Za 5 lat korzystanie z elektroniki będzie znacznie przyjemniejsze, ale czeka nas bardzo bolesny okres przejściowy
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Do moich rąk trafił już Nexus 6P. Sam telefon omówię w pełnej recenzji, która pojawi się na łamach Komórkomanii wkrótce, a dziś chciałbym się pochylić nad jego jedną cechą. Cechą, którą w równym stopniu zdążyłem pokochać, co znienawidzić.
O czym mowa? O złączu USB typu C. Nexus 6P jest pierwszym testowanym przeze mnie telefonem (i urządzeniem w ogóle) wyposażonym w taki port i mam co do niego bardzo mieszane uczucia.
Początek naszej znajomości był wyjątkowo nieudany. Testowy egzemplarz odebrałem w Warszawie, po czym czekała mnie 400-kilometrowa podróż pociągiem do domu. Cieszyłem się, że drogę umili mi zabawa nowym telefonem, ale moje plany szybko zostały pokrzyżowane. Smartfon był niemal całkowicie rozładowany i - choć miałem przy sobie notebooka i sporego powerbanka - zaczęły się schody.
Do zestawu producent dołączył kabel USB-C - USB-C. Jako że ani mój laptop, ani powerbank takiego złącza nie mają, w grę wchodziło tylko podpięcie telefonu do gniazdka, którego akurat w pociągu nie było. Efekt? Do domu dojechałem z rozładowanym smartfonem i niemal pełnym powerbankiem...
Używając na co dzień urządzeń z portami Micro USB w zasadzie w ogóle nie martwię się o kable, bo wiem, że w awaryjnych sytuacjach zawsze znajdzie się ktoś, kto mnie podratuje. Z Nexusem 6P w kieszeni każdy wypad do znajomych czy rodziny wiązał się z kalkulowaniem w myślach, na jak długo wystarczy mi mocy i zastanawianiem się, czy nie powinienem czasem zabrać ze sobą ładowarki. Nikt z moich bliskich znajomych nie ma bowiem żadnego urządzenia z USB-C, a już tym bardziej przejściówki. Co więcej, zdobyć taki kabel nie jest łatwo, bo nie znajdzie się go w każdym sklepie z elektroniką.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przy tym wszystkim USB typu C ma mnóstwo zalet nie do przecenienia. Przykłady? Jest to złącze symetryczne, więc koniec z obracaniem kabla i podpinaniem go do telefonu dopiero po trzecim podejściu. USB-C pozwala na dwustronny transfer energii, więc telefon z takim portem może stać się powerbankiem. Ładowanie odbywać może się z wyższym natężeniem i napięciem, więc takim kablem można ładować nawet notebooki. Maksymalna prędkość przesyłu danych sprawia ponadto, że USB-C z powodzeniem może zastąpić HDMI. Innymi sławy, w przyszłości wystarczy jeden rodzaj kabla do połączenia ze sobą i ładowania większości gadżetów.
No właśnie, w przyszłości. Problem w tym, że zanim ta piękna wizja się ziści, czeka nas żonglowanie przejściówkami i korzystanie z różnych kabli, bo przecież mało kto będzie mógł sobie pozwolić na wymianę wszystkich urządzeń za jednym zamachem. Miną lata zanim USB-C będzie wszędzie.
USB typu C dziś - wada czy zaleta?
Nie pozostaje nam zatem nic innego jak przygotować się na to, że USB-C zmieni świat na lepsze, ale zanim to się stanie, zdąży napsuć nam krwi.