Internet w Chinach? Nie polecam
"Znałam teorię. Myślałam, że jestem na to gotowa, ale rzeczywistość jest inna" - rzekła bohaterką filmu "Interstellar" po wizycie na planecie, na której czas płynie wolniej. Ja również poczułem się jak na innej planecie. Za sprawą wizyty w Chinach.
11.08.2018 | aktual.: 11.08.2018 12:02
Do Pekinu przybyłem na premierę nowych smartfonów Meizu. To moja pierwsza wizyta w tym kraju, dlatego dotychczas znałem chiński internet tylko w teorii. A jak wygląda ta teoria?
The Great Firewall of China
Chiński rząd zbanował mnóstwo zachodnich platform internetowych. Nie działają chociażby usługi Facebooka i Google'a. Nie działa Messenger, WhatsApp, Instagram, Gmail, Google Play, Mapy, YouTube, Kalendarz czy Tłumacz. Nie działa wyszukiwarka Google. W większości miast - w tym w Pekinie - nie działa też Uber.
Wszystkie te usługi mają swoje chińskie odpowiedniki, ale nie są one zbyt przyjazne zachodnim użytkownikom. Większość nie ma nawet angielskiego interfejsu.
W teorii ograniczenia można łatwo obejść
Do Chin przybyłem z poinstalowanymi alternatywnymi tłumaczami i mapami, które działają w Chinach offline, oraz - przede wszystkim - zainstalowanym VPN-em. A konkretnie z dwoma różnymi VPN-ami zainstalowanymi na dwóch różnych telefonach.
Usługi VPN wykorzystują rozsiane po świecie serwery pośredniczące, które pozwalają udawać, że telefon znajduje się w innym kraju.
Oczywiście korzystanie z VPN-u oficjalnie jest w Chinach zabronione, ale w praktyce jest to martwy przepis. Ciężko oczekiwać od globalnie rozpoznawalnych marek jak Huawei, Xiaomi czy DJI, by cyfrowo odcięły się od reszty świata i nie prowadziły chociażby działań na Facebooku. Nie mówiąc już o turystach.
Rzeczywistość jest inna
Rzeczywistość jest taka, że internet w Chinach - przynajmniej w miejscach publicznych, które miałem okazję odwiedzić - jest kiepskiej jakości (a nierzadko nie jest dostępny w ogóle). A wolny internet oznacza bardzo duże utrudnienia w nawiązywaniu połączenia z VPN-em.
Na problemy napotkałem świeżo po przylocie, gdy połączyłem się z Wi-Fi na lotnisku. Co ciekawe, iPhone w pierwszym momencie po podłączeniu do sieci zasysa powiadomienia z Messengera, Instagrama czy Gmaila, ale już po chwili dostęp do tych usług jest blokowany. Nie wiem dlaczego, ale dzieje się tak niemal za każdym razem.
Tak czy inaczej - przez pierwsze 3 godziny pobytu w Pekinie nie udało mi się połączyć z VPN-em, choć na dwóch telefonach i laptopie zainstalowałem dwie najlepiej oceniane apki tego typu - NordVPN i ExpressVPN. Przez wspomniany wcześniej błąd dostałem kilka wiadomości na Messengerze, WhatsAppie czy Instagramie, ale nikomu nie mogłem odpisać. Okropne jest to poczucie bezsilności, gdy niby masz internet, ale nie możesz skorzystać z ulubionych internetowych usług.
Kupno lokalnej karty SIM w Chinach? To nie takie proste
W Chinach, podobnie jak w Polsce, istnieje obowiązek rejestracji kart SIM. Tam jest to jednak dla nas o wiele trudniejsze z uwagi na barierę językową; niewielki odsetek Chińczyków potrafi wydukać cokolwiek po angielsku. O ile w restauracjach czy sklepach można się dogadać na migi, o tyle rejestracja numeru to proces o wiele bardziej skomplikowany niż kupno dwóch butelek wody.
Ja miałem to szczęście, że Meizu zaoferowało pomoc i zarejestrowało kartę za mnie, ale gdybym wybrał się do Chin prywatnie, prawdopodobnie musiałbym zrobić sporą wycieczkę po mieście, by znaleźć sprzedawcę, z którym będę w stanie się dogadać.
Chiny WeChatem stoją
Chyba nie przesadzę pisząc, że konto na WeChacie jest dla Chińczyka równie ważne, co dla Polaka numer telefonu. A kto wie czy nie ważniejsze, bo WeChat jest nie tylko najpopularniejszym w Państwie Środka komunikatorem. Konta na tej platformie używa się do rejestracji w tysiącach innych usług i ponoć jest niezbędne także do podpisania niektórych umów.
Sęk w tym, że w naszej części świata WeChat ma znikomą popularnością, więc większość odwiedzających Chiny instaluje go tuż przed wyjazdem. I tu może pojawić się problem. Kolega z innej redakcji od razu po lądowaniu w Pekinie dostał bana za "podejrzaną aktywność na koncie". Tą podejrzaną aktywnością był przelot telefonu z Polski do Chin.
Co najgorsze, WeChat nie działa, gdy aktywny jest VPN, co znacznie utrudnia komunikację, gdy chce się utrzymać kontakt zarówno z ludźmi w Europie, jak i tymi w Chinach.
Płacenie w chińskich sklepach też okazało się wyzwaniem większym, niż sądziłem
Od ubiegłego roku na żaden zagraniczny wyjazd nie zabieram gotówki w obcej walucie; używam karty walutowej Revolut, która pozwala mi płacić w sklepach oraz wypłacać pieniądze z bankomatów po bardzo atrakcyjnych kursach.
Przed wylotem wyczytałem, że Revolut działa w Chinach, więc nie zaprzątałem sobie głowy juanami. To błąd, bo Revolut - owszem - działa, ale nie wszędzie. Mnóstwo terminali w sklepach oraz bankomatów nie obsługuje kart MasterCard i VISA. Mnie kartą nie udało się zapłacić nawet w McDonald's, a gotówkę z powodzeniem wypłaciłem bodaj dopiero w dziewiątym bankomacie.
Rynek płatności w Chinach zdominowany jest przez usługi WeChat Pay i Alipay, które bazują na skanowaniu kodów QR z użyciem telefony. Ten duet ma większy udział w płatnościach w pekińskich sklepach niż gotówka, karty płatnicze, Apple Pay i inne usługi razem wzięte.
Z uwagi na nieoczekiwany ban dla kolegi, nawet nie interesowałem się zakładaniem konta WeChat Pay, dlatego ograniczam się do gotówki. Jak w średniowieczu.
Jeszcze nigdy nie byłem w kraju tak technologicznie innym od Polski
I nie chodzi o poziom zaawansowania technologicznego, bo pod tym względem Chiny stoją na bardzo wysokim poziomie. Dość wspomnieć, że telefonem można zapłacić nawet na bazarze. Ba - masa rozwiązań, z których korzystamy w Europie, pochodzi z Chin.
Chiny to po prostu alternatywny świat, w którym wszystko jest inaczej niż u nas. Wiedziałem to przed wylotem, ale ujrzenie tego na własne oczy to co innego.
PS - oczywiście nie piszę tego wszystkiego, by kogokolwiek zniechęcić od odwiedzenia Chin. To piękny kraj, który warto zobaczyć, ale trzeba mieć świadomość, że sami Chińczycy nam tego nie ułatwiają.