Te wszystkie żappki i lidl plusy mogłyby się przysłużyć ludzkości. Wystarczy wprowadzić jedną funkcję
Aplikacje sklepowe nie wykorzystują pełni swojego potencjału. Może pora, by ktoś przetarł szlaki?
Dziś niemal każda duża sieć sklepów ma własną aplikację. Dzięki nim użytkownicy mogą zyskać dostęp do promocyjnych ofert, ale tak naprawdę apki przysługują się przede wszystkim sklepom. Dzięki nim mogą one chociażby monitorować preferencje zakupowe swoich klientów, a tym samym bardziej precyzyjnie zarządzać swoim asortymentem.
Ciężko jest jednak oprzeć się wrażeniu, że potencjał ogromnych ilości danych gromadzonych przez sklepy jest marnotrawiony. A uświadomił mi to jeden tweet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dlaczego aplikacje sklepowe nie informują o wycofanych partiach produktów?
Ostatnio przypadkiem natknąłem się na tweeta Polskiej Agencji Prasowej z informacją o szkodliwych substancjach, które znaleziono w kilku partiach popularnych pistacji. Jako że produkt zagraża zdrowiu klientów, został wycofany ze sprzedaży.
Ten komunikat nie jest niczym niezwykłym, bo podobne ostrzeżenia pojawiają się w mediach praktycznie codziennie. Jaka jest jednak szansa, że trafią one do ludzi, którzy zdążyli już skażone produkty kupić i umieścić w swoich szafkach i lodówkach?
Tu pojawia się pytanie - dlaczego aplikacje sklepowe w takiej sytuacji nie wysyłają powiadomień o wycofanych produktach bezpośrednio do osób, które zdążyły je kupić? A przynajmniej przeglądając oficjalne opisy i regulaminy popularnych apek nie znalazłem informacji na temat takiej funkcji.
Czy zbudowanie takiego systemu byłoby zbyt kosztowne? A może sklepy boją się, że komunikaty o skażonych produktach wywołałyby złe skojarzenia u klientów? Tego nie wiem. Wiem jednak, że chętniej robiłbym zakupy w sklepie, który jasno zadeklarowałby, że poinformuje mnie, jeśli w jajkach, które kupiłem dwa dni wcześniej, zostanie wykryta salmonella.
Miron Nurski, redaktor prowadzący Komórkomanii