Xiaomi Mi Note Pro - bezkompromisowy phablet z Chin
Xiaomi po raz kolejny udowadnia, że Samsung, Sony czy LG nie będą miały łatwego życia. Oto nowy chiński flagowiec.
15.01.2015 | aktual.: 15.01.2015 12:05
Całkiem niedawno pies z kulawą nogą nie interesował się tym, co pokazują chińskie firmy produkujące smartfony. Teraz pisze o nich cały świat. Trudno się jednak dziwić - raczej nie miałbym oporów, by zastąpić mój obecny smartfon tym, co zaprezentowało właśnie Xiaomi.
Model Xiaomi Mi Note Pro to flagowiec w każdym calu. Urządzenie ma Snapdragona 810 i 4GB RAM-u. Azjaci lubią duże telefony, więc nie jest zaskoczeniem 5,7-calowy ekran o rozdzielczości QuadHD (515PPI). Ekran jest zrobiony przez Japan Display i wykorzystuje technologię Sharp NEGA, dzięki której panel ma mniejsze zapotrzebowanie na energię. Ekran tego typu jest między innymi w modelu Huawei Ascend Mate7. Oszczedności są potrzebne, bo Mi Note Pro ma baterię o pojemności 3090mAh. Dla porównania wspomniany Mate7 wyposażony jest w ogniwo o ponad 1000mAh pojemniejsze.
Oczywiście był powód, żeby wsadzić do phabletu relatywnie małą baterię. Obudowa urządzenia jest aluminiowa, smukła (6.95mm) i - bardzo zaskakujące - przypomina wyglądem nowego iPhone'a. Zresztą także osoby odpowiedzialne za oprogramowanie od dłuższego czasu inspirują się firmą z Kalifornii. W Chinach to jednak żaden grzech.
Xiaomi Mi Note Pro ma 4Mpix aparat z przodu i 13Mpix z tyłu. Główna kamera ma najpewniej tą samą matrycę, co inne chińskie flagowce firm współpracujących z Sony. Zdjęcia będą więc najprawdopodobniej niezłe, ale raczej nie na poziomie tych, z topowych smartfonów Samsunga, LG czy Sony.
Niezły może być natomiast dźwięk. Note Pro ma topowy przetwornik ESS ES9018K2M oraz dwa wzmacniacze Texas Instruments OPA1612. Oby muzyka brzmiała tak dobrze, jak specyfikacja.
Nowy flagowiec Xiaomi ma 64GB pamięci wewnętrznej i slot na dwie karty SIM. Do sprzedaży ma trafić 27 stycznia i będzie kosztować 3300 Yuanów, co przy obecnym kursie daje ok. 1950 zł. Gdyby urządzenie było dostępne w polskiej dystrybucji do tej kwoty należałoby doliczyć podatki i marże. Smartfon Xiaomi nie byłby wtedy tańszy od flagowców konkurencji, ale chyba zgodzicie się, że na pierwszy rzut oka raczej niczym im nie ustępuje.