Samsung Galaxy S20 w naszych rękach. Świetne smartfony skryte za marketingowym bełkotem
Długo oczekiwany Samsung Galaxy S20 wreszcie ujrzał światło dzienne. Miałem okazję spędzić z nim kilkadziesiąt minut blisko tydzień przed premierą i powiem tak: inżynierowie odwalili kawał dobrej roboty, ale dział marketingu niekoniecznie.
11.02.2020 | aktual.: 11.02.2020 21:17
Całą serię Samsung Galaxy S20 szczegółowo omówiliśmy w osobnym wpisie. Tu skupię się na wstępnej opinii po ok. 1,5 godziny zabawy.
Samsung Galaxy S20, S20+ i S20 Ultra mają kapitalne ekrany 120 Hz
Przez wiele lat flagowe samsungi miały ekrany o parametrach wyśrubowanych praktycznie pod każdym względem. W ostanim czasie ustępowały jednak konkurencji w kwestii częstotliwości odświeżania.
Pierwsze smartfony z panelami 120 Hz pojawiły się w 2017 roku, a Samsung wciąż konsekwentnie pozostawał przy 60 Hz. Sytuacja była o tyle absurdalna, że to ta firma odpowiadała za produkcję szybkich paneli stosowanych przez wielu rywali.
Cała seria Galaxy S20 ma ma jednak ekrany zdolne wyświetlać obraz w 120 klatkach na sekundę. Animacje są dzięki temu ultrapłynne, a sama jakość obrazu - jak to u Koreańczyków bywa - wzorowa. Po raz pierwszy od kilku lat można już z czystym sumieniem stwierdzić, że nowy samsung ma najlepszy wyświetlacz na rynku.
Miałem obawy dotyczące wyglądu Samsungów Galaxy S20, ale na żywo prezentują się dużo lepiej
Moje obawy dotyczyły przede wszystkim modelu S20 Ultra i jego wysepki z aparatami. Na zdjęciach promocyjnych wygląda ona karykaturalnie, ale gdy weźmie się telefon do ręki, wrażenie to znika. Po prostu widać, że ma się do czynienia z telefonem skrojonym pod fotografię mobilną. I słusznie.
Minusem jest jednak dla mnie jego rozmiar. Co prawda dzięki opływowym kształtom S20 Ultra leży w dłoni lepiej niż mniejszy Galaxy Note10+, ale 6,9 cala to za dużo, by zapewnić komfortową obsługę jedną ręką w każdej sytuacji.
Jeśli chodzi o gabaryty, moim faworytem jest 6,2-calowy Galaxy S20. Nie za duży, nie za mały. Taki prima sort.
Ogromny atut mniejszych wersji to także szerszą paleta wariantów kolorystycznych. Niebieski wymiata!
Nie jest więc tak, że S20 Ultra deklasuje pozostałych przedstawicieli serii pod każdym względem. Te mają się czym bronić.
Samsung Galaxy S20 ma sporo przemyślanych smaczków w oprogramowaniu
Samsung mocno chwali się zoomem w nowych smartfonach. Do samej jakości przybliżenia jeszcze przejdziemy, ale od strony interfejsu funkcja zrealizowana jest wzorowo.
W chwili zoomowania w rogu pojawia się szerszy kadr, na którym zaznaczony jest przybliżony fragment. Bardzo ułatwia to uchwycenie konkretnego obiektu.
W Galaxy S20 dopracowano także interfejs trybu nocnego aparatu. W S10 i Nocie10 podczas korzystania z tej funkcji pojawia się okrąg informujący o postępie, ale tak naprawdę użytkownik nie dostaje jasnej informacji zwrotnej, kiedy proces rejestracji obrazu się zakończy. S20 wyświetla natomiast płynną, czytelną animację z paskiem postępu, wyraźnie inspirowaną interfejsem iPhone'a 11. Od razu lepiej.
Inna sztandarowa cecha całej serii to nagrywanie filmów 8K. Rynek telewizorów o tak wysokiej rozdzielczości dopiero raczkuje, ale Samsung zadbał o to, by korzystanie z tej funkcji miało sens nawet w sytuacji, gdy ktoś nie dysponuje odpowiednim ekranem.
Po pierwsze - podczas odtwarzania wideo w rogu pojawia się przycisk, który pozwala zapisać klatkę obrazu. Co istotne, telefon nie robi w tym momencie zrzutu ekranu, lecz zapisuje obraz uwzględniając wszystkie zarejestrowane piksele. Innymi słowy - z filmu 8K można wyciągnąć 33-megapikselowe zdjęcia.
Po drugie - wbudowany odtwarzacz wideo pozwala przybliżać obraz gestem uszczypnięcia. Z filmu 8K da się wycisnąć mnóstwo detali, więc nawet przy kilkukrotnym przybliżeniu obraz pozostaje nieskazitelnie ostry.
Analogicznie Samsung wykorzystał możliwości 108-megapikselowego aparatu Galaxy S20 Ultra. Po przybliżeniu zdjęcia w tak wysokiej rozdzielczości pojawia przycisk odpowiedzialny za zapisanie wyświetlonego fragmentu jako osobnej fotografii. A fotki o takiej rozdzielczości są mega szczegółowe.
Wszystkie funkcje związane z rozszerzoną rzeczywistością zostały zamknięte w osobnej zakładce aplikacji aparatu. Mnie szczególnie spodobał się tryb pozwalający "przymierzyć" wirtualne okulary. Co istotne, są to faktycznie markowe modele, które można kupić.
To wszystko pokazuje, że ktoś pogłówkował nad tym, by wykorzystanie sprzętowych możliwości Galaxy S20 Ultra było jak najprzyjemniejsze i najefektywniejsze. To się ceni.
Z tym 8K Samsung trochę jednak namieszał
Aby nagrać film 8K potrzebna jest matryca o rozdzielczości przynajmniej 33 Mpix. W Galaxy S20 Ultra aparat główny ma 108 Mpix, więc w jego przypadku problemu nie ma. Ale już w S20 i S20+ główny sensor ma 12 Mpix.
W przypadku mniejszych modeli smartfon po wybraniu rozdzielczości 8K przełącza się na sensor 64 Mpix. Tak, ten sam, który służy do zoomowania. Sęk w tym, że dodatkowy aparat ma niższej jakości optykę. Podczas zamkniętego pokazu nie było warunków, by to dokładnie sprawdzić, ale podejrzewam, że Galaxy S20 i S20+ mogą nagrywać lepszej jakości obraz w rozdzielczości 4K niż 8K.
Zoom 100x w Samsungu Galaxy S20 Ultra jest bezużyteczny. Nie rozumiem tego marketingowego cyrku
Krótka historia dla szerszego kontekstu. W ubiegłym roku światło dzienne ujrzał Huawei P30 Pro uzbrojony w peryskopowy teleobiektyw generujący 5-krotne przybliżenie optyczne. Chińczycy chwalili się 10-krotnym zoomem hybrydowym bez wyraźnej straty jakości oraz nawet 50-krotnym zoomem cyfrowym. Przy czym jakość zoomu 50x pozostawiała wiele do życzenia.
W odpowiedzi na ten ruch OPPO zaktualizowało oprogramowanie swojego Reno 10x Zoom dodając funkcję zoomu 60x, przy czym - podobnie jak w przypadku Huaweia - była to jedynie sztuka dla sztuki. Ot numerek, który można umieścić w materiałach promocyjnych z nadzieją, że nikomu nigdy nie przyjdzie do głowy weryfikacja marketingowych deklaracji.
Myślałem, że Samsung jest już producentem na tyle dojrzałym, że nie będzie miał ochoty na branie udziału w tym cyrku. I skoro firma chwali się "Space Zoomem" 100x, ten naprawdę będzie działał jak należy. Cóż, myliłem się.
Niestety nie pozwolono mi zgrać zdjęć zrobionych Samsungiem Galaxy S20 Ultra, ale wierzcie mi na słowo - zdjęcia ze zbliżeniem 100x nie nadają się do niczego. To festiwal szumu, poruszeń i gigantycznych pikseli.
Zrobiłem kilka zdjęć na różnym poziomie przybliżenia. Przy zoomie 10x zdjęcia pozostają ostre jak żyleta. Przy 20x artefakty dość mocno rzucają się w oczy. Fotek z wyższym przybliżeniem raczej nie miałbym ochoty publikować gdziekolwiek, choć jestem jeszcze ciekaw, jak Galaxy S20 Ultra poradzi sobie z fotografowaniem Księżyca.
Analogicznie kiepsko sprawuje się 30-krotny zoom cyfrowy z 64-megapikselowego aparatu Galaxy S10 i S10+. Akceptowalna jakość pozostaje mniej więcej do wartości 3x.
Biuro Samsunga, w którym odbył się przedpremierowy pokaz Galaxy S20, było oklejone plakatami promującymi 100-krotny zoom. Na funkcji tej skupiony był także krótki spot promocyjny, który miałem okazji obejrzeć. Dodatkowo napis "Space Zoom 100x" znalazł się na samej obudowie. To wszystko pozwala mi przypuszczać, że cały marketing wypasionego flagowca oparty jest akurat o tę funkcję, która sprawuje się beznadziejnie.
Żeby było zabawniej, do sieci trafiły zdjęcia prototypu Samsunga Galaxy S20 Ultra, na którego obudowie umieszczono napis "10x". Wygląda na to, jakby dział marketingu do samego końca wahał się, którą wartość promować.
Trochę to przykre, bo to kawał świetnego smartfonu, który ma masę mocnych atutów. A jednak Samsung postanowił go promować marketingową ściemą.
Nie twierdzę oczywiście, że Samsung Galaxy S20 ma zły aparat
Bynajmniej. W ciągu ok. 90 minut spędzonych z telefonem zrobiłem kilkadziesiąt zdjęć w możliwie jak najbardziej zróżnicowanych warunkach i zapowiada się naprawdę dobrze.
Nowe modele zdają się przede wszystkim dużo lepiej od poprzedników radzić sobie w ciemności. A i ten nieszczęsny zoom w Galaxy S20 Ultra ma ogromny potencjał, o ile nie przekracza się wartości 10x.
W mojej ocenie dział marketingu przeciął jedynie dział marketingu, bo to najpewniej on uznał, że dopisanie jednego zera do materiałów promocyjnych to dobry pomysł.
Tak czy inaczej, mamy mocnych kandydatów do tytułu flagowca roku
Wiem, wiem, mamy dopiero luty, ale - powiedzmy sobie szczerze - kto w nadchodzących miesiącach może przebić to, co pokazał Samsung?
Huawei może zastosować wyśrubowany hardware, ale brak usług Google'a jeszcze długo będzie poważnym problemem. Apple nie jest firmą specjalnie zainteresowaną technologicznym wyścigiem. Cała reszta może konkurować z Galaxy S20 co najwyżej ceną.
Lada moment Galaxy S20 trafi do mnie na dłuższe testy i będę mógł przyjrzeć się mu bliżej. Szczególnie intryguje mnie jego aparat.
Zobacz również: