LG G Flex - smartfon stworzony dla geeka [test]
LG G Flex to urządzenie demonstrujące technologie, które południowokoreańskiej firmie udało się opracować przez ostatnie kilka lat. Czy oprócz tego jest wartym uwagi smartfonem?
31.03.2014 | aktual.: 01.04.2014 14:05
Specyfikacja
- wygięty 6-calowy ekran P-OLED o rozdzielczości 1280 x 720 (245 ppi);
- procesor Snapdragon 800 (4 x 2,26 GHz);
- 2 GB pamięci RAM;
- 32 GB pamięci wewnętrznej;
- aparat 13 Mpix z diodą doświetlającą;
- przednia kamerka 2,1 Mpix;
- moduł LTE;
- NFC;
- wymiary: 160,50 x 81,60 x 8,70 mm;
- waga: 177 g;
- slot na kartę micro SIM;
- Android 4.2 Jelly Bean.
Wygląd i wykonanie
LG G Flex to smartfon, który dzięki zakrzywionej konstrukcji cechuje się nietuzinkowym wyglądem. Nie sposób go pomylić z jakimkolwiek innym urządzeniem. Wygięcie, zwłaszcza przy włączonym ekranie, nadaje smartfonowi urok. Szkoda tylko, że obudowa jest ciemnoszara, a nie czarna. Ekran OLED na przednim panelu idealnie wkomponowany w czarną obudowę wyglądałby moim zdaniem lepiej.
Pod względem wzornictwa projektanci LG postawili na sprawdzone rozwiązania; Flex jest po prostu powiększoną i wygiętą G-dwójką z nieco szerszą ramką otaczającą ekran. Przód telefonu i jego boczne krawędzie pozbawione zostały jakichkolwiek przycisków fizycznych; wszystkie trzy (przyciski głośności i zasilania) ulokowano na tylnej części obudowy. Już w recenzji LG G2 pisałem, że nie jestem ani fanem, ani antyfanem tego rozwiązania - mam do niego neutralny stosunek. Z przycisku zasilania (który skądinąd pełni również funkcję diody powiadomień) i tak nie korzystam praktycznie w ogóle, ponieważ smartfona można zarówno blokować, jak i odblokować poprzez dwukrotne stuknięcie ekranu. Z kolei do regulowania głośności za pomocą tylnych guzików przyzwyczaiłem się bardzo szybko i nie mam z tym najmniejszych problemów, ale podczas korzystania z innego telefonu ani trochę nie brakuje mi tego rozwiązania. Naprawdę wygodne jest to tylko podczas prowadzenia rozmów głosowych, gdy po przyłożeniu telefonu do twarzy palec wskazujący faktycznie ląduje w tamtych okolicach.
Na tylnej pokrywie znajduje się także głośnik odpowiedzialny za odtwarzanie multimediów. Normalnie jego obecność w takim miejscu miejscu uznałbym za sporą wadę, gdyż często przekłada się to na wytłumianie dźwięku, gdy telefon leży na płaskiej powierzchni. Ze względu jednak na wycięcie obudowy problem ten w przypadku G Flexa nie występuje. Niemniej jednak lepszym rozwiązaniem byłoby umieszczenie dwóch głośników stereo na przednim panelu.
Czy wygięta obudowa ma jeszcze jakieś praktyczne zastosowania? Poza kwestiami multimedialnymi (o czym w dalszej części tekstu) zdaje egzamin podczas rozmów telefonicznych, gdyż dzięki zakrzywieniu telefon lepiej przylega do twarzy, a mikrofon ląduje bliżej ust. W przypadku smartfona o tych gabarytach (przypominam, że G Flex ma 6-calowy ekran) jest to spore udogodnienie.
Istotne jest również to, że phablet jest nie tylko wygięty, ale też w pewnym stopniu elastyczny, dzięki czemu można go np. wyprostować lub wygiąć jeszcze mocniej. Z pewnością uodparnia to całą konstrukcję na uszkodzenia mechaniczne, choć niestety niesie ze sobą pewne wady. Elastyczność sprawia bowiem, że poszczególne elementy obudowy nie są idealne spasowane i ta po prostu niemiłosiernie skrzypi. Najbardziej podczas wyginania, ale dopasowanie elementów jest na tyle luźne, że czasem wystarczy po prostu wziąć Flexa do ręki, by ten wydał z siebie donośny zgrzyt.
Obudowa ma również właściwości samoregenerujące, czemu poświęciłem osobny tekst. Przypomnę jedynie, że ślady użytkowania faktycznie znikają z powierzchni smartfona jak za dotknięciem magicznej różdżki, ale dotyczy to tylko niewielkich mikrorysek powstałych podczas przesuwania go po blacie stołu czy noszenia w kieszeni. Odradzam eksperymentowanie i umyślne rysowanie obudowy, bo może się to źle skończyć.
Czy zatem właściwości tego tworzywa to coś, czego będzie mi brakowało podczas korzystania z innych smartfonów? Stefan Kisielewski powiedział kiedyś, że "socjalizm bohatersko walczy z problemami nieznanymi w żadnym innym ustroju". Parafrazując jego słowa, mógłbym rzec, że LG G Flex bohatersko walczy z rysami nieobecnymi na innych typach obudów. Połyskujące tworzywo, którym pokryto tę słuchawkę, zbiera rysy łatwiej niż zdecydowana większość dostępnych na rynku smartfonów, więc sam fakt ich znikania nie daje użytkownikowi zbyt wielu wymiernych korzyści. To raczej sztuka dla sztuki i pokaz możliwości technologicznych. Świetna sprawa dla geeka, ale raczej nie dla przeciętnego użytkownika.
Wyświetlacz
Wykonany w technologii POLED wygięty ekran G Flexa ma 6-calową przekątną i matrycę Real RGB HD cechującą się rozdzielczością 1280 x 720 i zagęszczeniem 245 pikseli na cal. Taki współczynnik ppi odbiega od większości dzisiejszych flagowców, które już dawno przekroczyły barierę 400 punktów, ale też nie doskwiera podczas zwykłego użytkowania. Jedynie osoby przyzwyczajone do paneli Full HD w pierwszym momencie zauważą lekki spadek ostrości obrazu, co najbardziej rzuca się w oczy przy delikatnie poszarpanych czcionkach. Czy jest to wielki problem? To kwestia podejścia. Relatywnie niskie zagęszczenie pikseli w żaden sposób nie utrudnia pracy ze smartfonem, ale mogą znaleźć się osoby, które od urządzenia z najwyższej półki po prostu oczekują czegoś więcej. Choćby dla samej świadomości, że ekran jest tak dobry, że pojedyncze punkty trudno zobaczyć nawet pod lupą.
Pisałem już zresztą w osobnym tekście, że największą wadą tego panelu jest nie jego rozdzielczość, ale wypalanie się obrazu oraz ziarnistość (widać to gołym okiem).
Jest to bez wątpienia spora wada, której być nie powinno, ale paradoks polega na tym, że ten wyświetlany na ekranie ziarnisty obraz nie zawsze jest niemiły dla oka. Niektóre elementy interfejsu zdają się celowo imitować fakturę papieru drukarskiego, co daje nawet fajny efekt. Dopiero podczas przeglądania zdjęć, zwłaszcza z jednolitym tłem (np. niebo), wygląda to źle.
Poza tym wyświetlacz daje to, co w OLED-ach najlepsze: ultragłęboką czerń, świetny kontrast i niemal idealne kąty widoczności. Niemal, bo pod lekkim kątem jaśniejsze elementy zdają się wpadać w delikatny błękit. Nie jest to jednak coś, co szczególnie rzuca się w oczy. Kolory domyślnie są oczywiście mocno nasycone, ale w ustawieniach są dostępne trzy tryby ekranu: standardowy, jaskrawy oraz naturalny. Myślę, że po wyborze tego ostatniego nawet fani IPS-ów będą zadowoleni.
Wyświetlacz wyróżnia się też dobrą widocznością w pełnym słońcu. Jego wygięcie sprawia z kolei, że bardzo trudno jest odbić na nim światło w taki sposób, by uniemożliwiło to dostrzeżenie czegoś na ekranie.
Za pomocą funkcji KnockON można wybudzić (lub zablokować) smartfona poprzez dwukrotne tapnięcie w powierzchnię wyświetlacza. Miałem okazję porównać bezpośrednio działanie tej funkcji w LG G2 i tablecie G Pad 8.3. Muszę przyznać, że G Flex wypada na tym polu najlepiej. Pozostałym modelom z tej rodziny (zwłaszcza G Padowi) zdarza się nie wyłapać gestu, we Flexie natomiast problem ten występuje baaardzo rzadko.
Wydajność i szybkość działania
Snapdragon 800 (4 x 2,3 GHz), 2 GB pamięci RAM i grafika Adreno 330 to wciąż jedno z mocniejszych połączeń stosowanych w smartfonach. LG G Flex ma o tyle ułatwione zadanie, że jego układ graficzny nie musi radzić sobie z rozdzielczością Full HD, a "tylko" HD. Dzięki temu urządzenie oczywiście rządzi w benchmarkach.
Nie zmienia to faktu, że początkowo różnic w szybkości działania względem G-dwójki nie widziałem w ogóle. Po kilkunastu dniach użytkowania i zainstalowaniu ponad 40 gier i aplikacji odnotowałem jednak lekki spadek płynności interfejsu. Dotyczy to zwłaszcza belki powiadomień, która po uzbieraniu ok. 10 powiadomień zaczyna delikatnie klatkować podczas przewijania. Nie jest to uciążliwe, ale mam wrażenie, że dla programistów LG zoptymalizowanie oprogramowania tego modelu nie było priorytetem. G2 nawet po kilku miesiącach działa bowiem jak po wyjęciu z pudełka. Być może poprawi się to po aktualizacji do Androida 4.4 KitKat, która wkrótce powinna trafić do Polski (południowokoreańskie egzemplarze są już aktualizowane).
Na koniec benchmarki:
Oprogramowanie i nakładka producenta
Obecnie egzemplarze G Flexa z polskiej dystrybucji mają na pokładzie Androida 4.2 Jelly Bean. Aktualizacja do wersji 4.4 KitKat (Android 4.3 zostanie pominięty) jest już jednak w drodze i powinna się pojawić w ciągu kilku tygodni.
Widać, że producent warstwę wizualną swojej nakładki opracował z myślą o tym konkretnym urządzeniu. Ma to oczywiście związek z obecnością wyświetlacza OLED, który - jak wiadomo - lubi czerń. Występuje ona zatem niemal we wszystkich elementach interfejsu: od dialera, przez aplikację do zarządzania SMS-ami, aż po menu ustawień. Moim zdaniem interfejs wygląda dzięki temu dużo lepiej od tego w pozostałych urządzeniach LG. Za takie rozwiązanie wdzięczna jest oczywiście również bateria (składające się na czarne elementy piksele nie są aktywowane).
Oprogramowanie zostało przemyślane pod kątem obsługi jedną ręką, co w przypadku 6-calowca ma niebagatelne znaczenie. Przykładowo dialer można przysunąć do jednej krawędzi ekranu, a pasek powiadomień zsunąć za pomocą jednego z przycisków funkcyjnych. Również te ostatnie można dowolnie przesuwać, by bezproblemowo dosięgnąć do nich kciukiem.
Jest także funkcja pozwalająca współdzielić ekran między dwiema aplikacjami. Działa ona jednak jedynie w przypadku wybranych apek systemowych, takich jak odtwarzacz wideo, przeglądarka internetowa, klient SMS, e-mail, notatnik, galeria, YouTube, Mapy Google, Hangouty, Gmail, słownik czy menedżer plików.
Z preinstalowanych na urządzeniu aplikacji warto wymienić:
- Centrum aktualizacji - z tego miejsca aktualizowane są aplikacje systemowe z pominięciem aktualizacji całego systemu.
- Dyktafon.
- LG Backup - aplikacja do tworzenia kopii zapasowych.
- Life Square - program agregujący wpisy z serwisów społecznościowych, wysłane i odebrane wiadomości, wykonane za pomocą smartfona zdjęcia i filmy oraz rejestry połączeń. Tworzy z nich swoisty dziennik użytkownika.
- QuickRemote - pilot telewizyjny.
- QuickTheater - aplikacja dająca błyskawiczny dostęp do filmów, zdjęć oraz YouTube'a.
- Voice Mate - asystent głosowy podobny do Siri, działa wyłącznie w języku angielskim.
- Zadania - menedżer zadań.
- Menedżer plików.
- Quick Translator - tłumacz potrafiący w czasie rzeczywistym tłumaczyć tekst przechwytywany przez aparat. Obsługuje język polski, a tłumaczenie pojedynczych słów działa całkiem sprawnie.
- QSlide - miniaplikacje uruchamiane w ruchomych oknach.
- QuckMemo - podręczny notatnik pozwalający również na wykonywanie i edytowanie zrzutów ekranu.
Multimedia
LG utrzymuje, że wyświetlacz G Flexa wzorowany był na wygiętych ekranach znajdujących się w kinach IMAX. Łukowata powierzchnia panelu ma być lepiej dostosowana do pola widzenia człowieka, co z kolei ma się przełożyć na lepsze wrażenia płynące z oglądania filmów. Czy tak jest w rzeczywistości?
Trzymając telefon w odległości kilkudziesięciu centymetrów od oczu, nie zauważa się oczywiście większej różnicy. Jeśli jednak zmniejszymy dystans do ok. 20 cm, różnica jest już jak najbardziej widoczna. Czy filmy ogląda się dzięki temu lepiej? Cóż, na pewno ogląda się... inaczej. Podejrzewam, że gdybyśmy wychowali się na wklęsłych wyświetlaczach, to dziś wrażenie robiłyby na nas te płaskie. Cały efekt sprowadza się zatem do tego, że po prostu obcujemy z czymś nowym. Nie zmienia to jednak faktu, że filmy na Flexie rzeczywiście oglądało mi się przyjemnie i była to bardzo fajna odskocznia.
Istotne jest to, że podczas oglądania filmów nie dają o sobie znać wspomniane przeze mnie wcześniej wady ekranu. Na dynamicznie zmieniającym się obrazie nie sposób dostrzec ani pojedynczych pikseli, ani jego ziarnistości. Technologia OLED zapewnia natomiast bardzo dobre nasycenie kolorów. Wydobywający się z tylnego głośnika dźwięk jest głośny, czysty i wyraźny, choć oczywiście nie jest to rozwiązanie idealne. Byłyby nim głośniki stereo na przednim panelu.
Systemowa aplikacja odpowiedzialna za odtwarzanie filmów wspiera wszystkie najpopularniejsze formaty oraz napisy i jest obsługiwana za pomocą intuicyjnych gestów. Przypadło mi do gustu przewijanie filmu do wybranego fragmentu, kiedy to na pasku postępu wyświetlane jest niewielkie okienko z podglądem.
Myślę, że G Flex w pełni usatysfakcjonuje fanów multimediów.
Bateria
Na pokładzie G Flexa znajduje się wygięty akumulator wypełniający wszystkie wolne zakamarki. Udało się dzięki temu zmieścić w obudowie aż 3500 mAh. Spora bateria w połączeniu z nieobciążającą zbytnio układu graficznego rozdzielczością ekranu oraz jego energooszczędnością przekłada się na to, że phablet LG jest po prostu długodystansowcem.
Osobny test baterii został już opublikowany na Life's Good Blogu. Przypomnę tylko, że G Flex z 80-procentowym podświetleniem ekranu osiąga następujące wyniki:
- odtwarzanie zapętlonego wideo w rozdzielczości 720p – 15,5-16 godz.;
- odtwarzanie wideo z YouTube’a w jakości HQ (przez Wi-Fi) – 9-9,5 godz.;
- granie w wymagające gry (GT Racing 2) – przez godzinę spada 14-15%, co wystarcza na ok. 6,5-7 godz. grania.
Jeśli w ciągu doby prowadzimy około godziny rozmów i wykorzystujemy smartfona głównie do przeglądania stron internetowych, korzystania z Facebooka i wysyłania wiadomości przez komunikatory internetowe (przez Wi-Fi), a ekran z maksymalnym podświetleniem aktywny jest przez mniej więcej 3 godz., telefon powinien wytrzymać na jednym ładowaniu pełne dwa dni.
Oczywiście przy bardziej intensywnym użytkowaniu (zwłaszcza w sieci 3G) czas pracy jest krótszy, ale ani razu nie miałem problemów z utrzymaniem G Flexa przy życiu od rana do wieczora. Pod tym względem jest to jedna z najlepszych słuchawek na rynku.
Aparat
Aparat w G Flexie ma 13-megapikselową matrycę oraz obiektyw o jasności f/2.4. To parametry niemal takie same jak w LG G2. Zabrakło jednak optycznego stabilizatora obrazu, którego projektantom LG nie udało się zmieścić pod zakrzywioną obudową. Nie jest to problem za dnia, bo wtedy zdjęcia i tak wychodzą bardzo dobre, ale brak ten daje o sobie znać po zmroku, kiedy o rozmazaną fotkę nietrudno. Na tym polu zresztą nawet G-dwójka wypada marnie. Kolejną różnicą względem G2, tym razem na plus, jest możliwość nagrywania filmów Ultra HD (3840 x 2160).
Oczywiście, producent przygotował sporo dodatkowych trybów i funkcji, pozwalających na usuwanie wybranych elementów ze zdjęć, robienie 360-stopniowych panoram, wykonywanie fotografii seryjnych, wygładzanie cery fotografowanej osoby czy robienie zdjęć z wykorzystaniem przedniej i tylnej kamerki jednocześnie. Ja na co dzień używałem najczęściej świetnie spisującego się trybu HDR.
Zestaw przykładowych zdjęć znajduje się w poniższej galerii.
Podsumowanie
LG G Flex zadebiutował na polskim rynku w sugerowanej cenie detalicznej 2999 zł, co można było uznać za - nomen omen - przegięcie. Zerkam jednak teraz na Ceneo i widzę, że można go dziś nabyć za nieco ponad 2200 zł, a to nie wygląda już aż tak tragicznie (zwłaszcza na tle dzisiejszych flagowców). Oczywiście phabletowi LG można wytknąć ekran o relatywnie niskiej rozdzielczości czy brak optycznej stabilizacji obrazu, ale ma on sporo innych zalet. Problem jednak w tym, że nie każdy je doceni.
Mam oczywiście na myśli wygiętą konstrukcję, elastyczną baterię i samoregenerującą się obudowę. Nie da się ukryć, że jest to w zasadzie jedynie pokaz technologicznych możliwości producenta, które nie mają jakiegoś głębszego zastosowania. Nie zmienia to jednak faktu, że niedostępne w żadnym innym urządzeniu technologie to fajna sprawa dla znudzonego niezmieniającymi się od lat smartfonami geeka, który chciałby w końcu pobawić się czymś nowym. Również ja, testując G Flexa, po raz pierwszy od dawna poczułem powiew świeżości, co dało mi sporo frajdy. Raczej nie jest to zatem produkt dla przeciętnego użytkownika smartfonów, ale technologiczni zapaleńcy będą wniebowzięci.
Plusy:
- bardzo długi czas pracy baterii
- wygięty ekran, samoregenerująca się obudowa i inne nietypowe technologie
- oprogramowanie przygotowane z myślą o obsłudze jedną ręką
- świetny telefon do multimediów
Minusy:
- ziarnistość ekranu i wypalanie się obrazu
- aparat okrojony z optycznej stabilizacji obrazu
- skrzypiąca obudowa