Dużo zalet i jedna wada. Test Xiaomi Mi 10T Pro
20.10.2020 09:19, aktual.: 20.10.2020 11:19
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Xiaomi Mi 10T Pro to jeden z najlepiej wyposażonych smartfonów w swojej klasie cenowej. Lub - jak kto woli - jeden z najtańszych smartfonów o flagowej specyfikacji. Nie obyło się jednak bez kompromisów.
Na redakcyjne testy trafił Xiaomi Mi 10T Pro uzbrojony w aparat 108 Mpix z optyczną stabilizacją obrazu. Podstawowy Mi 10T ma aparat 64 Mpix bez stabilizacji i jest to jedyna różnica między tymi modelami.
W chwili publikacji artykułu Xiaomi Mi 10T Pro (8/128 GB) kosztuje 2499 zł, a Xiaomi Mi 10T (6/128 GB) 1999 zł.
Wyświetlacz Xiaomi Mi 10T Pro jest wyśrubowany, ale nie w tym aspekcie, którego bym oczekiwał
Topowy smartfon Xiaomi uzbrojony jest w ekran odświeżający obraz w 144 Hz. Póki co żaden dostępny na rynku telefon nie wykręcił lepszego wyniku. Animacje - jak można oczekiwać - są dzięki temu bardzo płynne, choć osobiście różnicy względem paneli 120 Hz nie widzę.
Panel pracuje w trybie adaptacyjnym. W zależności od aktualnie wyświetlanych treści, płynnie przełącza się między częstotliwościami 30, 48, 50, 60, 90 i 120 Hz w celu oszczędzania energii.
Xiaomi bardzo szczyci się technologią zwiększającą liczbę klatek na sekundę podczas odtwarzania wideo, ale trzeba mieć na uwadze, że ta nie każdemu przypadnie do gustu. Mnie sztuczne podbijanie płynności nie podoba się w żadnym urządzeniu, więc jeśli oglądacie na telefonie dużo filmów, polecam przed zakupem upewnić się, czy efekt was satysfakcjonuje. W ustawieniach nie znalazłem bowiem opcji pozwalającej na jego wyłączenie (choć podejrzewam, że ta zostanie dodana w jednej z nadchodzący aktualizacji).
Niestety jest to wyświetlacz LCD
Ekran Xiaomi Mi 10T Pro generuje stonowane kolory, które raczej nie sprostają wymaganiom fana nasyconych OLED-ów. Panel cechuje się ponadto przeciętną głębią czerni, w związku z czym absurdalne jest to, że smartfon już po pierwszym uruchomieniu wita użytkownika ciemną tapetą. Wylewająca się z panelu szarość od razu bije po oczach.
Jasność jest przyzwoita, ale daleka od OLED-owych rekordów, co latem może utrudnić obsługę telefonu w ostrym słońcu.
Poprzednik, Mi 9T, miał 60-hercowy ekran AMOLED, więc w mojej ocenie - choć każdy może mieć oczywiście inne preferencje - Xiaomi zaserwowało użytkownikom regres. Wyżej od płynności stawiam bowiem jakość obrazu.
Ba, nie jestem przekonany, czy w tej klasie cenowej wybór "albo-albo" był konieczny. OnePlus 8T kosztuje 2799 zł, a ma 120-hercowego AMOLED-a. Podobnie jak wyceniony na 2899 zł Samsung Galaxy S20 FE. Myślę więc, że Xiaomi celujące raptem w odrobinę niższą półkę cenową (2499 zł) mogło pójść na kompromis i dać przynajmniej organiczny wyświetlacz 90 Hz.
Wbudowane głośniki stereo są OK
Dźwięk jest przyjemny, ciepły i klarowny. Bas jest wyczuwalny bardzo delikatnie, ale jakość brzmienia jest na tyle dobra, że nawet słuchanie muzyki bezpośrednio ze smartfonu daje frajdę.
Nie są to jednak najgłośniejsze moduły na rynku. Jeśli więc ktoś dużo czasu spędza w hałasie i potrzebuje dobrych głośników, by słyszeć dzwonek, raczej powinien szukać dalej.
Z rozmowami głosowymi problemów jednak nie ma. Jako że górny głośnik pełni jednocześnie funkcję multimedialnego, sam w sobie jest ponadprzeciętnie głośny.
Wzornictwo Xiaomi Mi 10T Pro jest oklepane do bólu
Małe ramki, dziura w ekranie, prostokątna wysepka w rogu obudowy i połyskujące szkło bez żadnych wyszukanych wzorów - klasyka gatunku. Xiaomi Mi 10T Pro wygląda niemalże jak każdy telefon w 2020 roku.
Dzięki połyskującemu szkłu smartfon pewniej leży w dłoni niż zdobywające coraz większą popularność konstrukcje ze szkła matowego, ale nieprzyzwoicie łatwo zbiera zabrudzenia. Po kilkunastu dniach testów obudowa mojego egzemplarza była ponadto mocno pokryta mikrozarysowaniami. Na szczęście Xiaomi dokłada do zestawu silikonowy pokrowiec.
Certyfikatu wodoszczelności niestety brak.
Xiaomi zastosowało doskonałe wibracje, ale o - póki co - zmarnowanym potencjale
Wypuszczony na początku roku Xiaomi Mi 10 Pro miał bodaj najlepszy silniczek wibracyjny z jakim kiedykolwiek się spotkałem. Mi 10T Pro odziedziczył ten sam moduł.
Smartfon generuje wysokiej jakości haptyczne informacje zwrotne, ale z jakiegoś powodu w oprogramowaniu występują one rzadko. Mi 10 Pro skutecznie imitował pracę fizycznych trybików i pokręteł podczas nastawiania budzika czy korzystania z zoomu w aparacie. W Mi 10T Pro takich efektów nie uświadczyłem i nie dokopałem się do żadnych ustawień, które pozwoliłyby to zmienić.
Po testach Mi 10 Pro w pamięci utknął mi także ekranowy czytnik linii papilarnych, który podczas odblokowania generował przyjemne kliknięcie, dając przy okazji czytelną informację zwrotną o prawidłowym rozpoznaniu palca. W Mi 10T Pro skaner zintegrowany jest z przyciskiem zasilania i pozbawiony efektów wibracyjnych. Choć samo skanowanie przebiega ultraszybko i sprawnie.
Szkoda, że z jakiegoś powodu programiści postanowili zmarnotrawić potencjał tak znakomitego komponentu. Powodu nie znam, ale być może producent uznał, że często występujące wibracje w połączeniu z ekranem 144 Hz zbyt szybko pochłaniałyby baterię.
Wydajność Xiaomi Mi 10T Pro jest topowa
Połączenie Snapdragona 865 z 8 GB RAM-u i dobrze zoptymalizowanym oprogramowaniem sprawia, że ten smartfon to wydajnościowy wymiatacz. Wszystkie polecenia wykonywane błyskawicznie nawet w trybie 144 Hz.
Doskonale spisuje się także chłodzenie. Nawet pod dużym obciążeniem temperatura nie przekracza granicy komfortu.
W przypadku tego telefonu wysoka wydajność jest aspektem o tyle istotnym, że został on uzbrojony w aparat 108 Mpix. Już samo robienie i wyświetlanie zdjęć o wysokiej rozdzielczości wymaga mocy, ale Mi 10T Pro na szczęście spisuje się na medal.
W dzisiejszych czasach wielu konkurentom - również chińskim - zdarza się stosować znacznie mniej wydajnego Snapdragona 765 nawet w dużo droższych telefonach. Mi 10T Pro jest więc jednym z najszybszych smartfonów w swojej klasie cenowej, a przy tym ma tańszego odpowiednika w postaci Mi 10T za 1999 zł. Jeśli dla kogoś wydajność jest priorytetowa, nie zawiedzie się.
MIUI 12 zaserwowało mi niemiłe pierwsze wrażenie, ale system zyskuje przy bliższym poznaniu
Android 10 przykryty nakładką MIUI 12. Xiaomi projektując nową wersję interfejsu podjęło dość kontrowersyjną decyzję.
Obecny w MIUI 12 panel powiadomień został gruntownie przebudowany. Aby go rozwinąć, należy przeciągnąć palec od górnej lewej krawędzi ekranu. Prawa strona zarezerwowana jest dla nowego centrum kontroli, wyraźnie inspirowanego iOS-em.
Nie jestem fanem tego rozwiązania. Po pierwsze - wymaga to zmiany wypracowanych przez lata przyzwyczajeń, przez co często zamiast powiadomień rozwijałem panel z przełącznikami. Po drugie - gdy smartfon trzymany jest w prawej ręce, na tak wielkim ekranie dosięgnięcie kciukiem górnej lewej górnej krawędzi jest piekielnie trudne.
Na szczęście w ustawieniach można przywrócić stary panel powiadomień, ale podczas wstępnej konfiguracji system o tym nie informuje.
Im jednak dalej, tym lepiej. Po skrojeniu ustawień pod siebie MIUI 12 staje się bardzo przyjazne w codziennym użytkowaniu, pozostając przy tym bardzo lekką i żwawą nakładką. Inspiracja iOS-em widoczna jest jednak na każdym kroku bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Kulą o nogi MIUI 12 jest jednak panel LCD
Oprogramowanie pozwala na ustawienie ciemnego motywu, ale - z uwagi na zastosowaną matrycę - nie przekłada się to na niższe zużycie energii. Ponadto czarne tła nie wyglądają tak dobrze jak na OLED-ach.
Z oprogramowania wyparował też tryb Always-On Display, pozwalający na wyświetlanie godziny i innych danych na wygaszonym ekranie.
Xiaomi Mi 10T Pro ma dobry, funkcjonalny aparat
Rozkład elementów na tylnym panelu daje złudzenie, że Xiaomi zastosowało poczwórny aparat, ale tak naprawdę obiektywy są trzy. Czwarty moduł stanowi dodatkowy czujnik oświetlenia, wspomagający automatyczną regulację jasności ekranu.
Prostokątna wysepka skrywa:
- aparat główny 108 Mpix z przysłoną f/1,69 i optyczną stabilizacją obrazu;
- aparat 13 Mpix z obiektywem ultraszerokokątnym f/2,4;
- aparat 5 Mpix z obiektywem makro.
Rozczarowywać może brak teleobiektywu, ale z moich testów wynika, że matryca o gigantycznej rozdzielczości z nawiązką to rekompensuje. Poniżej różne poziomy zoomu cyfrowego.
Rezultaty są na tyle dobre, że dodatnie matrycy o niskiej rozdzielczości z teleobiektywem 2x czy nawet 3x raczej by nie pomogło. Różnicę zrobić mógłby jedynie obiektyw peryskopowy z naprawdę dużym przybliżeniem optycznym, ale w tej klasie cenowej nie można mieć wszystkiego.
Aparat główny wykorzystuje technologię łączenia pikseli 4:1, wypluwając w trybie domyślnym zdjęcia 25 Mpix. Co prawda można robić fotki w pełnych 108 Mpix, ale wówczas HDR jest wyłączany, co przekłada się na wzrost szczegółowości przy jednoczesnym drastycznym spadku rozpiętości tonalnej. Radzę więc pozostać przy tych 25 Mpix.
Aparat główny generuje w dzień ostre, przyjemne dla oka fotki o nieprzesyconych kolorach i dobrej dynamice. W nocy jakość zdjęć także jest dobra, choć w trybie automatycznym Xiaomi Mi 10T Pro ma tendencję do przepalania jaśniejszych fragmentów. Problem też można jednak rozwiązać włączając tryb nocny.
Zastosowany w Xiaomi Mi 10T Pro tryb nocny pozwala wyostrzyć zdjęcia i zwiększyć zakres dynamiczny, niwelując przepalenia, ale nie potrafi rozjaśnić drastycznie ciemnych scenerii. Poniżej przykład fotki zrobionej w trybie automatycznym i nocnym w ciemnej uliczce.
A tak poradził sobie uzbrojony w 108-megapikselową matrycę o takiej samej wielkości Samsung Galaxy Note 20 Ultra:
Oczywiście nie podaję tego przykładu po to, by wytykać Xiaomi Mi 10T Pro to, że w ciemności radzi sobie gorzej niż ponad dwukrotnie droższy flagowiec Samsunga. Widać jednak, że z tego hardware'u dałoby się wycisnąć coś więcej.
W trudniejszych warunkach oświetleniowych słabo radzi sobie jednak z obiektywem ultraszerokokątnym. Gdy światła jest mniej, pojawia się szum, a detale są rozmydlane. Niestety tryb nocny z tym aparatem nie współpracuje.
Wreszcie obiektyw makro, który nie jest bezużyteczny
Zazwyczaj traktuję obiektywy makro jako nienadające się do niczego zapchajdziury dodawane wyłącznie po to, by zwiększyć liczbę aparatów na ulotkach promocyjnych. Z Mi 10T Pro jest jednak inaczej.
Zastosowany obiektyw pozwala złapać ostrość z bardzo małej odległości (spójrzcie na przykład z 5-groszówką). A przy tym jakość zdjęć jest na tyle dobra, że można je wrzucić na Instagram bez wstydu.
Oprogramowanie aparatu Xiaomi Mi 10T Pro daje sporą przestrzeń do zabawy
Aplikacja aparatu jest nafaszerowana funkcjami, które pozwalają na osiąganie ciekawych efektów bez konieczności korzystania z dodatkowego oprzyrządowania.
Samych trybów długiego naświetlania jest sześć. Fotografując z ręki (!) można m.in. uwiecznić światła samochodów...
... spacerujących ludzi i przejeżdżające pojazdy...
... czy aksamitną wodę.
To wszystko - podkreślam - bez konieczności korzystania ze statywu. Co prawda po przerywanych liniach świateł widać, że nie jest to prawdziwe długie naświetlanie, lecz sklejka wielu zdjęć, ale efekt jest mimo wszystko zadowalający.
Jest też tryb pozwalający na klonowanie ludzi na zdjęciach oraz filmach. Działa doskonale i także nie wymaga statywu.
Xiaomi dodało także tryb Vlog, który pozwala na łatwe kręcenie filmów z efektownymi przejściami, które są w dodatku dopasowywane do podkładu muzycznego. Do wyboru jest kilka schematów.
Xiaomi Mi 10T Pro: wideo w trybie vlog
Jest i opcja kręcenia filmów 8K oraz wideo z użyciem przedniego i tylnego aparatu jednocześnie.
Szkoda tylko, że choć w oprogramowaniu Xiaomi Mi 10T Pro można znaleźć tak wiele "ponadprogramowych" funkcji, brakuje takiej błachostki jak możliwość zmiany obiektywu podczas filmowania.
Bateria Xiaomi Mi 10T Pro jest znakomita
Pojemność 5000 mAh jest spora, ale bałem się, że ekran 144 Hz i Snapdragon 865 pochłoną ją szybciej niż antyszczepionkowiec film z żółtymi napisami. Moje obawy okazały się jednak bezzasadne.
Podczas korzystania sprowadzającego się do przeglądania sieci, oglądania YouTube'a, słuchania muzyki, robienia zdjęć i korzystania z Messengera, spokojnie wyciągałem nawet 8-9 godzin na ekranie. Dwie doby na jednym ładowaniu są więc na wyciągnięcie ręki.
Do zestawu producent dokłada zasilacz 33 W, który pozwala naładować Xiaomi Mi 10T Pro do pełna w ok. godzinę, co jest bardzo dobrym wynikiem.
Niedogodnością dla niektórych może być jednak brak ładowania bezprzewodowego.
Czy warto więc kupić Xiaomi Mi 10T Pro?
Xiaomi stworzyło bardzo dobry i rozsądnie wyceniony telefon, ale nie dla każdego.
Z jednej strony Mi 10T Pro to jeden z nielicznych smartfonów w tej klasie cenowej, który łączy turbowydajność, łączność 5G, ekran o wysokiej częstotliwości odświeżania, dobry aparat i znakomitą baterię.
Z drugiej natomiast dla wielu osób barierą nie do przeskoczenia może być ekran LCD. Xiaomi miało już etap pakowania OLED-ów do smartfonów za mniej niż 1500 zł, więc osobiście powrót do panelu ciekłokrystalicznego - okupiony wyłącznie chęcią podkręcenia herców - odbieram jako krok wstecz.
Xiaomi długo słynęło też z tworzenia cenowych zabójców dla flagowców chociażby Samsunga. Tymczasem Mi 10T Pro jest już niebezpiecznie blisko Galaxy S20 FE, który co prawda ma plastikową obudowę i w najtańszej wersji został pozbawiony modemu 5G, ale nadrabia to genialnym ekranem AMOLED 120 Hz, znakomitym aparatem, ładowaniem bezprzewodowym, wodoszczelnością czy gwarancją trzech dużych aktualizacji Androida.
Mi 10T Pro jest - jak na Xiaomi - telefonem mało wyważonym, a bardziej skrojonym pod konkretne wymagania. Ubiegłoroczny Mi 9T był urządzeniem, które mogłem z czystym sumieniem polecić praktycznie każdemu, bo w każdym aspekcie wypadał w najgorszym razie przyzwoicie. Jego następca ma sporą wadę w postaci archaicznej matrycy. W dodatku trafił na rynek w momencie, w którym nawet Apple - firma najdłużej opierająca się modzie na OLED-y - nie wprowadziła na rynek ani jednego nowego smartfonu z panelem LCD.
Jeśli jednak ekran ciekłokrystaliczny nie jest dla kogoś przeszkodą, Xiaomi Mi 10T Pro nie da mu wielkich powodów do narzekań.