Sposób na nauczenie kultury, czy ochrona elektroniki...? Powodów wprowadzenia dziwacznego zakazu rozmawiania przez telefon komórkowy w warszawskich autobusach, nie udało się w sumie wyjaśnić.
Nie szkodzi. Grunt, że zostanie cofnięty.
Nie szkodzi. Grunt, że zostanie cofnięty.
Parę dni temu wypłynęła sprawa dość oryginalnych działań warszawskiego Zarządu Transportu Miejskiego. Zgodnie z relacjami, jakie dotarły do Życia Warszawy - zdarzało się, że kierowca zatrzymywał autobus i nakazywał zdziwionemu pasażerowi przerwać rozmowę lub wysiąść z pojazdu.
Co bardziej spostrzegawczy pasażerowie mówią, że w autobusach faktycznie można znaleźć naklejki z przekreślonym telefonem komórkowym. Zgodnie z regulaminem, w oznaczonych w ten sposób miejscach zakazuje się korzystania z komórek.
Tłumaczenia dotyczące tego zakazu były raczej mętne:
- Pierwsze mówi o tym, że miejska technologia komunikacyjna czyli autobusy w Warszawie są jak samoloty - używanie komórek zakłóca działanie stosowanych w nich urządzeń elektronicznych. Sęk w tym jednak, że te same pojazdy używane są w Trójmieście, gdzie telefony na ich elektronikę nie mają najwyraźniej najmniejszego wpływu.
- Zgodnie z drugą wersją, miał to być sposób na nauczenie pasażerów zasad dobrego wychowania.
Rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego Igor Krajnow wyjaśnił Życiu Warszawy:
To był jednostkowy przypadek. Nikt nie będzie nikogo więcej wypraszał z autobusu z powodu komórki. Nie po to sprzedaliśmy już 113 tys. biletów komunikacji miejskiej przez komórkę, żeby teraz zakazywać używania telefonów w autobusach.
Wygląda więc na to, że w autobusach będzie można dzwonić bez ryzykowania, że dalszą część trasy pokona się piechotą. Myślę jednak, że kwestie dotyczące zasad dobrego wychowania przy korzystaniu z komórek faktycznie, niektórzy mogliby wziąć sobie do serca.
Źródło: Życie Warszawy