Twórcę RSS nie obchodzi los Readera. W końcu mamy alternatywy
W przyrodzie ponoć nic nie ginie i wydaje się, że podobne prawo obowiązuje również Internet. Gdy Google zdecydowało się ostatnio zamknąć swoją popularną usługę, ogromna radość ogarnęła konkurencyjne firmy, które przygotowywały podobne rozwiązania.
17.03.2013 | aktual.: 17.03.2013 18:00
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Na blogu usługi Feedly czytamy, że w zaledwie 48 godzin po ogłoszeniu planów wyszukiwarkowego giganta, ponad pół miliona osób zdecydowało się przetestować konkurencyjne rozwiązanie. Biorąc pod uwagę tak duże liczby, trudno uwierzyć w zapewnienia Google'a o spadającym zainteresowaniu Czytnikiem. Nawet jeśli producent z Mountain View rzeczywiście odnotowywał w tym segmencie spadki, mogło to wynikać prawdopodobnie z braku istotnych zmian w tym narzędziu już od dłuższego czasu.
Spoglądając szerzej na działania wyszukiwarkowego giganta w ostatnich kwartałach, coraz widoczniejsze jest jednak skupienie na kluczowych produktach. Choć Reader bez wątpienia był przez wielu lubiany, dla Google'a nie miał zbyt dużej przyszłości z oczywistego powodu: do śledzenia nowych wydarzeń ma służyć Google+.
Sieć społecznościowa Google'a oczywiście na razie niezbyt dobrze nadaje się do przeglądania nowych informacji. Animowane GIF-y co prawda bardzo ubarwiają ten serwis, jednak do porannej kawy wciąż zdecydowanie lepiej nadaje się Czytnik albo ręcznie wybieranie adresów ulubionych witryn. Gdyby amerykański koncern wcześniej pokazał, że ma do zaoferowania realną alternatywę dla Readera wewnątrz Google+, bez wątpienia mógłby w ten sposób zachęcić wielu użytkowników do przyjrzenia się serwisowi. Niestety na razie nie wspomniano o takim scenariuszu ani słowem.
Jeśli więc Google planuje zamknąć swoją usługę, konkurencyjnym firmom nie pozostaje nic innego, jak tylko przyjąć internautów z otwartymi rękami do siebie. Feedly w związku z ogromnym napływem użytkowników musiało uruchomić dodatkowe serwery, a wzrosty bez wątpienia były zauważalne również na innych stronach tego typu.
RSS nie umrze?
W świecie, gdzie Google jest czasem używane zamiennie ze słowem "internet", zamknięcie Czytnika kanałów RSS jest bardzo ważnym krokiem. Nie brakowało serwisów, które wręcz wróżyły koniec życia popularnych kanałów RSS, podobnie jak kiedyś jedna decyzja Steve'a Jobsa o usunięciu Flasha z iPada, zadecydowała o przyszłości tej wtyczki.
Dave Winer, jeden z ojców RSS, jest jednak dobrej myśli. W jego komentarzu na temat zamknięcia Readera, wyraźnie wybrzmiewa jego niechęć do wyszukiwarkowego giganta:
Nie będę za tym tęsknił. Nigdy tego nawet nie używałem. Nie ufam w pomysł, że interesy tak dużej korporacji jak Google mogą być tak podobne do moich, bym mógł im powierzyć wszystkie moje wiadomości. I poza tym, nie uważam, że podejście do wiadomości, jak do skrzynki odbiorczej e-maili jest odpowiednie. Kogo obchodzi, ile ma nieprzeczytanych wiadomości? Lubię potok napływających wiadomości i mam wiele niezłych strumieni, które sprawiają, że jestem na bieżąco z niusami i podcastami.
Dla mnie informacja o liczbie nie przeczytanych wiadomości była jednak istotna, bo w przypadku blogów czy witryn, gdzie nowych wpisów przybywa bardzo powoli, można szybko ocenić, jak duże mamy zaległości. Widocznie jednak wynalazca RSS śledzi raczej strony, których nie czyta od deski do deski. Sądząc po niechęci do Google'a, raczej nie korzysta też z Gmaila...
Konkurenci pełni radości
Użytkownicy, którzy nie skorzystają z Google Readera, będą mieli dwa wyjścia. Mogą zacząć wykorzystywać jeden z serwisów społecznościowych do śledzenia wiadomości, bądź przenieść się do konkurencyjnej usługi. Ostatecznie jest to też dobry pretekst do tego, by wreszcie porzucić codzienne czytanie dużej liczby wiadomości, a po prostu skupić się na kilku ulubionych witrynach.
Prawdopodobnie większość użytkowników, która nie przepada za zmianami, zdecyduje się jednak skorzystać z konkurencyjnego rozwiązania - najlepiej niezbyt odbiegającego od Readera. Ciekawą alternatywą jest Feedly, które oferuje aplikację na iOS, Androida, a także wtyczki dla najpopularniejszych przeglądarek. Twórcy narzędzia zapewniają, że migracja z Czytnika nie powinna sprawić kłopotów, a wyszukiwarkowy gigant z pewnością również nie będzie tego procesu utrudniał, by nie irytować dodatkowo użytkowników.
Dobrze też pamiętać, że Google już od jakiegoś czasu rozwija również usługę Currents dla urządzeń mobilnych, która umożliwia wygodne przeglądanie newsów. Całość nie dorównuje jednak pod względem popularności i liczby funkcji popularniejszym narzędziom tego typu, jak Pulse News, Zite czy Flipboard.
Do pierwszego lipca, gdy Google Reader zostanie ostatecznie zamknięty, bez wątpienia wszystkie najpopularniejsze narzędzia tego typu umożliwią łatwe importowanie listy kanałów z usługi wyszukiwarkowego giganta - w końcu rzadko zdarza się możliwość tak łatwego przejęcia użytkowników.
Podobnie jak jeden z twórców RSS, ja za Czytnikiem Google też nie będę tęsknił. Z jednej strony faktycznie coraz więcej interesujących treści znajduję po prostu w witrynach społecznościowych, a do dokładnego śledzenia wielu witryn użyć można innych usług. RSS nigdy nie należało do mainstreamu i pewnie nigdy nie będzie - większość zadowoli się mniej specjalistycznymi technologiami, które przy okazji same zaproponują więcej rozrywkowych treści.
W całej sytuacji ciekawa jest również postawa wyszukiwarkowego giganta, który pomimo ogromnego sprzeciwu, czy wręcz buntu ze strony internautów, nie ugiął się ani o milimetr: Google Reader zniknie zgodnie z planem, czy komuś się to podoba czy nie.
Choć ignorowanie głosu użytkowników nie wydaje się najlepszym sposobem prowadzenia biznesu, świadczy równocześnie o tym, że spółka z Mountain View ma dokładny plan i jest zdeterminowana w jego realizacji. Jeśli w imię skupienia się na naprawdę rewolucyjnych produktach, Google porzuca mniej przyszłościowe usługi, pozostaje tylko kibicować i trzymać kciuki, by się udało.