Seria Androidowych braków - krótkie rozważania
„Smutno mi, ponieważ po raz kolejny zmarnowano wspaniały pomysł. Smutno mi, ponieważ liczyłem na znacznie więcej. Wreszcie smutno mi dlatego, że kiedy byłem dziesięcioletnim „młodym gniewnym”...” (CD Action 06, 1997).
14.09.2014 | aktual.: 14.09.2014 11:55
Tak zaczyna się recenzja jednej z polskich gier przygodowych w magazynie CD Action z 1997 roku, (dla ścisłości nr 13 / 06, 1997, str 78). Dlaczego smutno?
Artykuł jest recenzją gry opartej na komiksie z serii „Kajko i Kokosz”. Dlaczego autorowi jest smutno? Gra nie dorównała chwilom spędzonym w młodości z komiksami Christy. Czy było to spowodowane złą jakością gry? Wierzę autorowi na słowo, chociaż sam swego czasu bawiłem się grą równie fajnie co oryginalnym komiksem (który przeczytałem później, być może stąd moja mniej krytyczna ocena gry).
Nie zmierzam jednak do oceny gry, czy jakimkolwiek rozważaniom nad wspomnianym tytułem. Wstępem autora z CD Action próbuję nawiązać do współczesnych gier. „Smutno mi” bo dziś efekciarstwo zastępuje tą swego czasu stalową, niezniszczalną grywalność. „Smutno mi”, ponieważ tą mroczną miodność zastąpiły pustawe kolory tęczy. Gdy byłem tym trochę ponad „dziesięcioletnim młodym gniewnym”, gry wciągały swymi odcieniami szarości (bo takie wtedy były, szare mroczne, pikselowate i przepełnione pasją twórców).
Podobnie było ze wspomnianym „Kajkiem i Kokoszem”, który to tytuł nie był w żadnym stopniu hitem, ale urok miał, zwłaszcza dla wygłodniałych fanów Christy (autor Kajka i Kokosza), a i ja, jako w tamtym czasie, zaledwie lekko zaznajomiony z twórczością pana Christy, sporą przyjemność z gry miałem.
Gry prą do przodu. Technika, grafika zapiera dech w piersiach, a grywalność... Zestarzeliśmy się my, czy może gry są nadal super grywalne, tylko nic nam o tym nie wiadomo? Zdaję sobie sprawę, że nie piszę do każdego. Młodsi gracze ekscytują się nowymi tytułami i nie w głowie im sięgać po stare tytuły, pełne pikselozy i do tego problematyczne, jeżeli chodzi o uruchomienie pod nowymi systemami. Chociaż nie twierdzę też, że nie zrozumieją tematu. To kanał otwarty, a dyskusja byłaby bardzo ciekawa. Jednak wierzę, że głównie ludzie, którzy mieli styczność z tamtymi, klasycznymi tytułami rozumieją o co chodzi.
Wystarczy wspomnieć takie już niestety klasyki jak „Alien Trilogy”, „MDK”, „POD”, „Dungeon Keeper” (wiem, wiem, ale to producent zepsuł tytuł na smartfony, oryginał się nadal broni), „Neverhood”, „Dark Colony” czy „Outlaws”. W całym tym rozważaniu zadaję sobie pytanie: Czy to gry tak bardzo poszły do przodu, czy może ja się zestarzałem? Szczerze mówiąc myślę, że prawda leży gdzieś pośrodku. Gry są dziś bardziej kolorowe (nawet bardziej niż rzeczywistość), prawie fotorealistyczne, często (podobnie jak dzisiejsze horrory) bardziej brutalne niż emocjonujące czy straszne. Szkoda, ale najwyraźniej tego właśnie chce dzisiejszy rynek. Ewentualnie, może jest podobnie jak z telefonami – producent decyduje o tym czego chce rynek. A przecież rynek zawsze chce. Tylko nie zawsze wie czego.
Chcemy nieśmiertelnej, starej dobrej klasyki na smarfonach. Legalnej, uczciwej i oficjalnej. Niechby Ci, którzy nie grali, zakosztowali „elektronicznych arcydzieł”. Bo nie dość, że dzisiejsze sprzęty udźwigną tamte tytuły bez najmniejszego problemu (z palcem w... usb), to na pięciocalowych kolosach gra byłaby nawet całkiem wygodna, zważywszy na to, że na nowszych systemach (stacjonarnych) i tak trzeba by się posiłkować emulatorami...