Polskie szkolnictwo jest oderwane od technologicznej rzeczywistości
Nie uważacie, że system oświaty w Polsce jest całkowicie niedostosowany do dynamicznie zmieniających się realiów?
19.04.2016 | aktual.: 22.04.2016 18:47
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
"Ucz się tabliczki mnożenia; nie będziesz miał zawsze kalkulatora przy sobie"
Jeszcze w latach 90. takie zdanie regularnie powtarzał prawdopodobnie każdy nauczyciel matematyki na tej planecie. Dziś wiemy, że nie mogli się oni bardziej pomylić...
W szkołach i na uczelniach spędziłem 17 lat, czyli ponad 60 proc. mojego 27-letniego życia. I nie, do wyliczenia tego nie przydał mi się wzór skróconego mnożenia; wystarczył kalkulator, który - o dziwo - cały czas spoczywa w mojej kieszeni. Przez większość tego czasu głównie zapamiętywałem rzeczy, które:
- nigdy mi się nie przydadzą;
- mogę dziś wygooglać w sekundę.
Dostęp do wiedzy jest dziś łatwiejszy niż kiedykolwiek wcześniej, a system oświaty zdaje się całkowicie ten fakt ignorować
Najłatwiej jest to sobie uświadomić patrząc na dzieciaki, które w dobie tanich tabletów dźwigają w plecakach tonę podręczników. Ich minusem, wbrew pozorom, jest nie tylko waga i niemożność zaktualizowania zawartych w nich danych.
Zawsze byłem zdania, że od samej wiedzy cenniejsza jest umiejętność myślenia. Wiedza z czasem zanika, ale myślący człowiek zawsze znajdzie sposób na to, by znaleźć informację, której potrzebuje. Szkoła tego nie uczy. Dzisiejszy nastolatek w dorosłym życiu nie będzie w poszukiwaniu wiedzy przeczesywał książek, więc każąc mu uczyć się z podręczników sprawia się, że będzie miał większe lub mniejsze problemy z wyszukiwaniem informacji w sieci.
A społeczeństwo korzystać z sieci nie potrafi
Tak moi drodzy, większość ludzi korzystających na co dzień z internetu nie radzi sobie z wyszukiwaniem informacji, bo - umówmy się - wklepanie prostego hasła w Google'a i zapoznanie się z notką na Wikipedii ciężko nazwać wyszukiwaniem informacji. Wykładowca prowadzący warsztaty dziennikarskie, na które chętnie uczęszczałem, zwykł mawiać: "jeśli gówno do komputera wsadzisz, to gówno z niego wyjmiesz". I właśnie to ludzie (również młodzi) z reguły robią.
Wy - osoby interesujące się technologiami - raczej nie macie z tym większych problemów, ale spójrzcie na swoich "atechnologicznych" znajomych. Czy podczas dyskusji potrafią wyciągnąć telefon i tak sformułować pytanie w Google'u, aby rozwiać czyjeś wątpliwości? Czy wiedzą, na jakich witrynach warto szukać informacji z poszczególnych dziedzin? Czy wiedzą, jak przy użyciu Google'a przeszukać zawartość konkretnego serwisu? Czy potrafią odróżnić wiarygodne źródło od niewiarygodnego i zweryfikować zdobytą informację? Nie sądzę, bo - o ile nie trafili na wyjątkowo ambitnego nauczyciela - w szkole nikt ich tego nie nauczył.
Nie twierdzę oczywiście, że szkoła powinna uczyć wyłącznie obsługi Google'a
Często spotykam się z opinią, że jeden wspólny program nauczania obejmujący ludzi o różnych pasjach i predyspozycjach zabija indywidualizm i kreatywność. Że uzdolniony plastycznie uczeń nie powinien tracić czasu na kucie na blachę nazw wszystkich stolic na świecie, jeśli nie znosi geografii.
Mogłoby się więc wydawać, że szkoła powinna jedynie przeprowadzić szybki kurs wyszukiwania informacji, a potem ułożyć program zajęć pod zainteresowania poszczególnych uczniów. Nie sądzę jednak, aby takie coś miało szansę wypalić.
Szkoła jest jak szwedzki stół - możesz spróbować wszystkiego i znaleźć to, co smakuje ci najbardziej
Problemem jest tylko i wyłącznie to, że nawet jeśli już znajdziesz ulubione danie, przez kilkanaście lat stoi nad tobą sztab ludzi pilnujących, abyś codziennie jadł wszystkie potrawy i to niekoniecznie w takich ilościach, na jakie masz ochotę. Efekt? Najpewniej w końcu zbrzydnie ci cała zawartość stołu.
Idealna szkoła byłaby miejscem, w którym uczniowie mogliby liznąć wiedzy z różnych dziedzin, a nauczyciele pilnowali jedynie, by ci nauczyli się poszerzać ją samodzielnie przy użyciu nowych technologii. Miejscem przygotowującym do życia w czasach, które dopiero nadejdą i uczącym korzystania z narzędzi, które dopiero się popularyzują lub jeszcze nie istnieją. Miejscem, które nie wysysa bezcelowo naszej najcenniejszej waluty - czasu.