YotaPhone 2 - jak sprawuje się połączenie smartfona z czytnikiem ebooków? [pierwsze wrażenia]
Nie ukrywam, że początkowo do telefonu z dwoma wyświetlaczami nastawiony byłem raczej sceptycznie. A może nawet nie tyle sceptycznie, co po prostu obojętnie. Oczywiście wiedziałem, że gdzieś coś takiego powstało, ale traktowałem ten telefon bardziej jako ciekawostkę. Pomysłową, owszem, może nawet i praktyczną, ale mimo wszystko tylko ciekawostkę. To się zmieniło, gdy tylko wziąłem YotePhone'a 2 do ręki, bo ten telefon mnie po prostu zachwycił.
Przede wszystkim bardzo dobre wrażenie robi design. To już oczywiście wyłącznie kwestia gustu, ale dzieło rosyjskich projektantów bez wątpienia może się podobać. Zaokrąglenia i symetria nasuwają przy tym skojarzenia z Nexusami, a najbardziej z Nexusem S.
Przedni panel - podobnie jak sam ekran - jest czarny. Z kolei tylny - podobnie jak drugi ekran - jest popielaty. Dzięki temu oba wyświetlacze zdają się być niemalże idealnie wtopione w obudowę, Zwłaszcza tył robi dzięki temu niesamowite wrażenie.
Niemniej w tej beczce miodu nie zabrakło niestety łyżki dziegciu - jeśli chodzi o wzornictwo, to walory estetyczne wzięły tutaj górę nad praktycznymi. Ze względu na wykorzystanie drugiego ekranu, plecy urządzenia pokryte zostały szkłem Gorilla Glass 3. Ich obły kształt sprawia, że gdyby w alternatywnej rzeczywistości projektanci starali się tworzyć telefony w taki sposób, by nie dało ich pewnie utrzymać w dłoni, YotaPhone 2 byłby absolutnym liderem rynku. Zaokrąglony i szklany tył jest potwornie śliski, przez co smartfon z łatwością zsuwa się z dłoni.
Na razie YotaPhone 2 nie wypadł mi z ręki ani razu, ale nie wiem, czy udałoby mi się tego uniknąć, gdybym korzystał z niego na co dzień przez wiele miesięcy. Tym bardziej, że 5-calowy ekran wymaga często małej gimnastyki.
Zanim przejdę do omówienia gwoździa programu, czyli ekranu E Ink, kilka słów o pozostałych cechach urządzenia. Po pierwsze - ekran główny (bo ten kolorowy na przodzie wciąż mogę nazywać głównym, prawda?). Jest to 5-calowy panel AMOLED o rozdzielczości 1920 x 1080 i zagęszczeniu 440 pikseli na cal. Ten co prawda nie może się równać z wyświetlaczami stosowanymi ostatnio przez Samsunga, ale to wciąż bardzo dobry wyświetlacz o świetnym nasyceniu kolorów i idealnej czerni. Zwłaszcza ten ostatni aspekt jest kluczowy przy tak zaprojektowanej obudowie.
Sercem smartfona jest Snapdragon 801 (4 x 2,3 GHz) wspierany przez 2 GB pamięci RAM, więc mamy do czynienia ze specyfikacją typową dla flagowców z drugiej połowy 2013 roku. To może lekko rozczarowywać, ale należy pamiętać, że żaden inny układ w historii rynku mobilnego nie starzał się tak wolno jak 800-tka. W dalszym ciągu jest to demon wydajności, a Android 4.4 KitKat pływa na nim bez zająknięcia.
Właśnie, oprogramowanie. Nie licząc dodatków stworzonych z myślą o drugim ekranie (nie czuję, że rymuję), jest to po prostu "czysty" KitKat ze wszystkimi jego zaletami (szybkość i stabilność) oraz wadami (uboga na tle konkurencji funkcjonalność). Szkoda że producent nie zdecydował się choćby na lekkie usprawnienia, bo obecnie nawet głupie włączenie/wyłączenie autorotacji wymaga odbycia wyprawy przez ustawienia. Więcej na ten temat napiszę jednak w pełnej recenzji.
Ok, teraz to, co tygryski lubią najbardziej. A jeśli jeszcze nie lubią, to na pewno polubią - 4,7-calowy ekran E Ink. Elektroniczny papier ma to do siebie, że pobiera niewielką porcję energii wyłącznie podczas odświeżania obrazu, a to daje producentowi niesamowite pole do popisu. Przede wszystkim tylny wyświetlacz jest aktywny przez cały czas, a Yota oddaje nam do dyspozycji dwa rodzaje ekranów głównych.
Pierwszy z nich to YotaCover, który składa się z tapety oraz kilku ikonek, przy których widoczna jest liczba nieprzeczytanych powiadomień. Informacje te nie będą zbyt cenne dla osób postronnych, dlatego jest to rozwiązanie idealne w sytuacjach, gdy musimy zatroszczyć się o swoją prywatność.
YotaCover to również świetny sposób na spersonalizowanie wyglądu telefonu, bo zmieniając tapetę wymieniamy de facto wzór na obudowie. Świetny bajer, serio. Wzór zmienia się zresztą nawet po uruchomieniu aparatu.
Drugim typem ekranu jest YotaPanel nieco bardziej praktycznych zastosowaniach. Mamy tutaj do dyspozycji widgety, które możemy umieszczać na ekranie: od zegarów, przez pogodynkę, kalendarz i skróty do kontaktów, aż po czytnik RSS-ów zintegrowany z aplikację Feedly.
Po wybraniu widgetu zegara obraz odświeża się oczywiście co minutę (czasem co dwie), ale nie zauważyłem, aby przełożyło się to na zwiększoną konsumpcję energii.
Oczywiście nie mogło tutaj również zabraknąć czytnika ebooków, w którym przy pierwszym uruchomieniu ujrzymy - a jakżeby inaczej - instrukcję obsługi. Nie ma na rynku lepszego telefonu do czytania książek niż YotaPhone 2.
Co jeszcze możemy wyświetlić na ekranie E Ink? Cóż, wszystko. Przeciągając palec od dolnej krawędzi głównego ekranu w górę możemy przerzucić cały interfejs na tylny panel.
Choć w taki sposób możliwe jest nawet granie w zaawansowane gry lub oglądanie filmów, większość tego typu czynności nie ma najmniejszego sensu. Na drugim panelu obraz wyświetlany jest bowiem w rozdzielczości 960 x 540 przy 234 ppi, 16 odcieniach szarości i jakichś 10 klatkach na sekundę.
Do czego drugi ekran warto zatem wykorzystywać? Na pewno do czytania tekstu i nie ma znaczenia, czy mówimy o ebookach czy artykułach w przeglądarce. W każdym przypadku zarówno bateria jak i oczy będą nam wdzięczne. Panel ten świetnie sprawdza się także do grania w proste gry logiczne. 2048, sudoku, warcaby i szachy przygotował zresztą sam producent.
Ekran E Ink ma także jedną olbrzymią zaletę, którą ciężko docenić o tej porze roku - perfekcyjną widoczność w pełnym słońcu. Wymaga on zewnętrznego źródła światła, przy czym im jaśniejsze, tym lepiej, więc czytanie ebooków na słonecznej plaży nie będzie stanowiło najmniejszego problemu.
Co ciekawe, jeśli korzystamy z tylnego wyświetlacza i obrócimy telefon w dłoni, ten sam to rozpozna i automatycznie zablokuje drugi panel.
YotaPhone 2 bardzo pozytywnie mnie zaskoczył, bo to po prostu kawał ładnego i przemyślanego urządzenia. Czy jednak na tle konkurencji wypada on na tyle korzystnie, by warto było zapłacić za niego ok. 2900 zł? Odpowiedź na to pytanie będę się starał znaleźć w pełnym teście, który pojawi się wkrótce.