Pora powiedzieć to wprost. Aparaty do selfie są bez sensu
Spokojnie, nie zamierzam krytykować samej idei robienia sobie selfie, bo nic mi do tego, jak ludzie wykorzystują swoje smartfony. Ba, sam od czasu do czasu selfie sobie strzelę. Chodzi o coś zupełnie innego.
16.05.2019 | aktual.: 17.05.2019 11:21
Obecnie aparaty do selfie to absolutny standard, ale nie zawsze tak było. Pierwsze telefony z przednimi aparatami co prawda pojawiły się w okolicach 2003 roku, ale pomysł przyjął się dopiero jakieś 7 lat później. Niestety.
Problem z aparatami do selfie jest taki, że są dużo gorsze od aparatów głównych
Serwis DxOMark, uważany przez wielu za branżową wyrocznię, od kilku miesięcy prowadzi ranking przednich aparatów smartfonów. Osobiście jestem sceptycznie nastawiony do idei sprowadzania fotograficznych możliwości urządzenia do jednej liczby, ale przyjmijmy na ten moment, że ranking DxO daje jakiś tam pogląd na jakość stosowanych aparatów.
Obecnie na szczycie rankingu znajdują się modele Galaxy S10+ i S10 5G. Duża w tym zasługa zastosowania podwójnej stabilizacji obrazu oraz autofokusu Dual Pixel. Dzięki temu zdjęcia wychodzą nieporuszone i mają precyzyjnie ustawioną ostrość.
Przypomnę jednak, że optyczną stabilizacją obrazu w aparacie głównym miał już Galaxy S6 (rok 2015), a technologia Dual Pixel zadebiutowała w Galaxy S7 (rok 2016).
Wniosek? Najlepiej oceniany aparat do selfie zbliżył się technologicznie do poziomu aparatów głównych sprzed 3-4 lat
Zaznaczam, że tylko zbliżył. Przedni aparat wciąż pozostaje w tyle pod względem wielkości matrycy czy jasności obiektywu.
A mówimy o aparacie do selfie, który jest wyjątkowo solidnie wyposażony. Smartfonów, które mają optyczną stabilizację w przedniej kamerce, jestem w stanie z pamięci wymienić pięć. Wciąż na rynek trafia masa telefonów (nawet flagowców), które w ogóle nie mają na froncie autofokusu. Stosowanie tanich, przedpotopowych matryc wielkości główki od szpilki to standard.
A ostatnio sytuacja robi się absurdalna
Pal licho, gdy żyliśmy w czasach, w których wszystkie smartfony miały duże ramki. Nie było więc problemu z pchnięciem w górnej części dodatkowej, taniej kamerki. Ot, żeby była.
Ale teraz? W dobie tzw. bezramkowców? Producenci opracowują kosmiczne technologie do wiercenia dziur w ekranach. Implementują skomplikowane moduły z automatycznie wysuwającymi się aparatami. Samsung zapowiada ukrycie niewidocznego aparatu do selfie za przezroczystym wyświetlaczem.
Wszystko to tylko po to, by upchnąć gdzieś dodatkowy aparat, który technologicznie zatrzymał się w średniowieczu.
Czy nie jest lepsze umożliwienie robienia selfie i prowadzenia wideorozmów aparatem głównym?
Jakiś czas temu zachwycił mnie Meizu pro 7. Smartfon bez aparatu do selfie. Zamiast niego producent zaimplementował niewielki wyświetlacz pod podwójnym aparatem głównym.
Przecież to takie genialne. Takie oczywiste. Tak proste i - prawdopodobnie - dużo tańsze w implementacji niż dodatkowy aparat plus wysuwany mechanizm. Nie rozumiem, dlaczego coś takiego nie jest standardem.
Pomysł ten został rozszerzony w Nubii X. W jej przypadku tylny wyświetlacz jest dużo większy, ale został ulokowany za koloryzowanym szkłem. Dzięki temu nieużywany, wygaszony ekran nie szpeci obudowy.
Samsung ostatnio zaskoczył jeszcze innym pomysłem. Aparat główny w Galaxy A80 został zamontowany w wysuwanym i obracanym mechanizmie.
I to są rozwiązania, które do mnie trafiają. Umożliwienie robienia selfie i prowadzenia wideorozmów dobrej jakości aparatem głównym. Wykorzystywanie w każdej sytuacji pełni fotograficznych możliwości urządzenia. A nie wiercenie dziur w pięknym wyświetlaczu i robienie selfie biedakamerką, podczas gdy drugiej strony spoczywa aparat stojący na nieporównywalnie wyższym poziomie.
Kiedyś producenci byli mądrzejsi
Jeden z najmilej wspominanych przeze mnie telefonów to Sony Ericsson K750i. Komórka z 2006 roku, która miała przy tylnym aparacie niewielkie lusterko, ułatwiające robienie autoportretów.
Oczywiście samo lusterko w dzisiejszych czasach uniemożliwiałoby dokładne kadrowanie czy prowadzenie wideorozmów, ale trop był dobry - wykorzystać aparat główny, a nie pakować kolejny.
Samsung kilkanaście lat temu wypuścił serię komórek z ręcznie obracanymi kamerkami, m.in. model SCH-X590 z 2002 roku. Dzięki temu ten sam aparat można było wycelować w przód lub w tył.
Dało się? Dało. Niestety podczas ewolucji telefonów coś poszło nie tak i dobre wzorce zostały niemalże zapomniane, a przyjęły się te - w mojej ocenie - dużo gorsze. Oby nie trwało to wiecznie.