sieci doszedłem do wniosku, że warte uwagi są dwa akcesoria: Jawbone UP oraz Fitbit Flex. Ostatecznie wybór padł na to pierwsze ze względu na większą funkcjonalność. Dziś wiem, że był to jednocześnie najlepszy jak i najgorszy wybór, jakiego mogłem dokonać.
Dlaczego najlepszy? Bo dawno nie byłem tak zadowolony z żadnego zakupu i dzięki temu małemu gadżetowi wiem, że lifelogging to coś dla mnie. Cały czas miałem świadomość tego, że cała moja aktywność zapisywana jest w telefonie, a to zmobilizowało mnie to do tego, by wziąć się za siebie. Tylko po to, by na koniec dnia nie musieć oglądać statystyk, których wstydziłbym się przed samym sobą. Nic bowiem nie przemawia do mnie tak, jak liczby.
Opaska Jawbone UP świetnie radziła sobie nie tylko z liczeniem kroków, ale i szacowaniem przebytego dystansu. Raz w ramach eksperymentu włączyłem zapisywanie trasy w Google Maps i okazało się, że po przejściu ok. 3 km rozbieżność danych wskazywanych przez tę aplikację i opaskę to jedyne 60 m. Margines błędu wynosi zatem jakieś 2%. Dokładność jest naprawdę imponująca biorąc pod uwagę fakt, że przebyta odległość szacowana jest wyłącznie za pomocą czujnika ruchu przy uwzględnieniu podanego wcześniej wzrostu. Jednocześnie brak wbudowanego GPU-u sprawiał, że nie czułem się inwigilowany, bo wszystkie statystyki były jasne wyłącznie dla mnie. To naprawdę fajne uczucie, gdy w każdym momencie mogłem wyciągnąć z kieszeni telefon i z czystej ciekawości sprawdzić ile kilometrów przeszedłem 17 dni temu albo jaka odległość dzieli mnie od sklepu, z którego właśnie wróciłem.
To, co jednak zaważyło na wyborze akurat tego akcesorium to funkcja inteligentnego budzika. UP w czasie snu jest w stanie wykryć fazę snu, w której aktualnie znajduje się użytkownik i obudzić go w idealnym momencie za pomocą delikatnych wibracji. Działało to naprawdę świetnie i w końcu każdego dnia budziłem się rześki i wypoczęty.
No właśnie. Działało. Jak już bowiem wspomniałem, wybór tej opaski był jednocześnie najgorszą decyzją, jaką mogłem podjąć. Cóż, Jawbone UP zająłby prawdopodobnie niechlubne pierwsze miejsce w każdym rankingu najbardziej awaryjnych gadżetów ubiegłego roku. Albo i całej dekady. Opaski te psuły się na potęgę i ciężko znaleźć kogoś, kto jest/był posiadaczem egzemplarza działającego bezawaryjnie przez 2 miesiące. Mój padł po kilku tygodniach, a sklep najwidoczniej znał problem, bo zwrot przyjął bez żadnych pytań, choć po takim czasie wcale nie musiał.
Nie zmienia to jednak tego, że sama idea lifeloggingu trafia do mnie w 100%. Tym bardziej cieszy mnie fakt, że tą kategorią produktów zainteresowało się kilku gigantów technologicznych, a owoce ich pracy można było zobaczyć w Las Vegas.
Jedną z najbardziej interesujących nowości jest opaska Lifeband Touch firmy LG. Gadżet o tyle interesujący, że poza monitorowaniem naszej aktywności może on wyświetlać powiadomienia ze smartfona i służyć do kontrolowania odtwarzacza muzyki, czyli de facto pełnić rolę smartwatcha. Jest to sprytny zabieg, bo powoli nastają czasy, gdy fani mobilnych technologii będą musieli zdecydować, jakiego rodzaju urządzenie chcą umieścić na swoich nadgarstkach.
Nieco inaczej do tematu podeszło Sony, które przedstawiło światu niewielkie akcesorium o nazwie Core. Pełni ono rolę rdzenia, który będzie mógł być doczepiany do bransoletek i w przyszłości - być może - zegarków, wisiorków i innej galanterii. Pomysł również ciekawy, bo nie przywiązuje użytkownika to jednego rodzaju gadżetu. Szkoda tylko, że w pierwszej kolejności na rynku dostępna będzie wyłącznie opaska SmartBand.
Oczywiście teraz, nauczony doświadczeniem, podchodzę już do tego typu urządzeń ze znacznie większym dystansem i na pewno nie zakupię niczego przed przeczytaniem tony recenzji i opinii. Niemniej jednak z zaciekawieniem przyglądam się wszystkim nowościom i cieszy mnie fakt, że w końcu będzie w czym wybierać. Lifelogging to naprawdę świetna sprawa.