To się nazywa smartfon premium! Test Nothing Phone (2)
Szukasz telefonu, który wyróżnia się z tłumu, a przy tym jest po prostu bardzo dobry? Nothing Phone (2) może być smartfonem dla ciebie.
31.08.2023 | aktual.: 11.09.2023 12:35
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
W świecie smartfonów chyba najbardziej nie lubię urządzeń będących po prostu nieprzemyślanym i niekonsekwentnym zlepkiem podzespołów.
Ile widziałem już smartfonów, których lokomotywą marketingową jest ładny design, ale jednocześnie mają obudowy z taniego plastiku czy kiepskie wibracje, które odbierają im cały urok. Albo smartfonów z wypasionymi ekranami, ale fatalnymi głośnikami mono, które zabijają całą frajdę z oglądania filmów czy grania w gry. Albo smartfonów w turbowydajnymi procesorami, ale małą ilością RAM-u, która sprawia, że pod obciążeniem urządzenie i tak się dławi.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Taki brak konsekwencji sprawia, że wiele smartfonów jest tak naprawdę dla nikogo. Bo gdy już jakaś cecha może kogoś zachęcić, to okazuje się, że została ona okupiona jakimiś dyskwalifikującymi kompromisami.
Z Nothing Phone'em (2) jest inaczej
Szefem brytyjskiego startupu jest facet zajarany technologią i to czuć. Nothing Phone (2) jest bardzo geekowski, ale jednocześnie wyjątkowo dopracowany i przemyślany.
Kilka miesięcy przed premierą telefon został zapowiedziany hasłem "premium!". I naprawdę widać, że wizja stworzenia urządzenia z górnej półki przyświecała inżynierom, projektantom i programistom na każdym etapie.
Design? Dla mnie Nothing Phone (2) to absolutnie najładniejszy smartfon na rynku
Oczywiście wygląd telefonu to kwestia wyjątkowo subiektywna, ale dla mnie Nothing Phone (2) to bezapelacyjnie numer 1. Nawet jeśli komuś taka stylistyka nie przypadnie do gustu, to ciężko nie docenić tego, ile rzeczy zrobiono tu dobrze.
Przezroczysta obudowa wyróżnia się z tłumu, ale jej "inność" nie jest największym atutem samym w sobie. Wnętrze zaprojektowane jest ze smakiem, a samo obserwowanie tych wszystkich detali sprawia mi frajdę.
Wisienką na torcie są oczywiście świecące paski LED, ale do tego elementu jeszcze przejdziemy.
Przód Nothing Phone'a (2) również idealnie trafia w mój gust. Połączenie płaskiego ekranu, małych i symetrycznych ramek oraz niewielkiego otworu to dla mnie najlepsze, co da się wyciągnąć z dzisiejszej technologii.
Na użytych materiałach także nie oszczędzano: obudowę wykonano ze szkła, a płaską ramę z aluminium. Widać też postaranko w symetrycznym rozłożeniu przycisków i otworów, a taka dbałość o detale kojarzy się - no właśnie - z segmentem premium.
Zastosowany silnik wibracyjny nie jest najlepszy z możliwych (tu OnePlus 11 wciąż wygrywa), ale jest dobrej jakości i nie wpływa negatywnie na przyjemność korzystania z telefony.
Mieszane uczucia wywołują u mnie jedynie delikatnie zaoblone plecki Nothing Phone'a (2). Dzięki bardziej opływowym kształtom smartfon zdecydowanie lepiej leży w dłoni niż "jedynka", ale całkowicie płaska bryła poprzednika wyglądała w mojej ocenie nieco bardziej elegancko. Coś za coś.
Odczucia premium potęgują także mniejsze smaczki jak nietuzinkowe opakowanie czy przezroczyste akcenty na przewodzie USB i szpilce do tacki SIM. Już podczas rozpakowywania czuć, że ma się do czynienia z wyjątkowym produktem.
Nawet producenci dwukrotnie droższych flagowców mogliby się uczyć dbałości o detale od Nothing.
Świecąca obudowa Nothing Phone'a (2) potrafi więcej, ale to akurat dla mnie bez większego znaczenia
Głównym wyróżnikiem smartfonów Nothing są paski LED ulokowane pod przezroczystą obudową. W tej generacji zostały one podzielone na więcej niezależnie podświetlanych stref, dzięki czemu Phone (2) nauczył się nowych sztuczek.
Interfejs Glyph potrafi teraz m.in. sygnalizować poziom głośności po kliknięciu przycisku na obudowie...
... odmierzać czas po włączeniu minutnika czy zamówieniu ubera...
... lub sygnalizować nadejście powiadomienia z wybranej aplikacji zapalając pasek w górnym prawym rogu.
Oprogramowanie Nothing Phone'a (2) pozwala teraz również ręcznie aktywować wszystkie paski LED po dłuższym przytrzymaniu wirtualnego przycisku latarki w szybkich ustawieniach. Emitowane przez nie światło jest subtelniejsze niż to z diody doświetlającej, więc taka alternatywna latarka może się przydać w sytuacji, gdy nie chce się świecić ludziom po oczach.
Kolejna nowość to aplikacja Glyph Composer, która pozwala tworzyć własne dzwonki. Ręcznie zaprogramować można zarówno sekwencje dźwięków, jak i świateł, choć jest to funkcja dość prymitywna. Tak naprawdę całość sprowadza się do zmiany kolejności predefiniowanych dźwięków i odstępów między nimi.
Czy to wszystko jest przydatne? W mojej ocenie tak sobie, bo włączając minutnik czy zwiększając głośność wolę patrzeć w ekran niż nieprecyzyjny pasek na obudowie.
Dla mnie największą robotę robi to, że obudowa fajnie świeci, gdy ktoś dzwoni lub przychodzi powiadomienie.
Paski LED to po prostu efektowne dopełnienie i tak dopieszczonego wzornictwa, które nadaje Nothing Phone'owi (2) jeszcze więcej uroku i charakteru.
Producent Nothing Phone'a (2) włożył też sporo serca w oprogramowanie
Gdy przed rokiem testowałem "jedynkę", oprogramowanie miało trochę niedociągnięć w kwestii kosmetyki czy stabilności. Gdzieniegdzie interfejs miał problemy z wyświetlaniem polskich znaków, a raz po raz pojedyncze apki wyłączały się bez ostrzeżenia.
W Nothing Phonie (2) oprogramowanie jest znacznie bardziej dopieszczone. Przez kilka tygodni nie trafiłem w zasadzie na żadne poważniejsze błędy.
Doceniam też, ile wysiłku włożono w wizualną spójność interfejsu. W oprogramowaniu Nothing OS 2.0 pojawiła się opcja przerobienia absolutnie wszystkich ikon na monochromatyczne.
W podobnej stylistyce utrzymane są także systemowe widżety, przez co cały pulpit może zachować jednolitość, jakiej nie widziałem jeszcze w żadnym smartfonie z Androidem.
Nothing Phone (2) pozwala nawet przerobić na widżet dowolny przycisk z panelu z szybkimi ustawieniami. Dzięki temu można bezpośrednio z pulpitu włączyć latarkę, tryb samolotowy czy hotspot.
Zresztą nie tylko z pulpitu, bo widżety można umieścić także na ekranie blokady, a nawet Always-On Display. I tutaj również widać dbałość o wizualne smaczki.
Nothing OS nie ma aż tylu autorskich funkcji i aplikacji co One UI Samsunga czy MIUI Xiaomi. Ale te, które są, są przydatne i dopracowane, więc z oprogramowania Nothing Phone'a (2) korzystało mi się bardzo dobrze.
Wzrost ceny Nothing Phone'a (2) jest spory, ale uzasadniony
Nothing Phone (2) w wersji 8/128 GB kosztuje 2999 zł. Poprzednik startował przed rokiem z poziomu 2299 zł.
700 zł z generacji na generację to sporo, ale warto odnotować, że wielu producentów decyduje się na podobne wzrosty bez żadnego większego uzasadnienia. Tymczasem Nothing Phone (2) wnosi naprawdę sporo istotnych zmian pod maską.
Po pierwsze, średniopółkowy Snapdragon 778G+ został zastąpiony przez Snapdragona 8+ Gen 1, który wydajnościowo zrównał go z ubiegłorocznymi flagowcami. Nothing Phone (2) wciąż nie jest absolutnie najszybszym smartfonem na rynku, ale jego wydajność jest - w mojej ocenie - w zupełności wystarczająca. Z bardziej wymagającymi zadaniami jak render filmów 4K radzi sobie nawet o połowę szybciej niż poprzednik.
Po drugie, zwykły panel OLED 120 Hz został zastąpiony przez topowy panel LTPO o zmiennej częstotliwości odświeżania, który cechuje się dużo niższym zużyciem energii. Maksymalna jasność wzrosła ponadto o 1/3, dzięki czemu obraz na Nothing Phonie (2) jest lepiej widoczny w słońcu.
Po trzecie, moc ładowania wzrosła z 33 do 45 W, dzięki czemu czas ładowania zjechał poniżej godziny.
Nie zabrakło też bardziej oczywistych usprawnień jak nowa matryca aparatu czy poprawione głośniki. Poprawione, ale wciąż nie wybitne, bo jednak brakuje im basu, przez co lepiej sprawdzają się podczas oglądania wideo czy grania niż słuchania muzyki.
W mojej ocenie te zmiany usprawiedliwiają wzrost ceny o 700 zł, a całość za niespełna 3000 zł się broni.
Aparat Nothing Phone'a (2) jest dobry, ale nie wybitny
Nothing Phone (2) ma:
- aparat 50 Mpix (1/1,56 cala) z przysłoną f/1,9 i optyczną stabilizacją obrazu;
- aparat 50 Mpix z obiektywem ultraszerokokątnym f/2,2 i trybem makro.
Podobne wyposażenie (choć z matrycą starszej generacji) miał już poprzednik. O ile jednak w telefonie za 2300 zł takie parametry były ponadprzeciętnie dobre, o tyle w telefonie za 3000 zł są już raczej dość zwyczajne. Można kręcić nosem choćby na brak jakiegokolwiek teleobiektywu.
A co z jakością samych zdjęć? Tu na szczęście wstydu nie ma. Nothing Phone (2) rejestruje dużo szczegółów i zazwyczaj dobrze dobiera balans bieli, w efekcie czego kolory nie są przekłamane, mimo że oprogramowanie lubi je delikatnie podsycić.
Jedynie HDR - choć potrafi pokazać pazur - działa dość niekonsekwentnie. W dzień Nothing Phone (2) umie rozpiętością tonalną przebić ponad dwukrotnie droższego iPhone'a 14 Pro...
... ale już w bardziej kontrastowych nocnych sceneriach lubi bardziej przyciąć cienie. Co jednak niekoniecznie jest wadą, bo to raczej kwestia preferencji.
Dość niekonsekwentnie działa również tryb portretowy. Raz odcinanie pierwszego planu od tła zaskakuje mnie podczas fotografowania bardzo złożonych scenerii...
... a innym razem wykłada się na absolutnych podstawach.
Warto jednak odnotować, że Nothing z ponadprzeciętnie wysoką częstotliwością wypuszcza aktualizacje dopieszczające aparat, więc wszelkie niedociągnięcia mogą zostać szybko wyeliminowane.
Mocnym atutem Nothing Phone'a (2) jest na pewno obiektyw ultraszerokokątny, który - jak na tę klasę cenową - zazwyczaj wyjątkowo skutecznie dotrzymuje kroku aparatowi głównemu.
Mnie do pełni szczęścia brakuje teleobiektywu lub chociaż porządnego zoomu cyfrowego.
Sumarycznie Nothing Phone (2) pod względem fotograficznych możliwości nie daje ani jakichś przesadnie wielkich powodów do narzekań, ani do zachwytu. Ot przyzwoity aparat.
Bateria Nothing Phone'a (2) spisuje się bardzo dobrze
Bałem się, jak zmiana wyjątkowo energooszczędnego Snapdragona 778G+ na topową jednostkę wpłynie na baterię, ale - jak się okazało - niepotrzebnie.
Podczas użytkowania sprowadzającego się do przeglądania sieci, oglądania YouTube'a, korzystania z Messengera, robienia zdjęć i słuchania muzyki, Nothing Phone (2) wyciągał u mnie ok. 7 godzin na ekranie. W trybie czuwania oprogramowanie jest łaskawe dla akumulatora, więc dwie doby z dala od gniazdka u wielu osób będą na wyciągnięcie ręki.
Ładowanie? Od 1 do 100 proc. w ok. 58 minut, co jest wynikiem dalekim od dzisiejszych rekordów, ale lepszym niż we flagowcach Apple'a czy Samsunga. Oprócz tego Nothing Phone (2) obsługuje 15-watowe ładowanie bezprzewodowe oraz 5-watowe zwrotne, które umożliwiają np. ładowanie słuchawek.
Czy warto kupić Nothing Phone'a (2)?
Nothing Phone (2) zachwycił mnie w dwóch aspektach. Po pierwsze - design, jakość wykonania i ogólne doświadczenie premium. Po drugie - jak wyważony jest to smartfon.
W cenie 3000 zł można znaleźć telefon z bardziej zaawansowanym ekranem (np. Honor 90), lepszym i bardziej funkcjonalnym aparatem (np. Galaxy S21 FE) czy dużo szybszym ładowaniem (np. Infinix Zero Ultra). Większość z nich ma jednak większe i mniejsze braki w innych aspektach.
Nothing Phone (2) ma natomiast świetny design, bardzo dobry ekran, solidny aparat, wysoką wydajność, przyzwoite głośniki stereo, dobre wibracje, ładowanie bezprzewodowe i zwrotne oraz certyfikat odporności na zachlapania. Żaden z tych aspektów - za wyjątkiem wzornictwa - w pojedynkę może i nie zachwyca, ale sumarycznie jest to bardzo solidny zestaw jak na 3000 zł.
Jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny, Nothing Phone (2) jest mocnym kandydatem na smartfon roku.
Miron Nurski, redaktor prowadzący Komórkomanii