ZTE Grand Era LTE - dobry smartfon, kiepski telefon [pierwsze wrażenia]

ZTE Grand Era LTE - dobry smartfon, kiepski telefon [pierwsze wrażenia]

ZTE Grand Era LTE (fot. wł.)
ZTE Grand Era LTE (fot. wł.)
Miron Nurski
13.06.2013 14:37, aktualizacja: 13.06.2013 16:37

Ostatnio w moje ręce wpadł smartfon ZTE Grand Era LTE. Po dwóch dniach korzystania z niego wiem, że jest to całkiem udany smartfon, ale jednocześnie bardzo nieudany telefon.

Na wstępie muszę zaznaczyć, że model ten nie jest, i prawdopodobnie nigdy nie będzie, dostępny na polskim rynku (przynajmniej oficjalnie). Tekst należy zatem traktować jako ciekawostkę o smartfonie z Dalekiego Wschodu (dostępny jest oficjalnie np. w Wielkiej Brytanii).

Gdy po kilku minutach używania modelu Grand Era LTE zajrzałem do specyfikacji, byłem zaskoczony, że na liście jego komponentów znalazłem wyświetlacz o przekątnej 4,5 cala. Smartfon jest bardzo zgrabny i byłem przekonany, że jego ekran jest o wiele mniejszy. Wprawdzie wrażenie to z pewnością potęguje fakt, że na co dzień korzystam z Note'a II, ale nawet porównując z Lumią 820 (4,3 cala) słuchawka ZTE zdecydowanie lepiej leży w dłoni.

Grand Era LTE i Lumia 820 - ekran blokady (fot. wł.)
Grand Era LTE i Lumia 820 - ekran blokady (fot. wł.)

Sam ekran cechuje się rozdzielczością 1280 x 720, co daje zagęszczenie 326 pikseli na cal, więc na ostrość wyświetlanego obrazu nie można narzekać. Kąty widzenia są również zadowalające, lecz przyczepić można się kolorów, które są dość blade. O dziwo jednak czerń sama w sobie jest zaskakująco głęboka, a biel przebija AMOLED-y Samsunga.

Przednia część obudowy została pokryta szkłem Gorilla Glass, a wizualnie - ze względu na jej kształt, proporcje i brak fizycznych przycisków - wygląda jak połączenie iPhone'a 5 i Nexusa 4.

Tył z kolei został w wykonany z plastiku, jednak jego jaśniejsza część bardzo dobrze imituje aluminium. Cała konstrukcja jest zbita i nie ugina się pod palcami, a jedynym zdejmowanym elementem jest znajdująca się w górnej części klapka, pod którą znalazły się moduły łączności oraz sloty na karty SIM oraz microSD. Ta część, w okolicy której znalazł się także moduł aparatu, jest wyraźnie pogrubiona, przez co całość ma lekkiego garba. Wszystkie wcięcia i uwypuklenia zostały jednak wykonane na tyle przemyślanie, że nie wygląda to jakoś specjalnie szpetnie. Wręcz przeciwnie, wizualnie smartfon przypadł mi do gustu.

ZTE Grand Era LTE (fot. wł.)
ZTE Grand Era LTE (fot. wł.)

Grand Era LTE pracuje pod kontrolą systemu Android w nie najświeższej już wersji 4.0 Ice Cream Sandwich. Producent postanowił tutaj nie ingerować w to, co wymagało poprawy, ale za to popsuł to, co było w porządku. Przykładem jest tutaj zmieniony ekran blokady, który nie tylko wizualnie gryzie się z resztą interfejsu w stylu Holo, ale i jest kompletnie niefunkcjonalny. Zamiast przesunięcia palcem wymaga on bowiem przytrzymania go przez chwilę na znajdującej się na środku ikonce. Trwa to zdecydowanie zbyt długo i na dłuższą metę jest strasznie uciążliwe.

ZTE Grand Era LTE - ekran blokady (fot. wł.)
ZTE Grand Era LTE - ekran blokady (fot. wł.)

Przesunięcie palca wyświetla z kolei skróty do wybranych aplikacji. O wiele wygodniejsze i szybsze jest przejście do którejś z nich, niż samo odblokowanie ekranu.

Oprogramowanie zostało dobrze zoptymalizowane pod dwurdzeniowy układ Snapdragon S4 MSM8960 z zegarem 1,5 GHz i 1 GB RAM-u, więc urządzenie pracuje płynnie i stabilnie. Również przeglądanie mocno przeładowanych grafikami stron internetowych przebiega sprawnie. Na razie nie miałem jeszcze okazji przetestować bardziej wymagających gier, jednak z pewnością uczynię to w pełnym teście urządzenia. Należy jednak podkreślić, że interfejs nie został spolszczony.

Model firmy ZTE jako smartfon spisuje się zatem całkiem nieźle. Niestety kompletnie leżą tutaj funkcje telefoniczne. Zdziwiło mnie, że telefon w moim domu cały czas połączony był z siecią 2G, podczas gdy wszystkie pozostałe urządzenia bez problemu łączą się z 3G. Wziąłem więc go na przejażdżkę autobusem po mieście i okazało się, że przez cały czas ciągnął dane wyłącznie przez EDGE, choć w ustawieniach zaznaczyłem, by automatycznie przełączał się między dostępnymi sieciami. Ręcznie przełączyłem się zatem na 3G (o LTE w mojej okolicy mogę zapomnieć), dzięki czemu przesył danych natychmiast ożył. Niestety w moim mieście również dostęp do sieci 3G  jest dość mocno ograniczony, więc telefon bez przerwy całkowicie gubił zasięg i drenował baterię próbując go złapać. Efekt? Po ośmiu godzinach stan baterii wyglądał tak: 

Zaznaczam jednocześnie, że w tym czasie smartfon używany był jedynie przez kilkanaście minut (co widać po procentowym użyciu ekranu).

Czym jest to spowodowane? Nie mam pojęcia. Możliwości jest wiele: mój egzemplarz jest wadliwy, jest to kwestia software'owa, która zostanie naprawiona w przyszłej aktualizacji, wina leży po stronie mojego operatora albo po prostu ten typ tak ma. Spróbuję do tego jeszcze dojść.

Źródło artykułu:WP Komórkomania
Oceń jakość naszego artykułuTwoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)